niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział IX.

Ana:

Kiedy Carles się obudził od razu przeniosłam go do innego szpitala. Nie ufałam już poprzedniemu lekarzowi, przez którego mój brat mógł umrzeć. Kiedy byłam już spokojna o Carlito, mogłam pomóc Jose i jego rodzinie. Postanowiłam się przebadać i sprawdzić czy mogę być dawcą szpiku dla Jasona. Siedziałam właśnie w gabinecie zabiegowym, w szpitalu miejskim, w którym przebywał syn Jose. Pielęgniarka kończyła pobierać mi krew. Na łóżku obok siedział Vic. Od kiedy mnie pocałował nie puszcza mojej dłoni. Zachowuje się jakby się bał, że gdy mnie puści, to zniknę lub ucieknę. Nie mieliśmy sposobności porozmawiać o tym co dzieje się między nami. W końcu tyle się teraz dzieje. Spojrzałam na bramkarza, któremu, druga pielęgniarka, wyciągała igłę i przyciskała wacikiem rankę. Valdes także postanowił się przebadać. To bardzo miłe z jego strony, że chce pomóc małemu.
Gdy wyszliśmy na korytarz, zobaczyliśmy siedzących tam Tello, Fabregasa, Messiego, Inieste, Pique, Albe, Thiago, Sancheza i Agnieszkę. Wszyscy trzymali rękę zgiętą.

- Co wy tu robicie? – zapytałam lekko zaskoczona. – Ktoś w ogóle został przy Carlito?

- Przyszliśmy zbadać czy możemy oddać szpik dla synka twojego przyjaciela. – powiedział Alexis uśmiechając się do mnie.

- Co do naszego kapitana to nie bój nic, są z nim David i Xavi. – dodał Jordi.

- Skąd wiecie o szpiku? – zadałam to pytanie, choć zaczęłam domyślać się odpowiedzi. Victor musiał im powiedzieć. Rozmawiałam z nim po tym jak mnie pocałował. – Victor wam powiedział? – blondyn się wyszczerzył, a chłopaki przytaknęli.

- Villa i Xavi byli już wcześniej. David o mało nie zemdlał. – zaśmiał się Cristian, a reszta mu zawtórowała.

- Ana, a jak ten chłopiec się czuje? – zapytała Aga. Widać, że przejęła się sytuacją małego Jasona.

- Jest stabilny, ale bardzo osłabiony i obolały. Głównie śpi. – odparłam, a dziewczyna westchnęła.

Poczułam jak Vic obejmuje mnie w talii. Nie przeszkadzało mi to, a wręcz przeciwnie, dodawało mi otuchy. Oparłam się o niego. Nadal trzymał mnie za dłoń. Wiem, że będziemy musieli porozmawiać, ale teraz wszyscy byliśmy skupieni na Jasonie.

- Kiedy będą wyniki? – zapytał Gerard.

- Za jakieś dwie godziny. – odpowiedziałam. Dochodziła osiemnasta i byłam kompletnie wyczerpana. Głównie psychicznie, choć fizycznie także. Ostatnie dni ostro dały mi się we znaki. Przydałoby mi się poćwiczyć i pozbyć się tej negatywnej energii.

- Wiecie co, ja nie będę tu siedzieć i czekać. Idę pobiegać. Do zobaczenia za dwie godziny. – to mówiąc pomachałam im i całując Victora w policzek wyszłam z budynku.

Parę minut później byłam już w domu. Przebrałam się w krótkie spodenki i bluzkę na ramiączkach. Do tego addidasy, iPod plus słuchawki, włosy spięte w kucyka i mogę biegać. Zrobiłam parę kółek na około Camp Nou i przystanęłam, żeby odpocząć. Akurat swoim kojącym głosem śpiewał James Blunt. Odetchnęłam i biegłam dalej. Nie wzięłam telefonu, a na iPodzie nie miałam zegarka, więc nie wiedziałam jak bardzo straciłam poczucie czasu. Uświadomił mnie dopiero Valdes, który podjechał autem pod stadion. Nie zauważyłam go, ale poczułam. Objął mnie w talii i pocałował w kark. Całe moje ciało przeszyły przyjemne dreszcze. Wyjęłam słuchawki i przystanęłam. Nadal jednak nie odwróciłam się do chłopaka.

- Co ty tutaj robisz? – zapytałam ze śmiechem. Musnął ustami moje ucho.

- Przyjechałem po ciebie, wszyscy czekają. - odparł wesoło.

– No tak, wyniki! Przez to bieganie, całkiem zapomniałam. Chyba muszę sobie sprawić jakieś tabletki na pamięć. – zaczął się śmiać. Odwrócił mnie przodem do siebie. Uśmiechał się.

- Kupię ci takie na urodziny. – dałam mu kuksańca w bok i pokręciłam głową.

- Zanim tam pojadę to muszę wziąć prysznic.

- A po co? Teraz jest bardzo dobrze. – znowu ten szelmowski uśmiech i iskierki w oczach. – Bardziej seksownie. – zamruczał. Uśmiechnęłam się kokieteryjnie i musnęłam jego usta.

- Niestety, to nie czas i miejsce. Poza tym, musimy porozmawiać. Teraz idę do domu pod prysznic. – zrobił zrezygnowaną minę i po chwili niósł mnie przewieszoną przez jego ramię.

- Nie, nie. Teraz jedziesz ze mną do szpitala po wyniki. – zaczęłam mu się wyrywać i drapać go po plecach. Nic jednak go to nie ruszało, a tylko śmiał się jeszcze bardziej. Jego śmiech był zaraźliwy, więc dołączyłam do niego. Wsadził mnie do auta i zapiął pasem, po czym usiadł za kierownicą i ruszył do szpitala. Byliśmy tam dziesięć minut później. Bramkarz ponownie przewiesił mnie przez ramię i wniósł do budynku. Na korytarzu, oprócz całej drużyny Barcelony byli także inni pacjenci, którzy dziwnie nam się przyglądali. Zrezygnowana przestałam protestować i westchnęłam. Chłopaki się śmiali, Aga patrzyła na nas z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Jedynie Cesc siedział cicho. Patrzył w sufit. Był tutaj także Jose. Dziękował każdemu po kolei za te badania. Wreszcie Vic mnie puścił i mogłam usiąść. W tym samym momencie pojawił się lekarz Jasona z wynikami.

- Mam dla państwa dobrą informację. Szczególnie dla pana, panie Martinez. Dwie osoby spośród przebadanych jest zgodne z Jasonem i mogą one oddać mu szpik. – wszyscy spojrzeli po sobie. Każdy zastanawiał się, kim jest ten, który może pomóc temu biednemu chłopcu. – Zgodni są pani Ana Puyol i pan Cristian Tello. – powiedział lekarz, a ja zamarłam. Zauważyłam, że Tello też zatkało.

– Mogę prosić państwa ze mną? Pana Martineza również. – wstałam i wraz z Cristianem i Jose poszliśmy za lekarzem do gabinetu.

- Kiedy można wykonać zabieg? – zapytałam bez ogródek. Owszem, bałam się jak cholera, ale czułam, że muszę to zrobić. Obiecałam przyjacielowi, że mu pomogę.

- Możemy to zrobić jeszcze dziś, jeśli jest pani gotowa i pewna swojej decyzji.

- Owszem, jestem pewna. Mogę to zrobić nawet teraz. – Jose podniósł mnie z krzesła i mocno przytulił. W oczach miał łzy szczęścia.

- Dziękuje Ana! Nawet nie wiem jak spłacę ten dług. - był wzruszony i biła od niego wielka radość i ulga.

- Niczego nie musisz spłacać. Obiecałam, że pomogę. Od tego są przyjaciele. – uśmiechnęłam się, a brunet wreszcie mnie puścił.

- Czy ja też mogę oddać szpik? – zapytał, do tej pory milczący, Tello.

- Oczywiście. Może być potrzebny, jeśli ten od pani Puyol się nie przyjmie. - odparł doktor i uśmiechnął się.

- W takim razie też się zgadzam. – Cristian również został wyściskany przez szczęśliwego Martineza.  Lekarz podał mi i piłkarzowi formularze do wypełnienia.

- Formularze wypisane, więc teraz proszę udać się ze mną do sali. Kto pierwszy? - spojrzał na mnie i piłkarza.

- Ja. – odpowiedziałam tylko, a Tello ścisnął mi dłoń, lekko się uśmiechnął i wyszedł. Jose też gdzieś zniknął. Pewnie poszedł przekazać dobre wieści Blance. Wyszłam za doktorem i zostałam zatrzymana przez Valdesa, który zastąpił mi drogę.

- Idziesz teraz na zabieg? – martwił się. Nie zważając na to, że przyglądają nam się piłkarze i Aga, pocałowałam go czule.

- Tak i nie martw się. Za jakieś półtorej godziny będzie po wszystkim. Zastanów się, co zjemy, bo umieram z głodu. – zaskoczyłam go tym gestem. Nim zdążył wrócić do siebie minęłam go i weszłam za lekarzem do gabinetu zabiegowego.

***

Ból był nie do zniesienia. Nie ten w trakcie zabiegu, lecz ten po.  Jest już po wszystkim, a lekarz użył znieczulenia  zewnątrz oponowego, więc nie było problemu z nie obudzeniem się po zabiegu. Nie byłam w stanie sama się ubrać, więc pomogła mi pielęgniarka. Z jej pomocą usiadłam na wózku, a ona wyprowadziła mnie do poczekalni. Cristian już tam czekał trzymając Agnieszkę za rękę. Widać było, że się stresował. Pielęgniarka nas zostawiła, a sekundę później był przy mnie Victor. Kucnął i pogłaskał mnie po policzku.

- Bardzo cie boli? – zapytał, a ja tylko kiwnęłam głową.

- Nie martw się Cristian, to da się przeżyć. – uśmiechnęłam się do Tello. Ten odwzajemnił gest i puszczając rudą wszedł do zabiegówki. Bramkarz wziął mnie na ręce, uważając na miejsce skąd został pobrany szpik.

- Jesteśmy z ciebie dumni Ana – powiedział Villa dając mi buziaka w policzek.

- Jesteś dzielna i cieszymy się, że należysz do naszej wielkiej, piłkarskiej rodziny. – dodał Gerard. Reszta im przytaknęła.

- Dziękuje wam. Teraz myślcie o Cristianie i wspierajcie go. – Valdes wyniósł mnie i posadził w samochodzie. Syknęłam z bólu.

- Wybacz, nie chciałem. – zmieszał się zapinając mi pas.

- Nic się nie stało. – odparłam cicho, a on usiadł za kierownicą.

- Nadal jesteś głodna? – zapytał, a ja kiwnęłam głową. – To jedziemy na Paellę z krewetkami. Co ty na to?

- Jeszcze pytasz! To moje ulubione danie. Pamiętałeś. – aż zrobiło mi się ciepło na sercu. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się czarująco. Nachylił się i pocałował mnie z taką czułością, z jaką chyba nikt mnie nigdy nie całował. Odwzajemniłam pocałunek i choć na chwilę przestałam myśleć o bólu, zmęczeniu i głodzie.

sobota, 29 czerwca 2013

Rozdział VIII.

Ana:

Gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam Victora śpiącego na łóżku obok. Uśmiech sam cisnął mi się na usta. Był taki kochany i troskliwy. Delikatnie wstałam, uważając, żeby nie zrobić krzywdy Carlesowi. Nadal leżał tak jak wcześniej, w śpiączce. Myślałam, że to tylko zły sen i jak się obudzę to uśmiechnie się do mnie i powie, że wszystko jest w porządku. Spojrzałam za okno próbując domyślić się, ile spałam.

- Jest rano następnego dnia. Długo spałaś, ale to dobrze. Twój organizm miał wreszcie szanse odpocząć. – blondyn wstał i uśmiechnął się do mnie słodko. – Powinnaś iść do domu. – pokręciłam głową słysząc jego propozycję. – Zjeść coś, przebrać się, jeszcze trochę pospać. Dzwoniła Maria i to parę razy. To chyba coś ważnego. – dopiero wzmianka o mojej sekretarce mnie ocuciła. Z reguły nie dzwonią do mnie bez bardzo ważnego powodu.

Wzięłam od Valdesa telefon i wyszłam na korytarz, żeby zadzwonić. Pomachałam Andreasowi, Xaviemu, Jordiemu i Leo, po czym wyszłam ze szpitala. Świeże powietrze sprawiło, że poczułam się lepiej. Nie lubiłam zapachu szpitala i leków. Maria odebrała od razu. Była zdenerwowana.

- Szefowo, dobrze, że pani dzwoni. Mamy problem.

- Co się stało? - ton jej głosu nie wróżył nic dobrego.

- Nie ma Jose, nie odzywa się od wczoraj, a w pani gabinecie czeka pan Rodriguez. – bardzo ważny klient. Dzięki niemu moja firma w ogóle prosperuje. Tylko, dlaczego Martinez nie stawił się w pracy? Przecież to on zajmował się projektami dla pana Rodrigueza.

- Rozumiem. Czy Jose się jakoś wytłumaczył? Zgłaszał urlop?

- Nie. Od wczoraj nie daje znaku życia.

- Dobrze, podaj klientowi kawę, herbatę lub cokolwiek czego sobie zażyczy. Będę za pół godziny, do godziny. – rozłączyłam się i wróciłam szybko do instytutu. Podbiegłam do piłkarzy siedzących w poczekalni.

- Mogę mieć do was prośbę? – zapytałam, a ci odpowiedzieli chórem.

- Oczywiście, że tak.

- Moglibyście posiedzieć na zmianę przy Carlito? Nie mogą tam być więcej niż dwie osoby. Sama bym siedziała, ale mam bardzo ważne spotkanie w pracy i jak je zawalę to mogę pożegnać się z firmą. – westchnęłam. Messi wstał i położył mi rękę na ramieniu.

- O nic się nie martw, zajmiemy się naszym kapitanem. – lekko się uśmiechnął. Odwzajemniłam uśmiech.

- W końcu jesteśmy rodziną, a rodzina się wspiera. – powiedział Alba wstając i przytulając mnie.

Jak ja ich uwielbiam. Są dla mnie jak bracia. Wiem, że zawsze mogę na nich liczyć. Nawet na Messiego. Podziękowałam im i pobiegłam do auta. W tempie ekspresowym znalazłam się w domu. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się w świeże ubrania, przypudrowałam, aby zakryć sińce pod oczami i biorąc potrzebne papiery udałam się do firmy. Klient był już dość zniecierpliwiony, ale przywitał mnie z uśmiechem, po czym serdecznie uścisnął moją dłoń.

- Jak miło, że pani dołączyła. Mamy do umówienia projekt mojego domu, prawda? – zapytał, a ja skinęłam głową i usiadłam na swoim krześle.

- Oczywiście. Niech pan usiądzie i będziemy mogli zacząć naszą rozmowę. - odparłam grzecznie i wskazałam krzesło, na którym usiadł klient.

***

Spotkanie z panem Rodriguezem przebiegło bardzo pomyślnie i zaakceptował projekty. Teraz moi fachowcy zajmą się realizacją. Mogę na chwilę odetchnąć z ulgą. Martwi mnie jednak fakt, że Jose się nie pojawił. Rozumiem, że różne rzeczy mogą się wydarzyć, ale mógł, chociaż zadzwonić. Postanowiłam pojechać do niego i dowiedzieć się, co się dzieje. Drzwi domu, mojego współpracownika, otworzyła starsza kobieta. Rozpoznałam w niej matkę Jose, Angelę Martinez. Na rękach trzymała roczną córeczkę mojego przyjaciela, Amelię. Kobieta była zapłakana, a na jej twarzy malowała się rozpacz. Pozwoliła mi wejść i zniknęła w kuchni. Dołączyłam do niej, stając w progu. Pani Martinez karmiła dziewczynkę butelką z mlekiem.

- Pani Martinez, co się stało? Gdzie Jose, Blanca i Jason? – zapytałam. Na dźwięk ostatniego imienia, kobieta zalała się łzami.

- Oni.. – zaszlochała. – Oni są w szpitalu.. – tylko tyle udało jej się powiedzieć. Podała mi adres i czym prędzej pojechałam we wskazane miejsce.

Gdy zapytałam w recepcji, gdzie mogę ich znaleźć usłyszałam odpowiedź i zamarłam. Onkologia dziecięca. Boże, to niemożliwe. Stojąc w windzie powstrzymywałam łzy, które cisnęły mi się do oczu. Muszę być silna dla Jose. To mój przyjaciel, a jego żona i dzieci są mi równie bliscy jak on sam. Serce mnie zabolało, gdy zobaczyłam pięcioletniego Jasona podłączonego do aparatur i maszyn. Blanca siedziała przy jego łóżku i płakała. Mój przyjaciel siedział na korytarzu próbując powstrzymać kolejne łzy spływające mu po policzkach. Podeszłam do niego i siadając obok przytuliłam go. Czując mój dotyk, wtulił się we mnie i zaczął głośno szlochać. Czekałam, aż się uspokoi, gładząc go uspokajająco po plecach. Czułam, że tego właśnie potrzebował. Chwili słabości. Po parunastu minutach udało mu się zatrzymać potok łez i odsunął się ode mnie.

- Dziękuje Ana.. – wyszeptał. – Skąd ty się tu w ogóle wzięłaś?

- Byłam u was w domu. Twoja mama powiedziała, gdzie was znajdę. – odparłam. Kiwnął głową na znak, że zrozumiał. – Które stadium? - spojrzałam na niego z troską.

- Drugie. – westchnął. – Rak szpiku. – odetchnęłam głośno. Biedne dziecko. Czym ono sobie na to zasłużyło? Widząc takie okrucieństwo zaczynam wątpić w istnienie jakiegokolwiek Boga.

- Jakie są rokowania? - zapytałam, a on spojrzał na mnie zrezygnowany.

- Jeśli chemioterapia i naświetlania zadziałają to nawet 5-6 lat. Ale mówią, ze lepiej byłoby zrobić operację, przeszczep szpiku. Tyle, że nie ma dla niego dawcy. – był załamany. – Ani ja ani Blanca nie pasujemy. Pozostali członkowie rodziny też nie.

- Coś wymyślimy, zobaczysz. – pogłaskałam go po ramieniu. – Nie będę przeszkadzać Blan. Ucałuj ją ode mnie i trzymajcie się. Pomogę Jasonowi, obiecuje. – pocałowałam go w policzek. – A co do pracy, to masz urlop do odwołania i niczym się nie martw. Poradzimy sobie bez ciebie. – uśmiechnęłam się lekko, po czym jak najszybciej wydostałam się z budynku.

Stanęłam przy aucie i zrobiłam parę głębszych oddechów. Musze jechać do Carlesa. Westchnęłam i po raz kolejny udałam się do Instytutu. Carlito nadal leżał nieprzytomny. Siedzieli z nim Gerard i Cesc. Widząc czarnowłosego miałam ochotę wyjść, ale ostatecznie się przemogłam i zostałam.

- Jak mój brat? – zapytałam bardziej Pique niż ich obu.

- Bez zmian, niestety. – odparł obrońca. Usiadłam na brzegu łóżka i pogłaskałam hermanito po policzku.

- Chyba będzie lepiej, jeśli już pójdę. – powiedział Fabregas wstając.

- Nie musisz z mojego powodu wychodzić. W końcu to twój przyjaciel. – odparłam cicho, a on kiwnął głową i usiadł z powrotem. – Gdzie Victor?

- Pojechał do domu przespać się i coś zjeść. Wygoniliśmy go z stąd siłą. – zaśmiał się Gerard. Również zaczęłam się śmiać. Po chwili dołączył do nas Cesc. To było takie nierealne. Po tych dwóch ciężkich dniach usiąść i się śmiać. Złapałam Carlesa za rękę i ścisnęłam. Jednak chwilę potem doznałam szoku, bo poczułam, że on też ściska mi dłoń.

- Hermanito, słyszysz mnie? Jeśli tak to ściśnij jeszcze raz. – poczułam ponowny ruch jego ręki. Z oczu pociekły mi łzy, tym razem szczęścia. Carlito otworzył jedno oko, po czym drugie i spojrzał na mnie zamglonymi oczami. Chciał coś powiedzieć, ale zaczął się dusić. Rurka intubacyjna! – Nic nie mów, jesteś podłączony do respiratora. Zawołam lekarza i zaraz się go pozbędziesz. - Nie musiałam jednak nikogo wzywać. Dr. Moore zjawił się i od razu, wraz z pielęgniarką zaczął badać brata. Pozbyli się rurki z jego gardła i sprawdzali czy wszystko w porządku.

Gdy wreszcie wyszli, podeszłam do łóżka. Widząc wyciągnięte ramiona Carlesa przytuliłam się do niego mocno. Tego mi właśnie brakowało. Kiedy się odsunęłam dopadli go Pique i Fabregas. Nie wiem, kiedy w sali pojawiła się reszta drużyny, w tym także Agnieszka.  Postanowiłam wyjść i pozwolić im się przywitać. Ucałowałam Carlito w czoło i wyszłam na korytarz. Czekał tam na mnie Victor. Gdy mnie zobaczył oczy mu się zaświeciły. Uśmiechnął się do mnie słodko i przytulił do siebie. Wtuliłam się w jego silne ramiona i zaczęłam płakać. Ze szczęścia, bo odzyskałam brata, ale także ze smutku z powodu małego Jasona. Valdes podniósł mój podbródek i spojrzał w moje załzawione oczy. Musiał zobaczyć w nich to, co czuje i jak potrzebuje.. No właśnie, kogo? Dostrzegł odpowiedź szybciej niż ja. Nachylił się i delikatnie mnie pocałował. Jego usta były słodkie i miękkie. Całował delikatnie i czule. Objął mnie w talii, a ja zawiesiłam mu ręce na szyi zatracając się w tej chwili. Zatracając się w nim.

środa, 26 czerwca 2013

Rozdział VII.

Z góry przepraszam, że taki krótki i w ogóle, ale stwierdziłam, że muszę go dodać. Następny będzie lepszy!

***

Ana:

Po wizycie u Agi i Crisa, wybraliśmy się z Victorem na kolację do jednej z moich ulubionych restauracji, a potem zaprosił mnie do siebie. Przez cały wieczór i noc nie spałam czekając na telefon ze szpitala. Nie zmrużyłam oka i co gorsze nadal nie otrzymałam żadnych, nowych informacji o stanie zdrowia mojego brata. Dochodziła siódma rano. Stałam w łazience wpatrując się w lustro. Byłam blada, miałam worki pod oczami i ledwo widziałam na oczy. Ogólnie czułam się kiepsko. Czekałam do tej godziny, żeby móc pojechać do Carlesa i w końcu dowiedzieć się od lekarzy jak on się czuje. Właśnie kończyłam myć zęby, gdy drzwi się otworzyły i wszedł Victor. Miał na sobie tylko bokserki i bardzo się zdziwił widząc mnie ubraną i gotową do wyjścia. Bardziej pewnie niepokoił go mój wygląd. Zostałam u niego na noc, bo stwierdził, że nie powinnam być sama. Mimo, że mój umysł był tylko skupiony na moim chorym bracie, to ciało zauważyło brak ubrań, który prezentował Valdes. Jego umięśniony tors i brzuch sprawiły, że przeszły mnie ciarki. Po chwili jednak rozum wrócił i całując blondyna w policzek wyszłam z domu bramkarza. Po dziesięciu minutach jazdy byłam już w szpitalu. Gdy pojawiłam się na oddziale, na którym leżał Carlito, zauważyłam dziwny wzrok pielęgniarek i lekarzy. Patrzyli na mnie ze współczuciem. Byłam zła na dr. Moore’a, który zajmował się moim bratem. Wchodząc na sale czułam się jeszcze bardziej zdenerwowana niż wczoraj. Carles leżał nieprzytomny, a w gardle miał rurkę. Był podłączony do kilku maszyn. Powinien już być przytomny i bez tego wszystkiego. Co tu się dzieje? Usiadłam na brzegu łóżka i pogłaskałam go po nieogolonym policzku. Wyglądał jakby spał, ale czułam, że coś jest nie tak.

- Pani Puyol, powinienem już wczoraj do pani zadzwonić, ale nie chciałem niepokoić. – odwróciłam się słysząc głos doktora. Stał w drzwiach patrząc na mnie ze współczuciem. – Możemy porozmawiać na zewnątrz? – kiwnęłam głową i znaleźliśmy się w poczekalni. – Podczas operacji wystąpiły pewne komplikacje. Organizm źle zareagował na lek znieczulający i jego serce stanęło. – na te słowa zamarłam. – Na szczęście udało nam się wznowić pracę serca i dokończyć operację. Do tej pory jeszcze się nie wybudził i nie wiemy ile może to potrwać. Trzeba być dobrej myśli. Bardzo mi przykro. – czułam się jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Z oczu ciekły mi łzy. Zaczęłam się trząść od powstrzymywanego szlochu.

- Jaki lek mu podaliście? – zapytałam, nie bez powodu. Carles od małego ma uczulenie na jeden z leków podawanych w czasie operacji. Lekarze odkryli to, kiedy brat miał wycinany wyrostek. Lekarz spojrzał na mnie zaskoczony pytaniem.

- Podaliśmy diazepam. Stosujemy go zawsze, chyba, że pacjent ma na niego alergię. Ale w przypadku pani brata mogliśmy go użyć. – spojrzałam na niego zszokowana, ale równocześnie coraz bardziej zdenerwowana. Nie zauważyłam nawet, że za mną stali Victor, David, Messi, Gerard i Cristian z Agnieszką. Przyszli przed chwilą, więc raczej nie słyszeli rozmowy.

- Czy pan na głowę upadł?! – podniosłam głos, ale nerwy całkiem mnie poniosły. – Mój brat właśnie na ten lek jest uczulony! Chciał pan go zabić? Powinniście to mieć w karcie. – cała dygotałam z wściekłości. Poczułam rękę na ramieniu, Victor.

- W karcie nie mieliśmy wpisanych żadnych leków, które uczulałyby pani brata. Ktoś musiał źle przeprowadzić wywiad. – Moore był zmieszany.

- Ktoś? To pan powinien przeprowadzać wywiad, a nie ktokolwiek. Jak tylko Carles się obudzi to zabieram go do innego szpitala. – minęłam doktora i pobiegłam do Carlito. Mimo wszystkich rurek przypiętych do jego ciała, położyłam się na łóżku koło niego, kładąc głowę na jego ramieniu i zaczęłam szlochać.

- Wszystko będzie dobrze, obudzisz się.. – powtarzałam. Nie mogę go stracić, nie Carlesa. Nie wiem, kiedy zasnęłam.

***

Victor:

Po tym jak Ana pobiegła do Carlesa, wszyscy spojrzeliśmy ze złością na lekarza. Jak mogli popełnić taki błąd? Czego nie wiemy o stanie naszego kapitana? Nie mogę patrzeć jak Ana cierpi. Chciałbym jej jakoś pomóc, zabrać jej ból. Byłem zdruzgotany jak wszyscy. Usiedliśmy na korytarzu i czekaliśmy, choć sami nie wiedzieliśmy, na co.

- Co musieli spieprzyć, że Ana tak się wściekła? – zapytał David spoglądając na resztę. – Ona rzadko się denerwuje, to oaza spokoju.

- Może ktoś powinien do niej pójść. – zaproponował Leo, a Aga pokręciła głową.

- Ona potrzebuje teraz czasu i Carlesa. Dajmy jej trochę pobyć z nim. – odparła, a Cristian złapał dziewczynę za rękę. Ruda oparła mu głowę na ramieniu.

Zebrani byli smutni i martwili się o Puyola. Postanowiłem jakoś pomóc przyjaciółce i przynieść jej kawę i coś do jedzenia. Od wczoraj nie wygląda najlepiej. Pewnie nie spała całą noc. Zawsze bardzo martwiła się o Carlesa, ale tym razem to było coś innego. Tak jakby przeczuwała, że coś się stanie. Gdy wróciłem, koledzy i ruda nadal siedzieli w tym samym miejscu. Minąłem ich i wszedłem do sali, na której leżał Tarzan. Koło kapitana dostrzegłem śpiącą Anę. Przytulona do brata, zwinięta w kulkę, wyglądała jak krucha laleczka, która mogłaby się potłuc przy najmniejszym podmuchu wiatru. Zostawiłem kawę i lunch na szafce nocnej i wziąłem, z łóżka obok, kołdrę. Okryłem dziewczynę i pocałowałem w czoło.  Martwię się o nią i to bardzo. Mam nadzieje, że jakoś się ułoży. Za chwilę mamy trening, ale wątpię, żeby ktoś się stąd ruszył. Usiadłem na wolny łóżku i wpatrywałem się w śpiącą dziewczynę i mojego przyjaciela. Było mi ciężko na sercu, a świadomość, że nic nie mogę zrobić była jeszcze gorsza.

wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział VI.

Ana:

Zawalona pracą zapomniałam o otaczającej mnie rzeczywistości. Zawsze tak było. Takie odcięcie od świata pomagało mi się skupić. Dokańczałam projekt dla jednego z moich klientów. Przez to nadmierne skupienie się na pracy zapomniałam o bardzo ważnej sprawie. Przypomniał mi o niej dopiero David zjawiając się w moim biurze.

- Puyol, co ty tu jeszcze robisz? – zapytał zaskoczony. – Bez ciebie nie zaczną.

- Villa, czego nie zaczną? – byłam nieco skołowana. Zmęczenie dawało mi się we znaki. W dodatku od dwóch dni cały czas mnie mdliło.

- Carles ma operacje, zapomniałaś? – odparł, a ja uderzyłam się dłonią w czoło. Cholera! Kompletnie wyleciało mi to z głowy. Złapałam torebkę i teczkę z projektem.

- Boże, całkiem zapomniałam. Co ze mnie za siostra? – skrzywiłam się, a ten poklepał mnie po ramieniu. – Naprawdę czekają tylko na mnie?

- Tak, jeśli się nie zjawisz, to nasz kapitan nie zgodzi się na operacje. – powiedział, a ja przygryzłam wargę, po czym wyszłam szybko z firmy, a Villa za mną.

***

Miejscem, gdzie miał być operowany mój brat, był Kataloński Instytut Ortopedii i Medycyny Sportowej. Carles wybrał to miejsce, ponieważ znajduje się tu specjalna jednostka zajmująca się stawami kolanowymi. W szpitalu czekali już  prawie wszyscy członkowie drużyny. Przywitałam się z nimi i weszłam na salę, na której leżał mój brat. Przebrany był w szpitalną koszulę. Uśmiechnęłam się do niego przepraszająco.

- Wybacz Carlito, całkiem zapomniałam, że to dzisiaj. – spuściłam głowę. Poczułam jak ściska moją dłoń.

- Nic się nie stało, hermanita. Musiałem przez operacją się z tobą widzieć. Po prostu, to już nie pierwszy zabieg i z każdym ryzyko niewybudzenia się jest.. – nie skończył, bo przerwałam mu w pół zdania i mocno się do niego przytuliłam.

- Nic ci nie będzie. Obudzisz się tak jak z każdym razem i będziesz miał wreszcie zdrowe kolano. – widziałam w jego oczach niepewność. U Carlito to rzadkość. Jeśli już czuje obawę czy strach to stara się tego nie okazywać. Tym razem jednak było inaczej. Bał się. W końcu, to już nie pierwsza operacja.

Z jego kolanem od dawna nie jest dobrze. Gra w piłkę doszczętnie je wyniszczyła. Wcześniej miał artroskopie, a teraz trzeba usunąć mu torbiel Bakera. Według tego, co wytłumaczył mi lekarz, ta torbiel to nagromadzenie płynu w dole podkolanowym w skutek obrzęku. Do pełnej sprawności będzie mógł wrócić najwcześniej za miesiąc. Na pewno nie jest z tego zadowolony, ale w tym wypadku zdrowie jest ważniejsze niż gra w piłkę.
  
- Jesteś wspaniałą siostrą i pamiętaj, że bardzo cie kocham. – ucałował mnie w czoło.

- Ja też cie kocham braciszku, ale nie żegnaj się. Wrócisz do nas za parę godzin i opowiesz nam, o czym śniłeś. – zaśmiał się i jeszcze raz ścisnął moją dłoń.

- Mogę mieć do ciebie prośbę? – zapytał. Widać było, że środki nasenne zaczynały działać. Oczy mu się przymykały. Kiwnęłam głową. – Nie pozwól chłopakom tu siedzieć do końca operacji. Niech idą na trening. Ty też się czymś zajmij. – już chciałam zaprzeczyć, ale widząc jego wyraz twarzy zmiękłam.

- Dobrze hermanito, wszystkim się zajmę. A teraz, dobranoc. Słodkich snów. – pocałowałam go w policzek, a ten uśmiechnął się i chwilę potem już spał. Lekarz wyprosił mnie z sali mówiąc, że czas odwiedzin się skończył. Westchnęłam i usiadłam na plastikowym krześle w poczekalni. Właśnie z sali wyjechało łóżko z Carlesem prowadzone przez lekarza i dwie pielęgniarki. Gdy zniknęło za zakrętem, wszyscy piłkarze, zebrani w poczekalni, spojrzeli na mnie. Czekali na to, co powiem. Martwili się tak jak i ja. Obok mnie usiadł Victor. Położył mi rękę na ramieniu.

- Jak się trzymasz? – zapytał cichym głosem. – Czy nasz kapitan chciał nam coś przekazać?

- Jakoś daję radę. – lekko uniosłam kąciki ust. – Powiedział, że macie jechać na trening. – usłyszałam pomruki niezadowolenia. – Wiedział, że tak zareagujecie. Prosił was, żebyście tu nie siedzieli tylko ćwiczyli. Ja też mam znaleźć sobie zajęcie na te parę godzin. – pokręcili głowami, szeptali chwilę, po czym grupkami ruszyli do wyjścia. Przede mną stanął Messi.

- Daj nam znać, kiedy operacja się skończy, ok? – był nadzwyczaj miły. Może, dlatego, że bardzo przyjaźni się z Carlesem.

- Jasne, nie ma sprawy. Jak tylko czegoś się dowiem od razu zadzwonię. – lekko się uśmiechnął i poszedł za resztą. Zostałam tylko z Valdesem. – A ty nie idziesz z nimi? – pokręcił głową.

- Zostanę z tobą. Nie powinnaś być teraz sama. Na treningu dadzą sobie radę beze mnie. – oparłam głowę na jego ramieniu.

- Dziękuje. – udało mi się tylko wykrztusić. Zastanawiając się, co mogłabym zrobić przez te 5-6 godzin, przypomniałam sobie, że przecież umówiłam się z Agnieszką. Nie wiem, co dzisiaj ze mną nie tak. O wszystkim zapominam. – Przypomniało mi się, że obiecałam Adze, że do niej wpadnę.

- W takim razie odwiedzimy naszą Polkę. – zaśmiał się wstając i pomagając mi się podnieść.

Wyszliśmy z budynku i ruszyliśmy na parking. Dopiero teraz zauważyłam, że cały czas trzymaliśmy się za ręce. Nie przerwałam jednak uścisku. Zdecydowaliśmy się, że pojedziemy autem Vica, bo moje zostało przed firmą. Po dwudziestu minutach byliśmy na miejscu. Przed nami prezentowała się willa Tomasza. Ogromna, dwupiętrowa, z czarnymi dachówkami, chodnikiem z piaskowej kostki, zielonym idealnie wystrzyżonym trawnikiem, dwoma balkonami i wielkim tarasem prezentowała się cudownie. Postanowiłam mieć podobną, kiedy założę własną rodzinę. Zapukaliśmy, a kiedy usłyszeliśmy zaproszenie, weszliśmy do środka. Przywitała nas mała Isabel, dwuletnia córeczka członka zarządu. Wyciągnęła do mnie rączki, a ja od razu wzięłam ją na ręce i przytuliłam. Ta jednak po chwili chciała iść do Victora. Zaśmiał się i wziął zniecierpliwioną dziewczynkę.

- Ana, Victor, jak miło was widzieć. – na spotkanie wyszła nam pani domu, Luz. – Dawno cie u nas nie było, Ano. – uściskała mnie, a następnie chłopaka, zabierając przy okazji małą.

- Wiesz jak to jest Luz, dużo pracy. – pokiwała głową ze zrozumieniem. – Jest może Agnieszka? Obiecałam jej, że przyjadę w odwiedziny. – uśmiechnęła się.

- Agnieszka! Goście do Ciebie! – ubrała Isabel i zakładała buty. – Ja lecę z małą na zakupy. Rozgośćcie się, do zobaczenia. – to mówiąc wyszła zostawiając nas w dość cichym domu.

Usiedliśmy na kanapie, a Valdes zaczął bawić się moimi włosami, drażniąc się ze mną. Po paru minutach słychać było kroki na schodach i ciche szepty. Za rogu korytarza wyjrzała do nas głowa Agi, a za nią druga, Tello. Spojrzeliśmy z Viciem na nich, na siebie i z powrotem na nich. Ta noc musiała być bardzo interesująca dla naszej pary. Dziewczyna miała fryzurę ‘po seksie’, jak powiedziałby Villa, a ubrania zmięte. To samo tyczyło się napastnika. W dodatku strój chłopaka był jeszcze z wczorajszego przyjęcia u bramkarza. Uśmiechnęłam się do nich, a Victor zaczął się śmiać z ich min. Wyglądali na zawstydzonych i zaskoczonych tą nagłą wizytą.

- Cześć Aga. Wybacz, że się nie zapowiedziałam, ale przypomniałam sobie, że miałyśmy się dzisiaj spotkać. – wstałam i podeszłam do nich, witając się z każdym po kolei. – Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. – westchnęłam i usiadłam z powrotem na kanapie, a para dołączyła do nas.

- Co się stało? – zapytała rudowłosa robiąc zmartwioną minę. – Znowu Fabregas?

- Nie, nie. On się nie odzywa. Chodzi o Carlito. Właśnie zaczęli go operować, a ja strasznie się stresuje. To w końcu kolejna narkoza i nie wiem jak zniesie to jego organizm. – łzy zabłyszczały mi w oczach. Vic złapał mnie za rękę i mocno ścisnął dodając mi tym otuchy. Cris miał minę jakby dostał czymś ciężkim w twarz.

- Boże! Na śmierć zapomniałem o operacji Carlesa. – jęknął i zrobił zmartwioną minę.

Nie tylko ty Tello, nie tylko ty...

czwartek, 20 czerwca 2013

Rozdział V.

Ana:

- Cesc odsuń się od niej! – warknęła Aga. Zdziwiła mnie jej nagła zmiana zachowania. Przed chwilą stała jak wryta, a teraz chciała zatłuc Fabregasa.  Razem z chłopakiem spojrzeliśmy na nią zaskoczeni.

- Aga, nie wtrącaj się. - odwarknął czarnowłosy.

- Ja mam się nie wtrącać?! Cesc zastanów się, co ty w ogóle do mnie mówisz. Męska dziwka - dodała. Zaskoczyła mnie tym, jakże trafnym, stwierdzeniem. Już ją lubię.

- Jak śmiesz się tak do mnie odzywać! - teraz to on zachowywał się agresywnie. Nigdy go jeszcze takiego nie widziałam. Boże, jak mogłam dać mu się tak omotać.

- Cesc, uspokój się - powiedział Tello.

- Nie uspokoję się, dopóki ona nie wytłumaczy mi, dlaczego tak mnie nazwała! - w jego oczach zobaczyć można było złość. Cały kipiał ze wściekłości.

- Ja mam ci się tłumaczyć? Powiedz mi, co robiłeś w dzień moich urodzin, gdy poszłam z tym ... – zacięła się. Widziałam, że mówienie o tym sprawiało jej ból. - gdy o mało, co mnie nie zgwałcili?

Czarnowłosy wyglądał jakby dostał czymś ciężkim w głowę. Patrzyłam na Agnieszkę wymawiając nieme "przepraszam". Cholera, jednak słyszała moją rozmowę z Carlito. Cesc stał zszokowany, nie wiedząc, co powiedzieć.

- Skąd ona o tym wie? - tym razem brunet zwrócił się do mnie. Przeraziła mnie jego wściekłość i ton, jakim do mnie mówił. Postanowiłam, że dłużej nie mogę mu ulegać. Za dużo przez niego wylałam łez i nie przespałam nocy. Muszę powiedzieć mu raz na zawsze to, co powinnam powiedzieć już dawno temu.

- To już nie ważne. Cieszę się, że wie. Wynoś się stąd! – teraz to ja byłam zła, ale równocześnie zrozpaczona. Sama nie wiedziałam, co mam czuć. Francesc spojrzał jeszcze na Cristiana szukając w nim wspólnika, ale się przeliczył i wyszedł.

- Przepraszam, chyba powinnam Ci powiedzieć... Ale obiecaliśmy sobie, że nikomu nie powiemy – chciałam ją jakoś przeprosić, wytłumaczyć się. Z oczu popłynęły mi łzy. Aga podbiegła do mnie i mocno mnie uścisnęła.

- Chodź do środka, bo zaczyna padać – powiedziała prowadząc mnie do środka. Za nami szedł Tello.
I co teraz będzie z drużyną? Mam nadzieje, że przeze mnie się nie pokłócą.

- Dziękuję. Już dawno powinnam go spławić - otarłam ostatnią łzę. Było mi lepiej, lżej na sercu. To dzięki Polce. Pomogła mi oprzeć się czarowi piłkarza. Moja miłość do niego mnie zaślepiła. Znowu znalazłam się w kuchni. To chyba ulubione miejsce wszystkich. Spojrzałam skruszona na Vica.

- Przepraszam, że zepsułam Ci przyjęcie, wielkoludzie - odparłam spoglądając na gospodarza domu.

- Ana, przestań przepraszać - Victor ucałował mnie w czoło.

- To akurat jego wina. Nie przepraszaj za niego, nad tym nikt nie zapanuje. – Aga przytuliła mnie ponownie - Przyjedziesz do mnie jutro? Będziemy miały więcej czasu, żeby porozmawiać. Lepiej się poznamy i nie będziesz siedzieć sama. – kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się.

- My się już zbieramy, trzymajcie się – powiedział Cris, pożegnał się i razem z rudowłosą wyszli z domu. Usiadłam na jednym ze stołków barowych i wypiłam mojego drinka. Całego naraz.

- Ej, ej, mała! Spokojnie, przystopuj. – zaśmiał się Valdes i zabrał mi pustą szklankę. – Bo nam się tu upijesz i nie wiadomo, co zrobisz. – uchylił się przed moim ciosem.

- Jesteś okropny, nawet nie dasz się kobiecie napić. – pokręcił głową i uśmiechnął się słodko. – Zapamiętam to sobie. – pogroziłam mu palcem.

- Chodź siostrzyczko, zawiozę cie do domu. – powiedział Carles i wziął mnie pod ramię. Jest takim kochanym bratem. Zastępuje mi obojga rodziców i przyjaciela w jednym. Wiem, że zawsze mogę na niego liczyć. Ta świadomość dodaje mi sił. Pożegnałam się ze wszystkimi i po chwili jechałam, w swoim aucie, na siedzeniu pasażera, do domu. Już wiem jak spędzę resztę nocy. Nie mam zamiaru spać, o nie. Muszę zrobić coś bardzo ważnego.

- Hermanito.. – zaczęłam, a szatyn zerknął na mnie. – Czy przez to, co się stało dzisiaj będziecie mieć jakieś kłopoty w drużynie? – martwiła mnie taka możliwość. Byli jak rodzina i nie chciałam tego niszczyć.

- Szczerze to nie wiem. Spróbuje jakoś to załagodzić. W końcu jestem kapitanem. Choć sam mam wielką ochotę obić Fabregasowi twarz. - na chwilę na jego twarzy pojawił się gniew, ale po chwili zniknął.  - I pewnie to zrobię, ale nie przy całej drużynie. To by zepsuło morale i w ogóle. - uśmiechnął się do mnie. – Nie martw się, wszystko się ułoży. Ważne, że już dałaś sobie z nim spokój. - poklepał mnie po ramieniu.

- Dziękuje braciszku, za wszystko. Za to, że zawsze mogę na Ciebie liczyć. – dałam mu buziaka w policzek. Ten tylko kiwnął głową i nadal się uśmiechał. Moja kochana oaza spokoju i cierpliwości.

Zajechaliśmy pod mój dom, pożegnałam się z Carlesem i odjechał moim autem. Stwierdziłam, że nie może przecież wracać pieszo. Mam wpaść po samochód jutro po ich treningu. Muszę też jutro dokończyć projekt dla ważnego klienta. Weszłam do domu i ściągnęłam szpilki. Na bosaka dostałam się na górę i stanęłam przed drzwiami sypialni. Od dnia, w którym zobaczyłam tu Jamesa i jego kochankę nie mogę się przemóc, żeby tam wejść. Cały czas widzę ten obraz przed oczami. Ale koniec z tym! Nie mogę się bać własnej sypialni. Podjęłam dzisiaj ważną decyzję. Postanowiłam sprzedać dom. Nie wiem jak na to zareaguje Carlito, ale trudno. Dom jest dla mnie za duży, poza tym za wiele tu wspomnień, o których chce jak najszybciej zapomnieć. Gdy znalazłam się w środku od razu otworzyłam szeroko okno wpuszczając do sypialni świeże, nocne powietrze. Włączyłam radio i zaczęłam wyrzucać wszystko z szafy. Nie zwracałam uwagi na to czyje są te ubrania. Rozdzieliłam części garderoby i inne rzeczy na dwie grupy. Moje i Jego. To samo zrobiłam z kosmetykami oraz rzeczami z salonu i pralni. Znalazłam stare pudło po telewizorze i wrzuciłam tam wszystko, co nie należy do mnie. Następnie postawiłam je na dole, w holu. Wszystkie swoje rzeczy starannie poskładałam i ułożyłam w dwóch, dużych walizkach, a resztę powiesiłam z powrotem w szafie. Muszę z samego rana zadzwonić do agencji nieruchomości, z którą współpracuje i poprosić o znalezienie jakiegoś apartamentu. Nie mam ochoty dłużej tu mieszkać. Umyłam się i przebrałam w piżamę, po czym położyłam się w pokoju gościnnym. Zasnęłam od razu, zmęczona wydarzeniami wieczoru.
***

Rano doprowadziłam się do porządku, posprzątałam w domu i spacerkiem ruszyłam na stadion. Czekało tam, w końcu, moje auto, które musiałam odebrać. Postanowiłam nawet nie wchodzić do środka, ale przypomniałam sobie, że nie mam wyjścia, bo Carles ma kluczyki. Po okazaniu ochroniarzowi identyfikatora weszłam na teren stadionu i skierowałam się w stronę murawy. Ku mojemu zdziwieniu nikt na niej nie biegał i nie było też zawodników kopiących piłkę. Byłam przed czasem, więc trening powinien jeszcze trwać. Wróciłam na korytarz i udałam się do szatni. Stanęłam przed drzwiami i usłyszałam wrzawę. W środku było dość głośno, co nie oznaczało nic dobrego. Kiedy zapukałam głosy umilkły. Otworzył mi rozgniewany Victor. Gdy tylko zobaczył, że to ja od razu się uśmiechnął, a jego zły humor gdzieś zniknął.

- Hej mała, co cie tu sprowadza? – zapytał z uśmiechem.

- Hej wielkoludzie. – odwzajemniłam uśmiech. – Wpadłam na chwilę, do brata, po kluczyki z samochodu. – Valdes kiwnął głową i zniknął w szatni. Po chwilę wyłonił się z moimi kluczykami w dłoni. Podał mi przedmiot puszczając oczko. – A wy nie macie przypadkiem teraz treningu?

- Dzisiaj zamiast ćwiczeń mamy dyskusje. Wybacz, ale muszę tam wracać. Zobaczymy się w najbliższym czasie? – zapytał, a ja kiwnęłam głową. Pomachał mi i wrócił do chłopaków. Szybko wydostałam się z budynku, wsiadłam do auta i pojechałam do pracy. Wchodząc do biura, skończyłam pisać smsa do Jamesa:

  „Jeśli chcesz odzyskać resztę swoich rzeczy, to czekają na ciebie przed domem, w kartonie. Pod wycieraczką zostaw swój komplet kluczy.”

- Dzień dobry szefowo. – do mojego gabinetu wszedł mój zastępca, znakomity architekt, Jose Martinez. – Mam dla ciebie projekt, o który prosiłaś. – uśmiechnęłam się do niego siadając za biurkiem i biorąc od niego teczkę.

- Cześć Jose, dziękuje ci bardzo. Muszę go skończyć i wysłać Wilsonowi. Chce jak najszybciej remontować ten dom.  – czarnowłosy usiadł na krześle na przeciwko biurka. W jego piwnych oczach dostrzec można było zmęczenie. Ostatnio często zostawał po godzinach, co mnie martwiło. Już od tygodnia planuje z nim o tym porozmawiać i jakoś nie umiem zrealizować mojego postanowienia. Już miałam zacząć ten temat, gdy do pokoju wpadła nasza sekretarka, Maria.

- Jose, jesteś proszony do telefonu. Dzwoni pan Rodriguez. – mój zastępca wstał, pożegnał się ze mną i wyszedł. Otworzyłam teczkę i zabrałam się do ostatnich poprawek. W międzyczasie poprosiłam Marie o kawę. Dzień zapowiadał się całkiem przyjemnie i bez większych komplikacji. Nareszcie!

środa, 19 czerwca 2013

Rozdział IV.

Ana:

Do kuchni wszedł nikt inny tylko Cristian, a z nim dziewczyna. Trzymali się za ręce i wyglądali na szczęśliwych. Od razu domyśliłam się, że to Agnieszka. Nie miała typowo hiszpańskich rysów twarzy, ani takowej opalenizny. Jej rude włosy sięgały ramion, a w zielonych oczach dostrzec można było wesołe iskierki. Czuła się tu jak w domu. Próbowałam się uśmiechać i nie myśleć o tym, że kilka kroków obok mnie stoi Fabregas. Miałam ochotę podejść do niego i wykrzyczeć mu wszystko, co czuje. Agnieszka i Tello zaczęli się ze wszystkimi witać. Shakira, widząc Polkę, rzuciła się jej na szyję.

- Aguś! Jak się czujesz? Chłopcy bardzo przeżywali tą sytuację. To w końcu oni zorganizowali ten prezent.. - zaczęła niepewnie, ale rudowłosa jej przerwała.

- Shaki, czasu nie cofniemy. Nie da się już tego naprawić. Jakoś dałam sobie radę, chociaż łatwo nie było. To wszystko dzięki mojej ogromnej hiszpańsko-polskiej rodzinie – uśmiechnęła się, a przynajmniej próbowała. Spojrzała na mnie przyglądając mi się przez chwilę. Kiedy podeszła bliżej, zauważyłam, że jestem od niej wyższa i to mimo szpilek na jej nogach. Założyła brzoskwiniową sukienkę z ramiączkiem na jedno ramię i falbanką. Sięgała jej do pół uda. Chyba zauważyła, że jestem zestresowana. Pewnie zdradzała mnie mimika twarzy. Muszę się ogarnąć.

- Agnieszka – wyciągnęła niepewnie dłoń w moją stronę. Chwilę mi zajęło przybranie przyjaznego wyrazu twarzy. Uśmiechnęłam się i uścisnęłam jej dłoń.

- Ana, miło mi Cię poznać. A teraz muszę was przeprosić. Pilna sprawa wzywa – nadal się uśmiechając ruszyłam szybkim krokiem w stronę łazienki. Gdy zamknęłam drzwi, oparłam się o nie i zrobiłam kilka głębszych wdechów. Może to nie był dobry pomysł, żebym przychodziła? Co pomyślała o mnie dziewczyna Tello? Ktoś zapukał do drzwi. Odsunęłam się i otworzyłam je. Na korytarzu stał Carlito i przyglądał mi się zaniepokojony moim dziwnym zachowaniem.

- Ana, co się stało? Ma to jakiś związek z Cesciem? – mój brat zawsze wiedział wszystko. Znał mnie tak dobrze, że nie umiałam nic przed nim ukryć. Kiwnęłam tylko głową, a z oka pociekła mi pojedyncza łza.

- Starałam się braciszku, naprawdę… Ale tydzień temu wydarzyło się coś, co jeszcze bardziej skomplikowało moją relację z Fabregasem. – przerwałam próbując ubrać moje myśli w słowa. – Wtedy, w wieczór, kiedy Agnieszka o mało, co nie ucierpiała.. Wtedy z nim rozmawiałam i on.. Powiedział, że mnie kocha i tylko na mnie mu zależy, a potem się z nim przespałam. – zakryłam dłońmi twarz. Poczułam jego dłonie na moich ramionach. Wtuliłam się w jego tors, a łzy pociekły mi z oczu. Pozwolił mi się wypłakać głaszcząc mnie po plecach. Przez mój płacz żadne z nas nie zauważyło, że tej rozmowie przysłuchiwała się Aga. Polka weszła do łazienki, a ja odsunęłam się od brata. Otarłam wierzchem dłoni łzy i spojrzałam na nią szklistymi oczami. Wyglądała na zmieszaną.

- Chodź hermanita, przydałby ci się jakiś drink i kilka kiepskich żartów Tello. – powiedział z uśmiechem i zrozumieniem. Parsknęłam śmiechem. Objął mnie ramieniem i poprowadził w stronę kuchni. Większość gości przeniosła się do salonu, ale w pomieszczeniu został jeszcze gospodarz, Cristian i Cesc. Gdy weszliśmy, cała trójka podniosła się z miejsc.

- Maleńka, co się stało? – zapytał zmartwiony Victor. Podszedł i przytulił mnie mocno do siebie.

- Wszystko w porządku? – to pytanie Tello skierował do Carlesa. Ten pokręcił głową, ale nic nie powiedział.

- Vic, udusisz mnie. – zaśmiałam się przez łzy, a Valdes odsunął mnie od siebie na wyciągnięcie ręki. Otarł mi kciukami mokre policzki i wyszczerzył się.

– Przydałby ci się drink i kilka kiepskich żartów Cristiana. – wszyscy się zaśmiali, oprócz Tello. Ten zrobił naburmuszoną minę.

- Ej! Dzięki wam bardzo, tacy z was przyjaciele... Wcale nie są takie złe. – usiadł z założonymi rękami i udawał głęboko obrażonego.

- To mogę prosić o jakiś dobry trunek? – zapytałam bramkarza, a ten się wyszczerzył i po chwili podał mi kolorowego drinka. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością i upiłam łyk napoju. Był przepyszny i mocny. Tego mi było trzeba. Zerknęłam na Fabregasa i od razu tego pożałowałam. Znów zachciało mi się płakać. Równocześnie byłam na niego wściekła. Z jego twarzy nie dało się nic wyczytać. Była jak kamienna maska. Widząc, że na niego zerkam, pokazał mi ruchem głowy wyjście na taras. Wyszedł z kuchni, a ja chwilę za nim. W salonie wpadłam na Messiego. Jak ja nie lubię tego człowieka. Jest irytujący i myśli, że jest nie wiadomo kim. Na boisku zachowuje się jakby to tylko dzięki niemu cała drużyna wygrywała. Poza boiskiem nie jest lepszy. Wpadł na mnie, a nie usłyszałam nawet głupiego przepraszam. Spojrzał na mnie krzywo i poszedł do chłopaków. Palant.

Na tarasie powiewał lekki wietrzyk. Zapadł zmrok, dzięki czemu mogliśmy trochę odpocząć od upału. Oparłam się o balustradę i wpatrzyłam się w gwiazdy.

- Zanim mnie spoliczkujesz, wyzwiesz i w ogóle to daj mi to wytłumaczyć.. – zaczął Cesc. Odwróciłam się i spojrzałam na niego. Stał tuż za mną.

- Miałeś już za dużo szans na wyjaśnienia. Mój limit na wciskanie kitu się skończył. Po co wyznawałeś mi miłość skoro teraz jesteś z powrotem z Daniellą? Chciałeś po prostu się ze mną przespać? Nie rozumiem cie, Cesc. – do oczu napływały mi łzy, a ja próbowałam je hamować. – Bawisz się moimi uczuciami i myślisz, że zapomnę o wszystkim? Powiedz prawdę, po co te wyznania? – ta rozmowa sprawiała mi ból. W gardle rosła mi gula, a serce krwawiło.

- Posłuchaj Ana. Nigdy bym cie nie wykorzystał. Owszem, zraniłem cie i to nie raz. Nie liczę na to, że będziesz chciała jeszcze kiedykolwiek mieć ze mną cokolwiek wspólnego. – podszedł do mnie i to bardzo blisko. – Zależy mi na tobie jak na nikim innym. Powiedziałem wszystkim, że wróciłem do Danielli, ponieważ nasz związek odbiłby się na zespole. Dlatego wie o nas tylko Carles. On rozumie i nie jest to dla niego problemem. Ale jest ktoś, komu sprawi to ból, przez co cała drużyna może się podzielić. Ani ty, ani ja, ani nikt inny nie chce, żeby tak się stało. Prawda? – dotknął wierzchem dłoni mojego policzka. – To, co mówiłem tydzień temu było prawdziwe i szczere. Kocham cie, Ana. – delikatnie mnie pocałował, ale udało mi się wyrwać. Ten jednak nie dał za wygraną i trzymając moje nadgarstki przycisnął mnie do balustrady. – Nie uciekaj mi, proszę.. – znów musnął moje wargi, a potem krawędź szczęki, szyję.

- Proszę cie, zostaw mnie Cesc. Nie mieszaj mi w głowie. Nie chce być w ukrytym związku. To nie dla mnie i dobrze o tym wiesz. – znów pocałunek. Moje serce miękło, ale rozum był nieugięty. Jedna z jego rąk objęła mnie w talii, a druga delikatnie gładziła moje nagie udo. Na skórze poczułam gęsią skórkę. – Nie chce się ukrywać. Musisz wybrać.. – głos mi się łamał. Usłyszałam szelest. Fabregas też i oboje skierowaliśmy wzrok w stronę, z której dochodził odgłos. Patrzyłam zszokowana na Agę i Tello. Stali wpatrując się w nas szeroko otwartymi oczami. Szczególnie zaskoczony był Cristian. Odepchnęłam lekko bruneta i poprawiłam sukienkę. I co teraz z twoim ukrywaniem się Cesc?

wtorek, 18 czerwca 2013

Rozdział III.

Ana:

Pół nocy spędziłam na rozmowie z chłopakami. Dyskutowaliśmy o tej sytuacji z gwałtem Polki. Im dłużej o tym rozmawialiśmy, tym bardziej miałam przeczucie, że coś w tej historii nie pasuje do całości. Jeden element nie pasował do układanki. Dlaczego przypadkowy mężczyzna chciałby zgwałcić tą niewinną Polkę? Musiał w tym mieć jakiś cel i to wcześniej zaplanować. Znowu te moje teorie spiskowe, zaśmiałam się w duchu. Może to rzeczywiście przypadek jeden na milion, gdzie jakiś napalony cham chce ulżyć sobie wykorzystując niewinną kobietę. Biedni piłkarze, teraz wszyscy czują się winni. Przecież to nie ich wina. Nie mają rentgenu w oczach, więc nie mieli jak wyczuć zamiarów tego zwyrodnialca. Próbowałam im jakoś wytłumaczyć, że nie ma sensu się obwiniać, ale oni nadal uparcie obstawali przy swoim zdaniu. Wreszcie dali się przekonać do odrobiny snu. Alba i Fabregas mieli zająć pokoje gościnne. Jordi i Carlito udali się na górę, a ja już zmierzałam w stronę swojego pokoju, gdy zatrzymał mnie głos Cesca.

- Czy teraz uda nam się porozmawiać? – odwróciłam się. Stał tuż za mną. Zapach jego perfum, który tak dobrze znałam, obezwładniał mnie. Wszystkie części mojego ciała pragnęły jego dotyku. Mózg jednak krzyczał, żeby odpuścić. Serce siedziało cicho, nie wiedząc czy płakać czy się cieszyć.

- Jeśli musimy... - westchnęłam. - Chodź na górę. – pogasiłam światła na dole i udałam się do swojego pokoju. Chłopak wszedł za mną i zamknął drzwi. Usiadłam na parapecie, a on obok mnie. – Słucham. Co tak bardzo chcesz mi wyznać? – byłam zmęczona i nie miałam ochoty na rozmowę z nim. Ponownie westchnęłam i spojrzałam na niego. Było mi ciężko patrzeć na niego, czuć go koło siebie. Jego bliskość sprawiała, że na ciele miałam gęsią skórkę.

- Nie pozwoliłaś mi wyjaśnić. I teraz, proszę cie, nie przerywaj mi. – kiwnęłam głową. – Przez ten chwilowy zawrót głowy z Agnieszką zrozumiałem, że to nie tego szukam. Nie chce chwilowej znajomości, związku z kimś, kogo nie kocham, czy bycia z kimś z przymusu.  – złapał dłonią mój podbródek. – Jedyne, czego chce, to ty. – wyszeptał wpatrując się w moje oczy. Jego usta musnęły moje, a ja poczułam falę uczuć, która uaktywniła się przez dotyk jego warg. – Jesteś pierwszą i ostatnią, którą kocham. Zrobiłem błąd odchodząc do Danielli, ale.. – nie pozwoliłam mu dokończyć.

Mój umysł został zepchnięty w kąt przez ciało i serce. Pocałowałam go, a ten nie był mi dłużny. Jego pocałunki sprawiały, że cała płonęłam. Przy nikim innym nie czułam takiego żaru jak przy Cescu. Jedną ręką objął mnie w tali, a drugą gładził moje plecy. Wplotłam mu palce we włosy i przywarłam do niego mocniej. Parapet był za mały na naszą grę uczuć, więc chłopak wziął mnie na ręce i przeniósł na łóżko. Zaczął całować moją szyję, po czym jednym sprawnym ruchem zdjął ze mnie bluzkę. Moje spodenki też nie były dla niego problemem. Kiedy całował mój mostek, ramiona i dekolt, ja ściągnęłam z niego koszulkę i spodenki. Czułam jego wargi na moim brzuchu, a mój oddech stawał się szybszy z każdym muśnięciem jego ust i rąk. Udało mi się przewrócić Cesca, tak, że teraz ja leżałam nad nim. Przerwaliśmy pieszczoty i spojrzałam na niego. W jego oczach widać było żar i uczucie. Nie kłamał mówiąc jak bardzo mnie kocha. Pocałunki stały się namiętniejsze i agresywniejsze. Szybkimi ruchami zdjęłam mu bokserki, a on pozbył się mojej bielizny. Tak dawno nie czułam go w sobie. Do teraz nawet nie wiedziałam jak mi tego brakowało. Pustka, którą czułam została wypełniona. Cała płonęłam, a moje ciało wygięło się w łuk. Z moich ust wydobył się jęk rozkoszy. Fabregas też jęknął. Opadłam na niego ciężko dysząc. Objął mnie i pocałował w czubek głowy.

- Nawet nie wiesz jak mi ciebie brakowało Ana. Jesteś niesamowita. – wyszeptał przytulając mnie mocniej. Przejechałam palcami po jego wyrzeźbionym brzuchu. Uwielbiałam jego ciało, które mimo rozłąki nadal było mi tak dobrze znane.

***

Minął tydzień, a o nocy z Fabregasem nie wiedział nikt oprócz naszej dwójki. Wszyscy byli teraz zajęci Agnieszką, poza tym, od tamtej chwili Cesc nie odezwał się ani słowem. Żadnego smsa, telefonu, spotkania, nic. Jakbym zapadła się pod ziemię. Na samą myśl o nim moje ciało przypominało sobie o tamtym zbliżeniu i całe się napinało. Muszę się wziąć w garść. Dzisiaj impreza u Victora, więc muszę zachowywać się jakby nic się nie stało. Piłkarze znają mnie za dobrze i boję się, że domyślą się, że coś jest nie tak. Mimo to postanowiłam udawać, że wszystko jest w porządku. Wiem, że to nieuczciwe, bo to moi przyjaciele, ale nie chciałam psuć im zabawy, Do spotkania w domu Valdesa została godzina, a ja byłam w trakcie przygotowań. Właśnie kończyłam robić sobie loki prostownicą. Tej sztuczki nauczyła mnie Kate. Gdy skończyłam, zrobiłam delikatny makijaż. Ubrałam się w krótką sukienkę, z czarnym gorsetem i miętową, rozkloszowaną spódniczką sięgającą mi do pół uda. Na nogi włożyłam czarne, wysokie szpilki. Moją szyję zdobił wisiorek, który dostałam od Carlesa na urodziny. Srebrna litera A. Gdy byłam już gotowa, wyszłam z domu. Tak, mojego domu. Nie mogłam mieszkać u brata w nieskończoność. Wsiadłam do auta i po dziesięciu minutach parkowałam już pod domem bramkarza.  Słychać było muzykę i głośne śmiechy. Weszłam frontowymi drzwiami i ruszyłam w stronę kuchni. Tam zawsze rozkręcają się najlepsze imprezy.
Oprócz gospodarza znalazłam tam mojego brata, Daniego, Jordiego, Davida z Patricią, Gerarda z Shakirą i Cesca. Przywitałam się ze wszystkimi po kolei, omijając Fabregasa. Ten spojrzał na mnie tak jakby chciał coś powiedzieć, ale nic nie zrobił.

- Wyglądasz zjawiskowo, mała. Widzę, że ukrywasz niski wzrost szpilkami. Nie ładnie. – zaśmiał się Vic i pokazał mi język, po czym podał drinka.

- Jesteś okropny, wielkoludzie. – odwzajemniłam uśmiech. – Dzięki za drinka. – kiwnął głową i wdał się w dyskusje z Carlito na temat ostatniego meczu. Podeszłam do mojej przyjaciółki.

- Shak, no nareszcie się widzimy. – przytuliłam się do niej. Odwzajemniła gest. – Stęskniłam się. Jak mały?

- Kochana, ja też tęskniłam. U Milanka wszystko w najlepszym porządku. Słyszałam, co ten podły dupek ci zrobił i nie mogę uwierzyć! – wzburzyła się. Shakira bardzo nie lubiła, kiedy ktoś robił krzywdę jej przyjaciołom.

- Nadal nie potrafię wejść do sypialni i pozbyć się jego rzeczy.. – westchnęłam. Już miałam kontynuować rozmowę, gdy do kuchni ktoś wszedł. Wszystkie rozmowy ucichły, a oczy zwróciły się w stronę przybyłych.

***

Z góry przepraszam, jeśli komuś nie spodobała się scena +18, ale starałam się jak najlepiej ją opisać:)
Z dedykacją dla mojej ciekawskiej Oli <3

Rozdział II.

Ana:

Po treningu pojechałam z Carlesem do niego i tam długo rozmawialiśmy. Opowiedziałam mu o zdradzie Jamesa, moich uczuciach i bólu jaki poczułam. Jednak powiedziałam także jakie postępy robią moi pracownicy i jak dobrze w Nowym Jorku radzi sobie moja przyjaciółka, Kate. Kate jest początkującą projektantką mody. Wyjechała z Hiszpanii cztery lata temu, aby w Ameryce rozwinąć skrzydła. Jak widać udało jej się osiągnąć sukces. Podobno zaprojektowała stroje dla wielu znanych celebrytów, między innymi dla Angeliny Jolie czy Cameron Diaz. Miała masę roboty i rzadko się odzywała, ale kiedy już udało jej się zadzwonić czy napisać to rozmowom nie było końca. Uśmiechnęłam się na samą myśl o mojej przyjaciółce. Po naszej długiej rozmowie, Carlito zaproponował, żebym została u niego na noc. Zgodziłam się z wielką ulgą, ciesząc się w duchu, że nie będę musiała wracać do własnego domu.  Kiedy obudziłam się następnego dnia, mojego brata już nie było. Zapewne wybrał się na trening. Z tego co wiem to dzisiaj wraz z resztą drużyny i członkiem zarządu, Tomaszem Mazurem, organizowali imprezę niespodziankę dla bratanicy Mazura, Agnieszki Kortez. Carlito dużo mi o niej opowiadał. Przyjechała z Polski do pracy. Zatrudniła ją Shakira. Opiekowała się małym Milankiem. Gdyby nie to, że mam pracę to pewnie sama bym siedziała z małym. Uwielbiam dzieci, a mojego chrześniaka szczególnie. Miałam się dzisiaj spotkać z piosenkarką, ale nie wiem czy będzie miała czas skoro wszyscy przygotowują się na wieczór, więc stwierdziłam, że zobaczę czy w firmie wszystko pod kontrolą. Wzięłam prysznic i przebrałam się. W domu brata mam swój pokój i kilka moich rzeczy na takie wypadki jak ten. Doprowadziłam moje długie, czarne włosy do ładu i wyszłam z domu. Dopiero teraz przypomniałam sobie, że nie mam jak dojechać do pracy. Auto zostawiłam pod swoim domem, a Carles zabrał swoje. Najwyżej zadzwonię po taksówkę. Wyjęłam telefon i już miałam wykręcić numer znanego mi taksówkarza, gdy na podjazd wjechał czerwony Chevrolet Camaro. Tylko jego mi teraz brakowało. Westchnęłam i założyłam ręce na piersi.

- Co tutaj robisz? Carlesa nie ma. – chłopak spojrzał na mnie nieprzeniknionym wzrokiem.

- Dobrze wiesz, że nie przyjechałem do niego. – podszedł do mnie tak blisko, że dzieliły nas milimetry. – Muszę z tobą porozmawiać. Wejdziemy do środka?

- Nie, muszę jechać do pracy. – odsunęłam się od niego. Jego bliskość sprawiała, że niewidzialna pętla zaciskała mi się na sercu.

- W takim razie zawiozę cie. – Cesc podszedł do samochodu i otworzył drzwi od strony pasażera.

Chcąc nie chcąc wsiadłam do pojazdu i zapięłam pas. Fabregas zajął swoje miejsce i spojrzał na mnie. Te jego czarujące, brązowe oczy i miękkie, czarne włosy lekko pokręcone po umyciu. Do oczu napływały mi łzy, więc zamrugałam parę razy i odwróciłam się do szyby. Ruszyliśmy i miałam nadzieje, że podróż przebiegnie nam w ciszy, nie licząc muzyki płynącej z radia. Moją głowę zalewała fala niechcianych wspomnień. Poczułam jego rękę na mojej dłoni. Przeszedł mnie dreszcz i odwróciłam się do niego. Patrzył na drogę, ale nie odsunął dłoni. To ja odsunęłam swoją i przygryzłam wargę.

- Teraz tak na mnie reagujesz? Jak na kogoś obcego i niechcianego? – widać było, że miotało nim wiele uczuć naraz.

- Sam wszystko zniszczyłeś Cesc i dobrze o tym wiesz.

- Nie jestem już z Daniellą i wiesz dlaczego. – zatrzymał samochód na poboczu.

- Dlatego, że znalazłeś sobie nową dziewczynę. – w moim głosie można było wyczuć sarkazm. – Tylko pamiętaj, że pod koniec wakacji ona wraca do Polski, a ty zostajesz tutaj.

- Chodzi ci o Age? Nie rozumiesz, to właśnie dzięki.. – przerwałam mu jednak.

- Doskonale rozumiem. Znam cie nie od dziś. Zawsze lubiłeś zmieniać dziewczyny. – zabolała go ta uwaga. Było to widać po zaciętym wyrazie twarzy i rękach zaciśniętych w pięści na kierownicy. – A teraz, jeśli już skończyliśmy, zawieź mnie do pracy i wracaj szykować imprezę urodzinową. – ten jednak nadal siedział w tej samej pozycji, co minutę wcześniej. – Okej, w takim razie przejdę się. – otworzyłam drzwi i chciałam wysiąść, ale chwycił mnie za nadgarstek. Próbowałam mu się wyrwać, lecz bezskutecznie. Drugą ręką obrócił moją twarz w swoją stronę i spojrzał głęboko w oczy.

- Twoje granatowe oczy nadal są takie hipnotyzujące.. – szepnął i zbliżył usta do mojego ucha. – A włosy wciąż pachną kwiatami. – pocałował delikatnie płatek mojego ucha, a moje ciało przeszły dreszcze. Nie mogę, muszę wysiąść z tego auta. Siłą woli zmusiłam się, żeby wyrwać się Fabregasowi i wysiąść z samochodu. Ruszyłam przed siebie biegiem, a w oczach miałam łzy. Co on najlepszego ze mną robi? Dlaczego teraz kiedy wszystko się układa? Serce bolało, a w gardle miałam wielką gulę.

***

W pracy czułam się fatalnie. Nadal nie mogłam zapomnieć o spotkaniu z czarnowłosym, do tego nie mogłam spotkać się z Shakirą i o tym pogadać, bo była zajęta przygotowaniami. Z firmy wyszłam wieczorem i udałam się do pobliskiego klubu, aby w samotności napić się drinka. Po kilku pysznych mohito postanowiłam wrócić do domu. Jednak nie mojego, nie mogłam tam jeszcze wrócić. Zamówiłam taksówkę, która zawiozła mnie do brata. Jakież było moje zdziwienie, gdy na podjeździe zobaczyłam nie jedno, a trzy samochody. W tym czerwonego Chevroleta. Cholera! Weszłam szybkim krokiem po schodkach, na taras, a stamtąd do domu. W kuchni słychać było podniesione głosy. Szybko się tam znalazłam. Carles, Cesc  i Jordi byli bardzo wzburzeni. Co chwile któryś wykrzykiwał jakieś obelgi.

- Co się stało? – zapytałam zaniepokojona wchodząc do pomieszczenia. Wszyscy, jak jeden mąż, obrócili się w moją stronę.

- Jakiś cholerny, pier.. dupek próbował zgwałcić Agnieszkę! – wybuchnął Alba. Przejął się chyba najbardziej z całej trójki. Słyszałam, że przyjaźni  się z tą Polką.

- I to nasza wina, bo to my go zamówiliśmy. Miał wyskoczyć z tortu urodzinowego, jako atrakcja finałowa. – dodał Carlito.

- Jak ona się czuje? – nie znałam dziewczyny, ale już zrobiło mi się jej szkoda. Dlaczego coś takiego przytrafiło się akurat jej?

niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział I. - Prolog

Ana:

W domu świeciło się światło. To dziwne, bo James pracuje do dziesiątej, a jest dopiero szósta popołudniu. Miałam zostać na noc u Shakiry, żeby zająć się Milankiem, ale moja przyjaciółka i Gerard zrezygnowali z wyjścia na kolację. Na podjeździe stało auto mojego narzeczonego. Może po prostu wcześniej skończył, a ja oczywiście szukam teorii spiskowych. Zaparkowałam moje czarne Maserati GranTurismo i wysiadając zabrałam torby z zakupami. Drzwi wejściowe były otwarte, co mnie trochę zaniepokoiło. Weszłam do środka i kładąc zakupy na blacie w kuchni zaczęłam wołać Jamesa. Odpowiedziała mi jednak cisza. Po chwili usłyszałam jakiś pisk. Damski pisk. W głowie już miałam scenariusz tego co zobaczę, gdy wejdę na górę. Wciągnęłam powietrze, po czym je wypuściłam i zaczęłam wchodzić po schodach prowadzących na pierwsze piętro. Odgłosy stawały się głośniejsze. Śmiech, jęki, damskie piski. Otworzyłam drzwi prowadzące do naszej sypialni i stanęłam jak wryta. Mój narzeczony uprawiający sex, w naszym łóżku, z długonogą blondynką to raczej nie widok, który chce się oglądać. W kącikach oczu poczułam łzy wściekłości i bólu. Czułam jak serce pęka mi na miliony kawałeczków, a dłonie zaciskają się w pięści. Zakochani oderwali się od siebie i widząc mnie James odskoczył od swojej kochanki. Stałam nic nie mówiąc. Spojrzał mi w oczy i nie dostrzegłam w nim żadnej oznaki skruchy czy żalu. Pieprzony zdrajca! Podeszłam do szafy i zaczęłam wyrzucać na podłogę jego rzeczy. Złapał mnie za rękę próbując zatrzymać, ale byłam szybsza. Odwróciłam się i uderzyłam go w twarz otwartą dłonią. Poczułam ból, ale zignorowałam to. Blondynka ubierała się w popłochu.

- Zabieraj rzeczy i wynoś się. – powiedziałam i wepchnęłam mu jego rzeczy w ręce. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem, po czym rzucił je na łóżko. – Na co czekasz? Na oklaski?

- To także mój dom, mam prawo tu być tak samo ja ty. – powiedział przez zaciśnięte zęby. Zmrużyłam oczy i biorąc wszystkie jego ubrania podeszłam do otwartego okna. Wyrzuciłam je i odwróciłam się do niego.

- Nie masz prawa mówić o jakiejkolwiek własności. Ten dom był i jest mój. A teraz, wynoś się, zdrajco! – pchnęłam go lekko. – Resztę rzeczy zostawię w redakcji. – ten nadal stał w miejscu patrząc na mnie z niedowierzaniem. – Mam ci pomóc wyjść?

- Poradzę sobie. – ubrał się i wyszedł trzaskając drzwiami sypialni. Gdy usłyszałam auto ruszające z podjazdu nie wytrzymałam. Usiadłam na podłodze oparta o ścianę i zaczęłam płakać.

***

Nie wiem ile czasu minęło. Wreszcie udało mi się uspokoić i doprowadzając się do ładu, wyszłam z domu. Musiałam z kimś porozmawiać, wyżalić się. Potrzebny mi był mój brat. Kochany starszy brat, Carles. Oddany, troskliwy i odpowiedzialny. Opiekuje się mną od kiedy pamiętam.Od kiedy rodzice wyjechali  na stałe do Nowego Jorku stara mi się ich zastąpić. Z jednej strony to nie potrzebne, mam dwadzieścia cztery lata, jestem po studiach i mam własną firmę. Jestem dorosła i radzę sobie. Muszę przyznać, że nawet całkiem nieźle. Ale z drugiej strony dobrze jest mieć kogoś, kto się Tobą interesuje, do kogo możesz przyjechać i się wygadać. Ktoś kto kocha cie bez względu na wszystko.Takim kimś jest właśnie Carlito. Postanowiłam, że przejdę się na stadion, gdzie mój brat wraz z resztą drużyny ma treningi. Tak, jest kapitanem drużyny FC Barcelona. A ja stoję właśnie przez naszym, pięknym, hiszpańskim stadionem, Camp Nou. Uwielbiam tu przychodzić. Ta atmosfera, którą się czuje siedząc na trybunach. Coś niezwykłego. Gdy miałam sześć lat, Carles dostał się do La Masii. Od tego zaczęła się jego kariera. Grałam z nim w piłkę, a przynajmniej próbowałam grać. Brat zaraził mnie miłością do footballu. Mimo, że jest damska drużyna, to ja do niej nie należę. To moja pasja, ale nic co mogłabym robić na stałe. Od małego uczyłam się od najlepszych. Z marzeń została mi jednak tylko gra towarzyska z Barcą. A ja zostałam architektem wnętrz i założyłam firmę. Jeśli chodzi o rodzinę i przyjaciół to jestem wielką szczęściarą. Na życie zawodowe też narzekać nie mogę. Ale jest aspekt życia, który u mnie jest dość kruchy. Mianowicie miłość. Mam pecha co do poznawanych mężczyzn. Jeden z nich mnie zostawił z powodu zobowiązań wobec innej, a drugi zdradził. Z Jamesem planowałam ślub i gromadkę dzieci. Nie pomyślałabym, że zrobi mi coś takiego. Idąc czułam, że zaraz się rozpadnę. Miałam ochotę znowu zacząć płakać. Było mi ciężko i to bardzo. Pod stadionem, jak zwykle, stały auta chłopaków, trenera i ludzi z zarządu. Weszłam do środka i słysząc głosy dochodzące z murawy ruszyłam w stronę wyjścia na boisko. Mam nadzieje, że Tito, trener Barcy, nie będzie zły, że wpadłam. Ostatnio dawał wszystkim w kość, ale to dobrze. Przynajmniej chłopaki go słuchają. Weszłam niezauważona i podeszłam do ławki, na której siedział zdenerwowany Vilanowa. Na mój widok trochę złagodniał i przywitał się uściskiem dłoni.

- Dzień dobry, trenerze. Mogę pooglądać jak ćwiczą? To mnie odpręża.

- Cześć Ana. Jasne, możesz nawet z nimi pograć jak chcesz. – rozpromieniłam się na te słowa.

Specjalnie z myślą o tym ubrałam się w krótkie spodenki i koszulkę Barcy z numerem Carlesa, którą mi podarował. Pierwszy zauważył mnie Victor i uśmiechnął się od ucha do ucha. Podszedł do mnie i zamknął mnie w stalowym uścisku, śmiejąc się, kiedy próbowałam się wyrwać. Też zaczęłam się śmiać. Valdes jest dla mnie jak brat, z resztą tak jak większość drużyny. Z nim zawsze mogę się powygłupiać.

- Hej mała. Urosłabyś trochę. – odsunął się, unikając mojej ręki wycelowanej w jego brzuch. Bardzo lubi się ze mną drażnić. Ja przy moim metr siedemdziesiąt trzy nie dorównuje jego wzrostowi. Dlatego lubi się ze mnie nabijać.

- Siedź cicho Valdes! Idę pograć z chłopakami. – minęłam go i podbiegłam do mojego brata, który, gdy mnie zobaczył, rozłożył szeroko ręce. Przytuliłam się do niego mocno. – Hola hermanito.

- Hola hermanita. – pocałował mnie w policzek i odsunął na długość ramienia. Miał zatroskany wyraz twarzy. Jego przydługie włosy były rozpuszczone, co dodawało mu uroku. – Co się stało?

- Nie teraz. Porozmawiamy po treningu, ok? – kiwnął głową i zawołał resztę drużyny. Przywitałam się ze wszystkimi i od razu poczułam się lepiej. To moja rodzina. Jak mogłabym czuć się przy nich źle?

- To jak Puyol, grasz z nami? – odezwał się David i wyszczerzył się do mnie. Kolejny brat i najlepszy przyjaciel.

- Oczywiście, że gram, Villa. To do dzieła! – krzyknęłam i zaczęliśmy mecz pełen śmiechu i beztroski. Choć na chwile mogłam zapomnieć o dzisiejszym dniu i całej sytuacji z Jamesem. Jedyną osobą, której brakowało na treningu, był Cesc Fabregas. Gdzie on jest i co go zatrzymało?