sobota, 31 sierpnia 2013

Rozdział XXV.

Ana:

Był piękny lipcowy poranek, a ja właśnie wyszłam do ogrodu i usadowiłam się na jednym z leżaków. To już połowa piątego miesiąca ciąży. Mały daje się we znaki. Kopie jakby już chciał zagrać z wujkami jakiś mecz. Na szczęście minęły już nieprzyjemne aspekty takie jak nudności. Niestety doszły inne. Musiałam meldować się u Angelo, co dwa tygodnie, aby sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Stresował się ta ciążą bardziej niż ja. Nie można jednak powiedzieć, że byłam spokojna i opanowana. Mój synek jest zagrożony, dlatego całymi dniami przesiaduje w domu i zanudzam się na śmierć. Dla niego jestem w stanie zrobić wszystko. Właśnie dopijałam resztę soku, który miałam w szklance, gdy poczułam usta na moich policzku.
- Witaj kochanie. – powiedział Victor i kucnął obok mnie. – Jak się dzisiaj czujecie? – pogładził dłonią mój, już coraz większy, brzuch.
- Dzisiaj jakoś tak słabo. Choć mały kopie równie mocno, co zwykle. – uśmiechnęłam się, a bramkarz się zaśmiał.
- Coś cie boli? Wezwać Lucę? – zmartwił się.
- Nie, wszystko w porządku. Po prostu gorszy dzień. Jak tam na budowie? – robotnicy, którzy zajmowali się budową naszego domu, co chwilę dzwonili do Vica. Zazwyczaj z pytaniami lub wątpliwościami.
- Na szczęście bez problemów. Może miałabyś ochotę wyjść z domu? Shakira dzwoniła i razem z Pique zapraszają na urodziny Milana. Pomyślałem, że trochę rozrywki się wam przyda. – jakiego ja mam kochanego narzeczonego.
- Jesteś kochany. Już nie mogę patrzeć na ten dom. Ale nic się nie stanie dziecku?
- Rozmawiałem z Angelo i zgodził się bez problemu. Zaopiekuje się tobą i małym, obiecuje. – pocałował mnie, a potem wstał. – Idziesz? Pomogę ci się przygotować. – na jego ustach pojawił się huncwocki uśmiech.

***

Jak na złość nie miałam żadnej sukienki, w którą bym się zmieściła. Siedziałam zdołowana na łóżku, w sypialni. Odechciało mi się gdziekolwiek wychodzić. Muszę pogadać z Victorem o przełożeniu ślubu na po porodzie. Bo z moim ciałem nie znajdę sukienki ślubnej, która by na mnie pasowała. Przez natłok hormonów zachciało mi się płakać.
- Ana, co się stało? – zatroskany Vic pojawił się przy mnie.
- Nie mam, w co się ubrać. Wszystko jest na mnie za ciasne. – westchnęłam.
- Kochanie, jesteś piękna cokolwiek założysz lub i nie założysz. Ubierzesz jedną z moich koszulek i spodenki. – chciałam zaprotestować, ale czule mnie pocałował i tym uciszył mnie na dobre.

***

Na pierwszych urodzinach Milana nie zabrakło nikogo. Dom moich przyjaciół pękał w szwach od rodziny i przyjaciół. Pojawili się rodzice Gerarda i Shaki oraz cała drużyna Barcy. Zabrakło jedynie Tito Vilanowy. Mój narzeczony wspominał coś o pogorszeniu się stanu zdrowia trenera. Niedobrze. Gdy weszliśmy od razu dopadła do mnie moja przyjaciółka.
- Kochanie, wyglądasz kwitnąco! – uściskała mnie i pocałowała w oba policzki. – Victor! – tak samo przywitała mojego ukochanego. – Jak się czujesz Ana? Z małym w porządku?
- Witaj Shak. – uśmiechnęłam się. – Wszystko okej, mały zdrowy. Tylko hormony szaleją. – pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Znam ten ból. Ale najlepsze będzie, kiedy urodzisz. Te uczucie, kiedy trzymasz swoje dziecko w ramionach. Ahh.. – podszedł do nas mąż piosenkarki z ich synkiem na rękach.
- Ale ty urosłeś maluchu mój. – powiedziałam biorąc mojego chrześniaka na ręce. – Pamiętasz jeszcze ciocię? – ten zaśmiał się i przytulił do mnie.
- Ciocia Ana! – powiedział, a ja się rozpromieniłam.
- Wszystkiego Najlepszego Milanku mój kochany. – pocałowałam go w czoło i oddałam w ramiona Vica, który przytulił go mocno, a potem zaczął delikatnie go podrzucać. Mały śmiał się rozkosznie. Tak dobrze wyglądał z dzieckiem. Oczami wyobraźni widziałam go z naszym synkiem na rękach. Koło nas przeszedł Tello i Merche. Trzymali się za ręce. Lekko zaskoczona spojrzałam na przyjaciela, a potem koleżankę. A co z Agą? Postanowiłam jej poszukać. Po drodze witałam się z każdym i odpowiadałam na pytania o ciążę i moje samopoczucie oraz dziękowałam za gratulacje. Wreszcie ją wypatrzyłam. Siedziała sama na bujanej, drewnianej ławce na obrzeżach ogrodu. Wyglądała na zagubioną i przybitą.
- Hej Aga. – uniosła głowę. – Mogę do ciebie dołączyć? – kiwnęła tylko głową, więc usiadłam. Poczułam kopnięcie. – Domyślam się, że twój stan spowodowany jest kłótnią z Cristianem.
- Tak. Przed chwilą rozmawialiśmy o ile można nazwać to rozmową. Pokłóciliśmy się, a potem odszedł ze swoją nową dziewczyną. – w jej głosie wyczułam sarkazm. – A Ramos wyjechał, bo ja nie potrafiłam przetrawić informacji, które mi podał. A wiesz, przez co to wszystko? Przez ciebie. – wstała i spojrzała na mnie oskarżycielsko. Była zła. Źle mi się z nią rozmawiało na siedząco, więc też podniosłam się z ławki.
- Przeze mnie? Dlaczego? – starałam się mówić spokojnym tonem.
- Wtrącasz się we wszystko! Przez twój wypadek zjawiła się Merche i odebrała mi Tello. Do tego byłaś z Ramosem i go w sobie rozkochałaś! Kto wie, może to dziecko, które nosisz wcale nie jest Victora tylko na przykład Cesca! Pilnuj swoich spraw i daj mi święty spokój! – była wściekła, a mnie zabolały jej słowa. Do tego między wierszami nazwała mnie dziwką. – Domyślam się, że to ty kazałaś mu ze mną zerwać, prawda? Dziękuje ci bardzo! – z jej oczu ciekły łzy, a ona cała trzęsła się ze złości.
- Dlaczego nie spojrzysz na to, co sama zrobiłaś tylko obwiniasz mnie? To ty chciałaś, żebym przedstawiła cie Sergio. Poza tym, gdyby nie ja to nie wróciłabyś do Cristiana, bo wyjeżdżając do Polski zachowałaś się okropnie. Nie możesz obwiniać mnie o całe zło tego świata. – nie krzyczałam. Mówiłam już nie tak spokojnie jak na początku, ale starałam się nie podnosić głosu.
- No pewnie, przecież ty jesteś święta i nic nie zrobiłaś! Wiesz co?! Pieprz się Ana! – wrzasnęła i uciekła. Wbiegła do domu przepychając się między ludźmi. Poczułam ból i syknęłam zginając się wpół. Nie maleństwo, tylko nie to. Kolejny skurcz.
- Ana! Co jest? – koło mnie znalazł się zdenerwowany Carles. – Zawołajcie Victora! – krzyknął do stojących w pobliżu Villi i Daniego. Zaczęłam szybciej oddychać, a skurcze były coraz częstsze. Nie wiem, kiedy zjawił się Victor. Wziął mnie na ręce i szybko zaniósł do auta. Jeśli to jest to, co myślę to zaraz się rozpłaczę. Przecież nie mogę urodzić, nie teraz.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział XXIV.

Ana:

- Powinieneś częściej wyjeżdżać. Jesteś jeszcze lepszym kochankiem niż byłeś, o ile to w ogóle możliwe. – zaśmiałam się wtulając policzek w nagi tors mojego narzeczonego.
- Ty za każdym razem jesteś lepsza niż poprzednio. A przy tej ciąży pobijasz sama siebie. – gładził delikatnie moje plecy. – Jestem bardziej zmęczony niż po treningu przed zawodami. – roześmiał się. – Jak dla mnie takie dni jak dziś mogą być, co dzień. – pocałował mnie w czubek głowy.
- Lepiej przemyśl swoje życzenia. Przy moich hormonach jest bardzo niezaspokojona i szybko mogę cie zamęczyć. – pocałowałam go. – Chcesz tego? – zapytałam kokieteryjnie. Odpowiedział mi tylko pomruk zadowolenia i namiętny pocałunek na moich ustach.

***

Kolejne dni upływały nam na cieszeniu się sobą i planowaniu ślubu, którego termin ustaliliśmy na 24 sierpnia. Czyli za niecałe dwa miesiące. Nasz synek rozwijał się prawidłowo, dom się budował. U nas wszystko było słodko, cudnie i pięknie. Jednak chyba tylko u nas. Widząc jak ostatnio kiepsko jest z Tello postanowiłam zaprosić go na kawę i z nim pogadać. Usiadłam wygodnie na kanapie, a on obok mnie stawiając przed nami dwa kubki. Dla mnie herbata z cytryną, dla niego czarna kawa. Przyjaciel wyglądał jakby miał parę ciężkich nocy za sobą. Podkrążone oczy, blada cera. Oparł się o mebel i westchnął.
- Co się dzieje? – znam go na tyle, że bez tego wzdychania i całej reszty wiem, ze cos jest nie tak. – Zgaduje, że chodzi o ciebie, Agę i Merche, a no i Ramosa. – spojrzał na mnie.
-Tak, o nasz czworokącik. – powiedział ironicznie. – Powinnaś zostać wróżką. – dodał z sarkazmem.
- Oh Tello, ogarnij się. Czy ty nie widzisz, do czego doprowadza ta sytuacja? Rozmawiałam z Agą jakiś czas temu. Poradzę ci to samo, co jej. – zrobił zaskoczony wyraz twarzy. – Moim zdaniem, waszego związku de facto już nie ma. Ty więcej czasu spędzasz ze swoją przyjaciółką niż z Polką, a Agnieszka z Ramosem. Powinniście to zakończyć, bo tylko nawzajem się ranicie. – zobaczyłam ból na jego twarzy. Zakrył twarz dłońmi. Pogładził go po plecach.
- Ja i Merche? Naprawdę myślałaś, że coś nas łączy? – spojrzał na mnie. – Ona pomagała mi pokazać, co naprawdę czuje Aga. Poprosiłem ją o przysługę i przed Agnieszką udawaliśmy, że ze sobą flirtujemy i w ogóle. – parsknął. – Liczyłem na to, ze będzie zazdrosna. Owszem, była. Ale nie tylko o mnie. – upił parę łyków kawy. Ja swój kubek trzymałam w dłoniach ogrzewając sobie ręce. – Ana, ja ją kocham. – w jego głosie słychać było ból. – Kocham tak mocno, że kiedy myślę o niej w ramionach innego to mam ochotę umrzeć. Nie potrafię jej zostawić, powiedzieć koniec, bo nie chce tego robić. Za bardzo mi na niej zależy. Nie mogę jednak zmuszać jej do związku czy miłości. – był załamany, ręce lekko mu się trzęsły. Rzadko go takiego widuje. Stara się nie pokazywać swoich emocji. Odłożyłam herbatę i mocno go przytuliłam. Wtulił się we mnie bez słowa. Trwaliśmy tak przez dłuższą chwilę. W końcu odsunął się.
- Dziękuje. Była mi potrzebna taka rozmowa, a wiedziałem, że ty zrozumiesz. – spojrzał na mój brzuch i na jego twarzy po raz pierwszy dzisiejszego dnia zagościł uśmiech. – Widzę, że nasz mały piłkarz rośnie jak na drożdżach. Pewnie daje popalić, co?
- Czasami i owszem. – uśmiechnęłam się. – Teraz tylko, jego wujek musi poukładać swoje sprawy i wszyscy będą szczęśliwi. – musnął ustami moje czoło i wyszedł. Nawet nie musiałam pytać gdzie szedł, wiedziałam.

***

Merche:

- Ja i Merche? Naprawdę myślałaś, że coś nas łączy? Ona pomagała mi pokazać, co naprawdę czuje Aga. Poprosiłem ją o przysługę i przed Agnieszką udawaliśmy, że ze sobą flirtujemy i w ogóle. – parsknął Cristian. Więcej nie potrzebowałam. Wyszłam zamykając cicho drzwi. Wpadłam zobaczyć jak czuje się Ana i przez przypadek podsłuchałam właśnie ten fragment ich rozmowy. Do oczu napłynęły mi łzy, ale szybko się ich pozbyłam. Owszem, zabolało mnie to, co powiedział, bo jest tak ślepo zakochany w tym rudzielcu, że nie zauważył moich uczuć. Ile on ją zna, parę miesięcy? Mnie zna całe swoje życie. Jak mogłam pomyśleć, że coś może z tego być? Siedząc na schodach, przed frontowymi drzwiami, nie zauważyłam wychodzącego chłopaka. Przysiadł obok, tak, że stykaliśmy się ramionami. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
- Co tutaj robisz? – zapytał łagodnie. – Myślałem, że widzimy się wieczorem.
- Też tak myślałam, ale jak widać ty masz inne plany. – wstałam rozgniewana i ruszyłam w stronę furtki.
- O czym ty mówisz? Hej, zaczekaj! – złapał mnie za łokieć i obrócił w swoją stronę. – Słyszałaś na naszą rozmowę. Merche, wiesz, że to nie tak.
- A jak? Dla ciebie obraz nas, jako pary cie śmieszy. Nic więcej nie ma tu do powiedzenia. – chciałam mu się wyrwać, ale trzymał mnie mocno. Zbliżył się do mnie.
- To nie tak, że śmieszy. Po prostu, nigdy nie myślałem o tobie w ten sposób. Nie wiem czy potrafiłbym patrzeć na ciebie jak na moją ukochaną. Może pomożesz mi się przekonać? – to mówiąc pocałował mnie. Czule i nieśpiesznie. Zamarłam nie wiedząc, co robić. Po chwili odwzajemniłam pocałunek obejmując go za szyję. Czułam się jakby spełniał się jeden z moich snów.

***

Ana:

Po rozmowie z Crisitanem postanowiłam zaczerpnąć świeżego powietrza. Otworzyłam drzwi wejściowe i zamarłam. Tello i Merche stali spleceni w namiętnym uścisku. Całowali się. Uśmiechnęłam się tylko i zamknęłam cicho drzwi. Zawsze najbardziej zależało mi na szczęściu przyjaciela.

Ramos:

Siedziałem trzymając Agnieszkę w ramionach. Oglądaliśmy fale morskie siedząc na kocu, na plaży. Wiatr wiał niemiłosiernie zagłuszając wszystko. W końcu ustał i dziewczyna postanowiła to wykorzystać.
- Sergio, możemy pogadać? Jedna sprawa nie daje mi żyć już od jakiegoś czasu. – spojrzałem na nią zaciekawiony.
- Słucham cie ruda. – wyszczerzyłem się wiedząc jak ona nie cierpi jak się tak do niej mówi. Oczywiście zarobiłem kuksańca w bok i reprymendę w oczach.
- Dlaczego nie jesteś już z Aną? Dlaczego wam nie wyszło? – zbiła mnie z tropu tym pytaniem. Skąd wiedziała? Czarnowłosa musiała jej powiedzieć. Niedobrze.
- Czy to ważne? Nie jesteśmy razem i tyle.
- Dla mnie ważne. – uparta dziewczyna. Nie chciałem rozpamiętywać tego, co było szczególnie, jeśli w jakiś sposób było to dla mnie bolesne. Wiedziałem jednak, że nie da mi spokoju.
- No, więc... Poznaliśmy się dzięki Ikerowi i nie będę mówił, przy jakiej okazji to było. Od razu mi się spodobała. W końcu, to mój typ. Nie odrzucił mnie nawet fakt, że jest siostrą gracza Barcelony, bo lubię i szanuje Carlesa. Po paru randkach coś zaiskrzyło i zostaliśmy parą. Nie trwało to jednak długo, bo Ana nie chciała długiego związku. To znaczy chciała, ale uważała, że ja nie będę wstanie jej tego zapewnić. – zatrzymałem się na chwilę i westchnąłem. – Myśląc o tym teraz, to miała rację. Byłem i nadal jestem typem podrywacza. Bywam w krótkich związkach, bo nie potrzebuje dłuższych i poważniejszych. Mimo to w tamtym momencie ona się myliła. – wpatrywała się we mnie z dziwną mieszaniną uczuć na twarzy. – Dla niej byłem w stanie porzucić mój styl życia. Ba, chciałem tego. Chciałem poważnego związku z Aną. Gdybym jej to wtedy powiedział to może wyglądałoby to inaczej. – wzruszyłem ramionami starając się nie pokazać jak wewnętrznie to przeżywam. – Po rozstaniu zostaliśmy dobrymi przyjaciółmi. Dużo o niej wiem, a ona wie o mnie wszystko. – lekko się uśmiechnąłem. – Czy to już wszystkie pytania? Bo widzę, że chyba masz dość na dzisiaj.

***

Z góry przepraszam za jakość rozdziału, ale był on przypływem weny spowodowanej kiepskim samopoczuciem. W każdym razie z dedykacją dla Merche;* Mam nadzieje, że choć trochę się spodoba.

niedziela, 25 sierpnia 2013

Rozdział XXIII.

Ana:

To dzisiaj. Nareszcie wraca mój Victor i reszta chłopaków. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo się za nimi stęskniłam. Niby to tylko 15 dni, a jednak sporo. Wiedziałam, że wrócą w dość ponurych nastrojach, ale miałam nadzieje, że informacja, którą mam do przekazania ich ucieszy. Sala była już przygotowana, catering zamówiony. Wszystko dopięte na ostatni guzik. Chciałam ich przywitać jak zwycięzców, bo dla mnie mimo przegranej z Brazylią, nadal są wygranymi. Ogólnie, całe zawody poszły im znakomicie. Po meczu z Urugwajem ich wyniki były jeszcze lepsze: spektakularne 10:0 z Tahiti i 3:0 z Nigerią zaprowadziło ich do półfinału, gdzie zmierzyli się z Włochami. Wygrali dopiero w karnych 7:6. Jedynie w finale coś poszło nie tak i przegrali z Brazylią 3:0. Widziałam, jak się tym podłamali. Mam okazję ich trochę rozweselić. Próbowałam znaleźć sukienkę, w której nie byłoby widać mojego rosnącego brzucha. Chciałam zrobić Vicowi niespodziankę. Wreszcie udało mi się wybrać odpowiednią kreację. Do tego szpilki. Fryzurę miała mi zrobić Shaki, która ma przyjechać lada chwila. Poprosiłam Julio, żeby powiadomił chłopaków, w moim imieniu, o miejscu spotkania i strojach wizytowych. Trochę ich wkręcam, że to jakiś bankiet po zawodach. Skończyłam ubierać sukienkę, gdy do sypialni weszła Shakira. Uściskała mnie i uśmiechnęła się od ucha do ucha.

- Wyglądasz cudownie kochana. To teraz tylko fryzura, lekki makijaż i będziesz gwiazdom wieczoru. – pokręciłam głowę ze śmiechem i usiadłam przed lustrem w łazience. Blondynka sprawnymi ruchami stworzyła na moich włosach pięknego koka. Później mnie pomalowała i z aprobatą pokiwała głową. – Jesteś gotowa. W ogóle, jak chcesz powiedzieć Victorowi o dziecku?
- Przekonasz się. – uśmiechnęłam się tajemniczo i wyjęła z szafki tajemnicze pudełeczko. – Luca robił mi dzisiaj USG. Maluszek jest już taki duży. – przyjaciółka przytuliła mnie.
- Będziesz cudowną mamą, zobaczysz. A teraz chodź, bo spóźnisz się na własne przyjęcie. – w holu założyłam szpilki i zamykając dom wsiadłam do samochodu piosenkarki. Na miejscu byłyśmy po dziesięciu minutach. Wynajęłam restaurację w Hotelu Barcelona Universal. To jeden z hoteli, które najbardziej mi się podobają. Weszłam do środka i przystojny boy hotelowy zaprowadził nas do restauracji, gdzie były już osoby wiedzące o spisku: Aga, Tello, Leo, Merche, Kate, Carles, Bartra i reszta Barcelony B oraz Jose z żoną. Wszyscy byli wystrojeni i w pogodnych nastrojach. Mężczyźni w garniturach, kobiety w pięknych kreacjach. Przywitałam się ze wszystkimi i sprawdziłam czy wszystko gotowe. Lada chwila powinni się pojawić. W ręce trzymałam niebieskie pudełko, o które wcześniej pytała Shakira. Fotograf już zajął się swoją pracą i poczułam na sobie flesz.
- Już są! – powiedział Cristian podchodząc do mnie. – Jak tam Ana, wszystko ok? – od kiedy powiedziałam mu o ciąży zrobił się strasznie troskliwy. Wiedział on, Carles, Shaki i Kate. Reszta wkrótce się dowie. Jestem bardzo ciekawa ich min. Usłyszeliśmy kroki, a po chwili do sali zaczęli wchodzić zawodnicy reprezentacji. Wszyscy w dobrze skrojonych, czarnych garniturach. Gdy zobaczyłam mojego ukochanego, moje serce zabiło mocniej. Podeszłam do niego i reszty drużyny. Nim zdążyłam coś zrobić, blondyn przytulił mnie mocno do siebie i złożył na moich ustach czuły pocałunek.
- Nawet nie wiesz jak tęskniłem. – wyszeptał tuż przy moim uchu. – Wyglądasz zjawiskowo, ale, z jakiej okazji to wszystko? – wskazał ręką salę.
- Uwierz, ja tęskniłam bardziej. – uśmiechnęłam się. – To przyjęcie powitalne dla naszych mistrzów. – przywitałam się z resztą chłopaków i pozwoliłam im przywitać się z resztą i usiąść. W końcu została jedyną, która została na środku. Kelnerzy poustawiali na stołach butelki z szampanem i wysokie kieliszki. Victor stał koło mnie trzymając mnie za rękę. Z głośników poleciała muzyka. Odwróciłam się do Vica. – Możemy porozmawiać? – ten objął mnie.
- Sam chciałem o to zapytać. Jeśli pozwolisz to zacznę. Planowałem to w nieco innych okolicznościach, ale ty stworzyłaś jeszcze lepsze. – zaczęłam się zastanawiać, o co mu chodzi. Wszyscy zwrócili na nas wzrok, a Villa i reszta piłkarzy się uśmiechnęli. Oni coś wiedzą. Bramkarz sięgnął do kieszeni wewnątrz marynarki i wyciągnął z niej małe, czerwone pudełeczko. Serce mi zamarło. Ukląkł przede mną, a ja stałam jak oniemiała. Ujął moją dłoń.
- Czy ty, Ano Catherino Puyol, chciałabyś dzielić resztę życia ze mną, jako moja żona? – wpatrywał się we mnie błyszczącymi ze szczęścia oczami. Było w nich także wyczekiwanie i miłość.
- Oczywiście, że tak. Kocham cie najbardziej na świecie. – założył mi pierścionek na palec, a następnie wstał i porwał mnie w ramiona. Pocałowałam go, a on odwzajemnił gest. W całej Sali zabrzmiały wiwaty i oklaski. Wreszcie chłopak opuścił mnie na ziemię. – Teraz, ja mam coś dla ciebie. – podałam mu pudełko. Ten otworzył je zaciekawiony i zrobił wielkie oczy. Spojrzał najpierw na zawartość pudełka, potem na mnie.
- No Valdes, pokaż, co jest w środku! - zawołał roześmiany Torres. Victor wyjął body. Z tyłu miało numerek „1” i nazwisko „Valdes”. Wszyscy ucichli zszokowani, by po chwili wybuchnąć nową falą aplauzu. Vic miał łzy w oczach. Przytulił mnie do siebie całując delikatnie.
- Boże, będę ojcem. Ja, nadal nie mogę w to uwierzyć. – szeptał mi do ucha zszokowany. Spojrzał mi w oczy. – Czy wiadomo już, jaka płeć?
- Będziesz miał synka. – szczęście po prostu go rozpierało.
- Chłopaki, będę miał syna! – krzyknął na całe gardło i ponownie porwał mnie w ramiona. W końcu postawił mnie na ziemi, a ja podałam mu zdjęcie USG. Spojrzał z rozrzewnieniem a nie, a potem przycisnął do piersi. – Mój mały piłkarz. Ale jak to możliwe, przecież mówiłaś, że nie możesz mieć dzieci?
- Cud. Po prostu cud. – ludzie zaczęli do nas podchodzi, aby złożyć nam podwójne gratulacje. W moich policzków leciały łzy szczęścia. Długo zapamiętam ten dzień.

***

Tańczyłam kolejny wolny taniec z moim narzeczonym. Czułam się przy nim bezpieczna i szczęśliwa. Victor już wymyślał, jak nazwiemy malca. Reszta towarzystwa też dobrze się bawiła. W ogóle nie było widać, że wrócili z drugim miejscem. Nie wiedzieć, kiedy w objęcia porwał mnie Cesc.
- Gratuluje. – powiedział i pocałował mnie w policzek. – Będziesz cudowną mamą i żoną. – uśmiechał się, ale w jego oczach widziałam smutek i ból.
- Dziękuje. Cesc, ja..
- Nic nie mów. Widocznie tak musiało być. Ty jesteś szczęśliwa i to się liczy. Zawsze chciałem, żebyś była tak szczęśliwa jak dzisiaj. Boli jedynie fakt, że to nie ja tego dokonałem. – położyłam głowę na jego ramieniu.
- Ale wniosłeś wiele dobrego w moje życie, we mnie. Wiesz dobrze, że zawsze będziesz częścią mnie. Nie wyszło nam i może tak musiało być. Może ty też znajdziesz wkrótce kogoś, kto da ci takie szczęście, a ja będę mogła cieszyć się razem z tobą. – podniosłam głowę, a on spojrzał w moje oczy.
- Mam nadzieje, że masz rację. Mam nadzieję, że uda mi się o tobie zapomnieć. – to mówiąc musnął moje czoło i odszedł zostawiając mnie na środku parkietu przy dźwiękach „I’ll Hold My Breath”. W tym momencie zrozumiałam, że przyjaźń z Fabregasem nigdy nie była możliwa. On wiedział o tym od początku, a ja przekonałam się dopiero teraz. Teraz, kiedy go zraniłam. Podeszłam do baru i usiadłam na jednym z wysokich stołków.
- Poproszę szklankę soku pomarańczowego. – westchnęłam i schowałam twarz w dłoniach.

***

Powiem tak, rozdział krótki i średnio chyba się udał, ale musiałam jakoś przyspieszyć akcję. Przepraszam za błędy, literówki itp. Ogólnie, postanowiłam napisać jeszcze parę notek i zakończyć tą historię. Może do niej wrócę, a może nie. Tego nie wiem. Póki co czekam na wasze opinie. A i wielkie podziękowania dla dvingende za cudowne szablony na tego i mojego drugiego bloga: http://catherina-jurado.blogspot.com . Dziękuje kochana! Jesteś wielka i zdolna ;*

niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozdział XXII.

Ana:

Minęły trzy dni od wyjazdu chłopaków. Dziś ich pierwszy mecz, w fazie grupowej. Zagrają przeciwko Urugwajowi. Na szczęście będę mogła oglądać ten mecz w domu. Właśnie dostałam wypis i dużą ilość leków. Wynajęty ochroniarz, Julio, szedł tuż za mną, a Carlito obejmował mnie w talii, żebym nie upadłam. Z nogą było coraz lepiej, ale ciągle bolała. Od kiedy się obudziłam mój brat zachowuje się dziwnie. Tak, jakby coś go dręczyło. Muszę z nim porozmawiać, kiedy będziemy już w domu.

***

Powrót do domu od razu poprawił moje samopoczucie. Wzięłam gorącą kąpiel, ubrałam koszulkę Vica i przy pomocy Carlesa usadowiłam się na kanapie. Brat zamówił pizze i jedliśmy ją w ciszy. W tle grało radio. Usłyszałam „Fix you” i przymknęła oczy wsłuchując się w ta cudowną piosenkę.
- Ana.. – zaczął brązowowłosy, a ja otwarłam oczy spoglądając na niego.
- Co się stało?
- Musimy porozmawiać. – tylko kiwnęłam głową. – Nie wiesz wszystkiego o swoim stanie zdrowia. Nie wiem jak ci to powiedzieć.
- Może prosto z mostu. – zawahał się. Zaczynałam się obawiać tego, co chce mi wyznać.
- Jesteś w ciąży. – zrobiłam wielkie oczy i wstrzymałam oddech. – Początek dwunastego tygodnia. Rozmawiałem z Lucą i..
- W ciąży? Ale to przecież niemożliwe.. – w oczach miałam łzy. - Przecież Luca sam powiedział, że muszę pożegnać się z rolą matki.
- Sam był bardzo zaskoczony. Powiedział, że to cud. Musisz sama z nim porozmawiać.
- Boże, zostanę mamą. – uśmiech rozjaśnił moją twarz i przytuliłam się mocno do Carlito. Ten odwzajemnił gest i ucałował mnie w oba policzki. – A ty będziesz ojcem chrzestnym i to najlepszym na świecie. – widać było, że go to wzruszyło.
- To będzie dla mnie zaszczyt hermanita.

***

Od porannych wydarzeń siedzę i zastanawiam się, kiedy poinformować o tym Victora. Czy ucieszy się, że będzie ojcem? A może się zdenerwuje? Trochę obawiam się jego reakcji. Najważniejsze jest teraz dbanie o siebie. Dużo snu, odpoczynku i mało stresu. Tym razem nie mogę stracić mojego maleństwa. Dzwoniłam do dr.Angelo i umówiłam się, że wpadnie jutro i zrobi mu USG. Do meczu zostało jeszcze trochę czasu, więc usiadłam przy stole w kuchni z laptopem i zabrałam się za papierkową robotę. Nawet nie wiem ile nad tym siedziałam, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Ochroniarz poszedł otworzyć, a ja zaczęłam się zastanawiać, kto to może być. Po chwili w kuchni pojawiły się dwie osoby. Dwie osoby, które najmniej chciałam widzieć. Tym kimś okazali się moi rodzice. Najgorsze zło.
- Co się takiego stało, że musieliśmy przylatywać tu aż z Nowego Jorku? – matka była poirytowana. Ja jeszcze bardziej. Kto do niech zadzwonił? Pewnie lekarz. Zazgrzytałam zębami.
- Nic takiego, tylko o mały włos, a przyjechalibyście na pogrzeb. – w moim głosie dało się wyczuć sarkazm.
- Niby czyj, bo ja nie widzę tu nikogo umierającego. – ojciec nadal milczał, a ta zaczynała swoje cyrki. – W ogóle, dlaczego w twoim domu mieszka jakiś obcy facet?
- Bo go mu sprzedałam. Teraz mieszkam tutaj.
- A gdzie James? Nigdzie go nie widzę. – miałam ochotę zacząć krzyczeć, ale się powstrzymałam i wzięłam kilka głębszych wdechów.
- Nie mieszkam z nim, nie jestem z nim i nie mam ochoty o nim słyszeć. Siedzi w więzieniu i czeka na proces. Teraz jesteś z kimś porządnym i normalnym.
- Co to ma znaczyć? Pewnie przez ciebie tam siedzi, a ty znalazłaś sobie innego fagasa. – podniosłam się mimo bólu uda.
- Siedzi tam, bo mnie pobił i próbował zabić wbijając we mnie nóż. Coś jeszcze w tym temacie? – tylko głuchy nie usłyszałby ironii i gniewu w moim głosie. Widać było, że tata zbladł. On jeszcze się przejmuje.
- Zapewne sobie zasłużyłaś, skoro to zrobił. Pewnie spałaś, z kim popadnie. Przecież taka już jesteś, puszczalska. – uderzyłam ją z liścia w twarz. Nie wytrzymałam. Nie będzie mnie obrażać.
- Wynoś się. – powiedziałam lodowatym tonem. – No już, wynocha! – pojawił się Julio i złapał moją rodzicielkę za ramię. Ta zaczęła mu się wyrywać.
- Niech on mnie puści! Możesz nie dzwonić i nie pisać! Nie jesteś już moją córką!  Idziemy. – rzuciła do taty, a później wyszła wyrywając się Hiszpanowi. Trzasnęły drzwi frontowe. Ojciec nadal stał w tym samym miejscu i patrzał na mnie z bólem.
- Jak możesz patrzeć jak ona mną pomiata i nic nie powiedzieć? – w moim głosie był ból i żal. – Jesteś moim tatą, powinieneś być po mojej stronie.
- Przepraszam.. – szepnął tylko, po czym zostawił mi kopertę na blacie i wyszedł. Gdy tylko zostałam sama łzy strumieniami pociekły mi po policzkach. Julio podał mi pudełko chusteczek. Podziękowałam mu i wydmuchałam nos. Czułam się koszmarnie. Dlaczego musieli zniszczyć taki piękny dzień? Znów się rozpłakałam i zakryłam dłońmi twarz.

***

Godzinę przed mecz, przyszło parę osób, aby razem ze mną pokibicować naszym. W salonie siedzieli już: Kate, Merche, Carlito, Agnieszka, Tello, Bartra, Leo i Shakira z Milanem. Nie spodziewałam się już raczej nikogo więcej. Po wcześniejszej wizycie nadal nie umiałam dojść do siebie, choć robiłam dobrą minę do złej gry. Hermanito już o wszystkim wie, bo powiedziałam mu o tym kiedy tylko się zjawił. Wkurzył się i chciał znaleźć matkę i jej wygarnąć, co o niej myśli. Powstrzymałam go i poprosiłam, żeby został. Właśnie drużyny weszły na murawę i rozbrzmiały hymny reprezentacji. Gdy leciał nasz, wszyscy stanęliśmy z ręką przy sercu. No i zaczęło się. W wyjściowym składzie byli: Pedro, Iniesta, Soldado, Cesc, Xavi, Busquets, Alba, Arbeloa, Pique, Ramos, a w bramce mój ukochany Victor. Mecz był ciekawy i wciągający. Wiele akcji naszych, aż w końcu, w dwudziestej minucie gola zdobył Pedro. Wszyscy krzyczeliśmy ze szczęścia i choć przez chwilę nie myślałam o niczym złym. Niecałe piętnaście minut później drugiego gola wbił Soldado. Skończyła się pierwsza połowa, a my prowadziliśmy 2:0. Wszyscy bardzo się cieszyliśmy. No może prawie wszyscy. Aga wyglądała na przybitą. Ona siedziała na jednym końcu kanapy, a Cristian na drugim. Co się z nimi dzieje? Chłopak rozmawiałam z Merche, śmiali się i żartowali, a ze swoją narzeczoną nie zamienił ani słowa. Muszę z nimi pogadać. Ale to nie teraz, bo właśnie zaczyna się druga połowa. Muszę przyznać, że Vic jest świetnym bramkarzem. Dobrze się spisywał. Z resztą tak jak cała drużyna. Mecz się skończył, a wynik pozostał ten sam. Przeciwnikom nie udało się zdobyć ani jednej bramki. Wszyscy skakali i cieszyli się wygraną Hiszpanii. Nawet Julio krzyczał z nami i uśmiechał się. Leo poszedł po szampana, reszta zaczęła rozmawiać, a Shaki poszła uśpić małego.  Podeszłam do Agi.
- Mogę cię porwać na chwilę? – ta tylko pokiwała głową i wstała. Wzięła mnie pod rękę i poszłyśmy do ogrodu. Księżyc świecił jasno na nocnym niebie oświetlając ganek. Usiadłam na jednym ze schodków, a ruda koło mnie.
- Co się dzieje? Tylko nie mów, że nic, bo ja ślepa nie jestem. – objęłam ją ramieniem. – Chodzi o Ramosa? – spojrzała na mnie speszona.
- Nie układa nam się z Cristianem. Od kiedy wróciliśmy do Hiszpanii, po oświadczynach. Co chwilę się o coś kłócimy. Nie pamiętam, kiedy ostatnio się przytulaliśmy czy całowaliśmy, nie mówiąc już o innych rzeczach. Oddaliliśmy się od siebie. Myślałam, że przyjęcie wszystko naprawi, ale ono tylko pogorszyło sprawę. Później zjawił się Sergio i coś we mnie pękło. Był miły, czarujący i podobam mu się. – zawiesiła głos. – Całowałam się nim i co gorsze, nie żałuje tego. Wiem, co sobie o mnie pomyślisz.
- Lobo umie zawrócić w głowie. Wiesz, widzę, że Merche bardzo zbliżyła się do Crisa odkąd przyjechała. Ty i Ramos się widujecie. Myślę, że związek twój i Tello jest trochę bezsensowny. To oczywiście tylko moje zdanie, ale ja nie potrafiłabym być z dwoma na raz. Czuje, że ty też nie potrafisz, ale nie chcesz zostawiać Cristiana, bo wyjdziesz na tą złą. Zgadza się?
- Trafiłaś w sedno. I co ja mam teraz robić? Znasz ich obu, doradź mi.
- Musisz porozmawiać szczerze z Crisem. Myślę, że oboje dojdziecie do tego samego wniosku i nie będzie mowy o winnych czy niewinnych. – wstałyśmy, a dziewczyna przytuliła mnie.
- Dziękuje, za radę i to, że jako jedyna się zainteresowałaś.
- W końcu od tego są przyjaciele. – uśmiechnęłam się. Już miałam powoli wejść do środka, gdy zielonooka mnie zatrzymała.
- Mogę ci zadać pytanie?
- Jasne, pytaj.
- Czy łączyło cie coś z Sergio? – zaskoczyła mnie tym pytaniem.
- Szczerze? Tak. Byliśmy razem. Ale to było dawno temu, jeszcze zanim byłam z Jamesem. A teraz wybacz, ale zaraz będzie dzwonił Victor. – weszłam do środka zostawiając lekko zszokowaną dziewczynę na zewnątrz.

piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział XXI.

 Notka z dedykacją dla mojego Torresiątka kochanego ;* Zdrowiej mi tam szybko kochanie :D

***

Agnieszka:

Od kłótni w szpitalu, ja i Cristian nie rozmawiamy ze sobą. Okej, może zachowałam się trochę samolubnie pojawiając się z Ramosem. W końcu Ana to przyjaciółka Tello. Myśle, że jest dla niego nawet ważniejsza ode mnie. Czy te zaręczyny były nam teraz potrzebne? Od kiedy mi się oświadczył przestało nam się układać. Co chwilę kłócimy się o jakieś drobiazgi. Do tego teraz ta sprawa z Sergio. Muszę przyznać, że było moim marzeniem poznać tego przystojnego piłkarza Realu. Muszę podziękować Anie za to, że nas ze sobą poznała. Ramos jest świetnym rozmówcą. Możemy mówić o wszystkim, a tematy nam się nie kończą. Do tego jest inteligentny, czarujący, opiekuńczy. Co najważniejsze, chyba mu się spodobałam. Jestem okropna myśląc w ten sposób. Mam Cristiana i go kocham, ale czy tak naprawdę i na zawsze? Coraz bardziej czuje, że oddalamy się od siebie. Jeśli tak dalej pójdzie to go stracę, albo on mnie. Moje rozmyślania przerwał Sergio.
- Wszystko w porządku? Jesteś nieobecna. – pogładził dłonią mój policzek.
- To nic, po prostu się zamyśliłam. – nie lubię tłumaczyć każdemu, co mi jest.
- Chodzi o Anę? Też o niej myślę. To dobrze, że już się obudziła. Kamień spadł mi z serca. – siedzieliśmy naprzeciwko siebie na ławce w parku niedaleko szpitala.
- Tak, o nią. Czuję się winna. To świetnie, że jest z powrotem z nami. – uśmiechnęłam się. – Muszę wpaść do niej. – chciałam wstać, ale chłopak złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
- Na pewno chcesz iść tam teraz, kiedy siedzi przy niej Tello? – zawahałam się.
- W końcu musi kiedyś wyjść. Poza tym, jestem jej to winna. – pocałował mnie, a ja odwzajemniłam gest i ruszyłam w stronę szpitala. Po chwili dołączył do mnie. Spojrzałam na niego zdziwiona. – Chcesz iść do sali gdzie jest połowa drużyny Barcelony?
- Jestem jej przyjacielem. – kolejny przyjaciel. Wielu ich ma ta nasza Ana. Ciekawe z iloma z nich spała. Czy spała z Ramosem? To pytanie pozostało w mojej głowie nawet, kiedy znaleźliśmy się już w chłodnej poczekalni.

***

Ana:

Dlaczego mój chłopak musi być taki uparty? Chyba nigdy tego nie zrozumiem. Od kiedy się obudziłam ciągle ktoś przy mnie jest. Vic i Carlito siedzą tu cały czas, a reszta zmienia się, co parę godzin. Dzięki środkom przeciwbólowym jakoś się trzymam, lecz nadal czuje się obolała i zmęczona.  Dzisiaj piłkarze powinni lecieć do Brazylii. Ja od paru godzin bezskutecznie próbuje przekonać Victora, żeby również poleciał. Wspierali mnie Carles, Tello, Merche i Kate. Jednak nasze wysiłki szły na marne. Wpadłam na pewien pomysł. Poprosiłam Kate i szepnęłam jej coś na ucho. Ta kiwnęła głową i z uśmiechem wyszła ciągnąc za sobą resztę. Moja kochana przyjaciółka. Spodziewałam się, że kiedy się dowie to na pewno się tu pojawi. Jednak pojawienie się Merche kompletnie mnie zaskoczyło. Nie rozmawiałyśmy od roku. Ona ciągle zalatana, mieszka w Sewilli, zajęta pracą i uczelnią. Poznałyśmy dzięki Tello, który zna ją od dziecka. Poznał nas ze sobą i tak jakoś wyszło, że się zaprzyjaźniłyśmy. Kate wyszła ostatnia i po drodze zasłoniła okno wychodzące na korytarz i zamknęła drzwi, na klucz. Victor spojrzał na mnie zdziwiony.
- Kochanie, skoro normalne prośby na ciebie nie działają to muszę zastosować inne metody. – chciał coś powiedzieć, ale zamknęłam mu usta czułym pocałunkiem. Odwzajemnił gest i  usiadł na brzegu łóżka. Jedną ręką objął mnie w talii, a drugą trzymał na moich plecach. Odsunęłam się od niego na chwilę i odsunęłam kołdrę. Miałam na sobie tylko szpitalną koszulę zawiązywaną z tyłu, co bardzo ułatwiało zadanie. Już sięgałam ręką do sznurka z tyłu, gdy chłopak zatrzymał moją dłoń.
- Skarbie, jesteś wyczerpana. Nie wiem czy to dobry pomysł.. Nie chcę zrobić ci krzywdy.. – plątał się. Włożyłam ręce pod jego koszulkę i wodziłam palcami po mięśniach brzucha. Zadrżał.
- O mnie się nie martw. Dam sobie świetnie radę. – wymruczałam i zdjęłam jego koszulkę. Piłkarz, całując mnie, odwiązał moją koszulę i zsunął ją ze mnie. Potem pozbył się dolnej części swojej garderoby. Położył się nade mną i pieszcząc ustami moje piersi, wszedł we mnie. Doznania przytłaczały mnie. Moje ciało drżało poruszając się razem z jego ciałem w ten jeden, dobrze znany nam rytm. Jego ręce błądziły po moich plecach, pośladkach, palce delikatnie muskały żebra, a usta.. Achh, jego usta sprawiały mi niezaprzeczalną rozkosz. Pocałunki stawały się namiętniejsze, a ja niebezpiecznie zbliżałam się do końca. W tym momencie nie czułam bólu czy zmęczenia. Czułam tylko jego i niczego więcej nie było mi trzeba. Zatraciłam się w fali pożądania i wygięłam się w łuk. Zaraz po mnie mój chłopak. Zmęczeni opadliśmy na łóżko. Vic okrył nas kołdrą, a ja ułożyłam głowę na jego torsie. Gładziłam palcami, jego piękne ciało, całując je kawałek po kawałku.  W radiu, które cicho grało, usłyszałam „Te Creo”. Idealna piosenka dla tej chwili. Wtuliłam się w Vica i przymknęłam oczy.
- Czy teraz nadal nie będziesz dał się przekonać? – wyszeptałam. Poczułam, że jego mięśnie się napięły. – Nie będę sama. Carlito i dziewczyny się mną zaopiekują. Nie będę nigdzie sama wychodzić i zawsze ktoś będzie ze mną w domu. Proszę, nie rezygnuj z tego, co kochasz. – położył się bokiem i pocałował mnie.
- Muszę przyznać, że potrafisz przekonać człowieka. – wyszczerzył się, ale po chwili posmutniał. – Pojadę, ale pod pewnymi warunkami. Po pierwsze, będę często dzwonił. Kiedy tylko będę mógł. – kiwnęłam głową. – Po drugie, będziesz miała ochroniarzy.
- No chyba żartujesz? Ilu?
- Trzech, bądź czterech.
- Jednego. – byłam zawzięta. Wiedziałam, że opcja ‘brak ochrony’ nie przejdzie, ale jeden wystarczał w zupełności.
- Dwóch.  – postawił na swoim blondyn.
- Jeden kocie i ani jednego więcej. – skapitulował i wzdychając wtulił twarz w moje włosy. – Mogę cie prosić jeszcze o jedno zanim pojedziesz na lotnisko?
- Oczywiście, o co tylko chcesz. – martwił się.
- Pomożesz mi wziąć prysznic? Bo czuje, że sama nie ustoję. – pokiwał głową i wstał. Podszedł z drugiej strony łóżka i wziął mnie na ręce. Zaniósł mnie do łazienki znajdującej się w sali. Zamknął drzwi i postawił mnie w brodziku. Stanął za mną i zamykając kabinę odkręcił kurek z ciepłą wodą. Nie umiałam ustać na rannej nodze, dlatego bramkarz trzymał mnie w talii, alby mogła spokojnie się umyć. Przy okazji mył mi gąbką plecy. Potrzebowałam tego. Odwróciłam się przodem do Vica, aby umyć włosy. Kiedy spłukałam już wszystkie płyny, żele itp. umyłam plecy piłkarzowi. Z jego pomocą wydostaliśmy się z kabiny. Sięgnął po ręcznik i owinął mnie nim. Sam wyszedł i po chwili wrócił ubrany w to, co z niego zdjęłam. Złapałam go pod rękę i jakoś udało mi się dostać do łóżka.
- Potrzebuje swoich ubrań. Przywiózłbyś mi coś? – ten tylko sięgnął po sportową torbę i wyjął moje ubrania. Jego koszulkę, w której często chodzę, krótkie spodenki i bieliznę. Ubrałam się i ucałowałam ukochanego. – Dziękuje. Jesteś nieoceniony i kochany.
- Mów mi tak dalej, a nie wsiądę do tego samolotu. – zaśmiał się i pogroził mi palcem. Zaczęłam się śmiać i przytuliłam się do niego. – Brakowało mi tego. – szepnął.
- Czego?
- Twojego śmiechu i Ciebie.

***

Agnieszka:

Przed pokojem Any natknęliśmy się na Kate, Carles, Cristiana i jakąś dziewczynę. Była ładna i kleiła się do Tello. Zazgrzytałam zębami. Wszyscy spojrzeli na nas, więc podeszłam i przywitałam się. Dziewczyna okazała się mieć na imię Merche i jest przyjaciółką napastnika. Podobno znają się od dzieciństwa. Stwierdziłam, że już jej nie lubię. Może, dlatego, że flirtowała z moim narzeczonym.
- A gdzie nasza chora? – zapytał El Lobo, który właśnie witał się z Puyolem.
- Chwilowo niedostępna. – odpowiedziała blondynka uśmiechając się. – Nie chce nic mówić, ale za godzinę mamy odprawę lotniskową. Właśnie, Valdes jedzie?
- Jadę. A co, tęskniłbyś gdybym został? – powiedział uśmiechnięty bramkarz i przywitał się z obrońcą. Przytuliłam się do niego.
- Oczywiście, nie mógłbym spać po nocach. – wszyscy zaczęli się śmiać. – Mogę na chwilę wejść do Any?
- Jasne, ale pamiętaj. Zaraz się zbieramy.  – weszłam razem z szatynem do pokoju obok. Czarnowłosa siedziała na łóżku, w ubraniach. Włosy miała mokre. Wyglądała dużo lepiej, niż kiedy widziałam ją ostatnio. Ramos podszedł do łóżka i mocno przytulił dziewczynę, a potem ucałował ją w oba policzki. Ta odwzajemniła gest. Usiadł na brzegu łóżka.
- Jak się czujesz? Martwiłem się.
- Oj Lobo, Lobo. Całkiem nieźle zważając na sytuację. Na szczęście jutro mogę już wyjść. – również zbliżyłam się do pacjentki, a ta uściskała mnie. – Wybacz, że zepsułam ci imprezę. – ja tylko pokręciłam głową.
- Nie masz, za co przepraszać. To ja powinnam przeprosić ciebie, a tą ochronę.
- To nie twoja wina. – lekko się uśmiechnęła. – Sergio, nie powinniście być już na lotnisku?
- Powinniśmy, ale chciałem zobaczyć się z tobą, żeby wiedzieć, że wszystko ok.
- Dziękuje, jesteś kochany. A teraz uciekaj, bo się spóźnicie.
- Oczywiście. Do zobaczenia. – ucałował ją, potem mnie w policzek i wyszedł. Coś musiało kiedyś ich łączyć. Pytanie tylko, co?

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział XX.

David:

Ana drugi dzień leży nieprzytomna. Lekarze mówią, że lada chwila powinna się obudzić, jednak nic się nie zmienia. Wszyscy bardzo przeżywamy to, co się dzieje z naszą przyjaciółką. Jestem wściekły na tego sukinsyna. W dodatku policja nie może go zamknąć dopóki Ana nie złoży zeznań. Victor siedzi przy niej dzień i noc, nie odstępując jej na krok. Ledwo udaje nam się zmuszać go do jedzenia. Carles też nie wygląda najlepiej. Siedzi przy swojej siostrze non stop. Widać jak zdołowany jest. Musi bardzo to przeżywać. Siedzę w pokoju naszej czarnowłosej razem z jej dwoma stróżami i Cristianem. Od kiedy pokłócił się z Agą, dużo czasu spędza tu z nami. Obwinia się o to, co się stało. Zwolnił ochroniarzy i chyba będzie ich pozywał do sądu. I jeszcze jutro wyjeżdżamy na Puchar Konfederacji. Coś czuje, że zabraknie nam bramkarza. Trzeba pogadać z trenerem. W sali panowała męcząca cisza. Słychać było tylko dźwięki wydawane przez aparatury. Moje rozmyślania przerwały kroki. Wstałem i wyszedłem sprawdzić, kto przyszedł. Wychodząc zderzyłem się z kimś.
- Może patrzyłbyś jak chodzisz. – odburknął dziewczęcy głos. Podniosłem głowę. Przede mną stała wysoka blondynka, o niebieskich oczach. Widać było, że jest zmęczona i smutna. Na policzkach miała świeże ślady łez, a w ręku walizkę. – Przepraszam.
- Nie masz, za co. To w końcu ja na ciebie wpadłem. David. – wyciągnąłem w jej stronę dłoń.
- Kate. – uścisnęła ją i dopiero teraz spojrzała na mnie. Zaskoczona zabrała dłoń i zrobiła wielkie oczy. – Villa! Boże, nie poznałam cie. – uścisnęła mnie, a ja dopiero teraz przypomniałem ją sobie. To przecież przyjaciółka Any, Kate Gonzales.
- Hej Gonzales. – lekko się uśmiechnąłem.
- Gdzie Ana? Kiedy tylko dowiedziałam się, co się stało, to od razu wsiadłam w samolot. – zaprowadziłem ją do pokoju, a ona odłożyła bagaże i podeszła do łóżka. – Ana, kochana moja. – usiadła na krześle i pogładziła dziewczynę po głowie. – Co on z tobą zrobił..

Kate:

Moja biedna przyjaciółka. Co ten bydlak jej zrobił? Wygląda jak wrak człowieka. Jestem kiepską przyjaciółką. Powinnam tu być i ją wspierać. Od początku ten cały James mi się nie podobał, ale ona była szczęśliwa, a ja nie chciałam jej tego odbierać. Carles i Victor wyglądają nie lepiej od Any. Oboje bladzi, z cieniami pod oczami. Gdy Carlito zadzwonił, nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Tak wiele mnie ominęło. Byłam zbyt zajęta karierą i randkami i w tym wszystkim zapomniałam o mojej najlepszej przyjaciółce. Co ze mnie za człowiek?

Victor:

Pojawiła się Kate, przyjaciółka Any. To dobrze, że jest tu z nami. Dlaczego ona jeszcze się nie budzi? Z godziny na godzinę coraz bardziej boję się, że.. Nie, nie mogę tak myśleć. Obudzi się. Jest silna. Do tego wydzwania kierownik budowy i Del Bosque. Jutro wyjazd na Puchar Konfederacji. Ja zostaje tutaj. Będzie musiał zastąpić mnie Casillas. Przecież to oczywiste, że nie ostwie mojej dziewczyny. Nie mam ochoty na nic. Chcę tylko, żeby Ana się obudziła. Czy wymagam zbyt wiele?

Cristian:

Agnieszka coraz bardziej denerwuje mnie swoim dziecinnym zachowaniem. Obraża się o byle, co i jeszcze te potajemne spotkania z Ramosem. Kiedy się dowiedziałem, że była z nim, kiedy Anę zaatakowano to byłem wściekły. Oczywiście, dla niej to nic takiego. Kocham ją, ale zastanawiam się czy decyzja o oświadczynach nie była zbyt wczesna. Kate zapytała czy przyniósłbym dla niej kawę. Chłopaki też wyrazili na nią chęć, więc wstałem i poszedłem do automatu, na korytarzu. Jeszcze jutro ten wyjazd, a chłopaki są w rozsypce. Trener się wścieka, ale też wie, jaka jest sytuacja. Właśnie włączyłem którąś z kolei kawę, gdy ktoś zakrył mi oczy rękoma. Nigdy nie lubiłem tej głupiej zabawy. Poirytowany odwróciłem się i zobaczyłem ją. Zamurowało mnie.
- Co ty tutaj robisz? – zapytałem zaskoczony i przytuliłem do siebie dziewczynę. Ta odwzajemniła uścisk. Jej brązowe włosy spływały na ramiona delikatnymi falami. W piwnych oczach czaiła się radość, ale również smutek.
- Przyjechałam, gdy dowiedziałam się, co przytrafiło się Anie. Planowałam sobie, że przyjadę i was odwiedzę, ale wiesz jak jest. Praca, studia. – posmutniała. – Jak z nią?
- Nadal się nie obudziła. – też nie byłem w najlepszym nastroju, choć widok przyjaciółki nieco poprawił mi humor. – Chcesz do niej zajrzeć? – kiwnęła głową i biorąc kawy, ruszyliśmy do sali. Idąc obok niej dodałem – Dobrze cie widzieć, Merche.
- Ciebie również Cristian.

Ana:

Nicość. Cały czas ciemność i cisza. Czy ja umarłam? Chyba nie. Choć może jednak tak? Czuje się jakbym pływała w powietrzu. Żadnego bólu. Z tego stanu wyrwał mnie czyjś głos. Czy to był Victor? Mój kochany Vic. Zgodziłam się z nim zamieszkać, tak dobrze nam się układa. Nie chce tego wszystkiego stracić. Nie chce go stracić. Znowu głos. Tym razem nie jeden, a kilka. Rozmowa. Już nie pływam w powietrzu. Czuje, że leżę na czymś miękkim. Wraca ból, fala bólu. Przypominam sobie, co się stało. Impreza, łazienka, James, nóż. Wspomnienia wróciły wielką falą, tak, że aż zabolały. Jęknęłam czując narastający ból całego ciała. Bałam się otworzyć oczy. Może jednak umarłam.
- Już dobrze kochanie, jestem przy tobie. – to mój Victor. W takim razie, ja nadal żyje. Dzięki głosowi ukochanego znalazłam siłę, żeby otworzyć oczy. Oślepiła mnie biel pomieszczenia i światło sączące się prze duże okno.
- Witaj wśród żywych, Puyol. – dosłyszałam głos Villi i śmiech zebranych.

sobota, 10 sierpnia 2013

Rozdział XIX.

Carles:

Gdy tylko wszedłem z Aną na rękach, została mi zabrana przez dyżurującego lekarza i zawieziona na stół operacyjny. Podpisałem zgodę na operację i usiadłem w poczekalni. Zakryłem twarz dłońmi. Gdybym tam wtedy był. Cholerny psychol! Miałem tak wielką ochotę pójść z Victorem i go pobić. Ba, do teraz mam ochotę go zabić. Bardzo rzadko targają mną tak silne i negatywne emocje. Tylko moja siostra widziała mnie bardzo zdenerwowanego, ale to zazwyczaj dotyczyło naszych rodziców. O ile można ich tak nazwać. Nie mam zamiaru teraz o nich myśleć. Ana się wykrwawia, a ja mogę tylko siedzieć i czekać. Ta bezsilność doprowadza mnie do szału. Moje rozmyślania przerwała instrumentariuszka, która wybiegła z sali, w której operowali Ann.

- Co się dzieje? – wstałem gwałtownie. – Pogorszyło się? – ta perspektywa przerażała mnie.
- Straciła za dużo krwi. Potrzebujemy więcej.
- Mogę oddać jej swoją? Mamy taką samą grupę. – kiwnęła głową i weszła do jakiegoś pomieszczenia, a ja za nią. Szybko wkuła się w moją rękę i podłączyła pustą kroplówkę.
- Ja za ten czas zabiorę już jedną gotową krew, a potem wrócę po pańską. – pobiegła, a ja przymknąłem oczy. Chociaż tyle mogłem dla niej zrobić. Pytanie brzmi, jak ten drań wdarł się do łazienki skoro wszystkie wejścia były obstawione przez ochronę? Usłyszałem szum i głosy, a po chwili w drzwiach pojawili się Aga i Ramos.
- Gdzie Ana? Gdy się dowiedzieliśmy, od razu przyjechaliśmy. – powiedział zdenerwowany Sergio.
- Operują ją, a ja oddaje dla niej krew. Straciła 2l. – westchnąłem.  – Właśnie walczą o jej życie.
- Mogę też oddać krew? – zapytał szybko piłkarz. Spojrzałem na niego zdziwiony. – Też mam AB, jak Ana.
- Skąd wiesz o jej grupie krwi?
- Powiedziała mi. To jak?
- Musisz znaleźć jakąś pielęgniarkę. –nim skończyłem ostatnie słowo jego już nie było. Po chwili wrócił z kobietą w różowym stroju, która zrobiła dokładnie te same czynności, co tamta przy mnie.
- Dlaczego to robisz? – to Polka nareszcie się odezwała. – Przecież nie jesteście spokrewnieni ani nic. – albo mi się zdawało albo rudowłosa była zwyczajnie zazdrosna. O niego?
- Ponieważ jest moją.. – tu się zaciął. – Z resztą to moja sprawa. Poza tym, czuję się winny tego, co się stało. – zaskoczył mnie tym.
- Dlaczego winny? Przecież to nie ty napadłeś na moją siostrę.
- Ale ochroniarze stracili czujność przeze mnie. Ten dupek mógł już wtedy wykorzystać okazję i dostać się do środka. – zacisnął pięści. – Jakbym go dorwał to zatłukłbym. A właśnie, gdzie Valdes?
- Poszedł go dorwać. Zobaczymy, co z tego wyniknie. – chciałem dodać coś jeszcze, ale przyszła pielęgniarka i zabrała mój woreczek i wyszła szybkim krokiem. – Oby chłopaki powstrzymali go od najgorszego.  Po jakimś czasie Ramosowi także odpięto woreczek i znów znaleźliśmy się w poczekalni. Cisza i oczekiwanie były nie do zniesienia. Minuty dłużyły się, a ja nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Poczułem wibracje w kieszeni, więc wyjąłem telefon. Dzwonił Leo. Po krótkiej rozmowie rozłączyłem się. Messi powiedział, że mają Victora i jadą do nas, a tego psychopatę zabrała policja. Ciekawe, w jakim stanie jest bramkarz i reszta. Już miałem powiedzieć Adze, co i jak, gdy z sali wyszedł lekarz. Był w zakrwawionym ubraniu i czepku na głowie. Wstałem i podszedłem do niego.
- Co z moją siostrą? –zapytałem bez ogródek.
- Udało nam się zatamować krwawienie i mój kolega właśnie kończy ją zszywać. Czy możemy zamienić słowo na osobności? – pokiwałem głową, a ten poprowadził mnie do pokoju lekarskiego. Zdjął brudne ubranie i czepek, po czym usiadł za stołem i wskazał mi krzesło.
- Zrobiliśmy pańskiej siostrze dodatkowe badania, żeby wykluczyć urazy wewnętrzne. Nie wiem czy panu mówiła, ale.. – zawiesił głos i upił łyka wody ze szklanki stojącej przed nim. – Jest w ciąży.
- W ciąży? – zaskoczony zapomniałem jak się oddycha. – Ale przecież to niemożliwe. Sama mi mówiła, że nie może mieć dzieci.
- A jednak. Skontaktowałem się z jej ginekologiem, doktorem Angelo. Zaraz zejdzie na dół i wszystko panu wyjaśni. Zgaduje po pańskiej minie, że siostra nie wiedziała o tym.
- A czy dziecko jest całe? – głos mi się łamał.
- Na szczęście maleństwo nie ucierpiało. Jest bardzo silne. Co do pana siostry to też silna z niej kobieta. Zostanie w szpitalu na parę dni, a potem wypuścimy ją do domu. Będzie jednak musiała długo uważać na nogę.
- Dziękuje panie doktorze. Bardzo dziękuje. – wstałem i uścisnąłem jego dłoń. Wyszedłem na zewnątrz i pojawił się przede mną mężczyzna w kitlu. Na plakietce widniało nazwisko Angelo.
- Zgaduje, że pan Puyol? – zapytał blondyn. – Może usiądziemy? – znów ktoś karze mi siadać. Opadłem an plastikowe krzesło i spojrzałem na lekarza. Agnieszka i Sergio gdzieś zniknęli.
- Ana jest bardzo silna i zdeterminowana. Jej ciąża jest niemałym zaskoczeniem również dla mnie. To bardzo rzadki przypadek, żeby po takim poronieniu, jakie spotkało pana siostrę, ona ponownie spodziewa się dziecka. Zbadałem ją i dziecko jest zdrowe i rozwija się prawidłowo. Mimo to, może to być ciąża wysokiego ryzyka i An będzie musiała bardzo na siebie uważać. To dziwne, że nie zauważyła tego wcześniej. To już początek 12-tego tygodnia.
- Rozumiem. Dziękuje panu za opiekę nad nią.
- Proszę mi mówić Luca. Nie ma, za co dziękować. – uśmiechał się jakby to on dowiedział się, że zostanie ojcem.
- Mógłbyś nie wspominać nikomu o tym? Ana powinna się tego dowiedzieć ode mnie. – kiwnął głową i żegnając się zniknął w następnym korytarzu. Będę wujkiem. Nadal jest to dla mnie niewiarygodne. Skro ja jestem tak zaskoczony, to jak zareaguje moja hermanita?

***

Victor:

Gdy tylko dorwałem go w swoje ręce to zacząłem okładać go pięściami. To, co zrobił nie ujdzie mu płazem. Po paru ciosach przestał się bronić. Wcześniej sam oberwałem parę ciosów w twarz. Już chciałem po raz kolejny go uderzyć, gdy ktoś złapał mnie za ramiona i odciągnął od zwijającego się z bólu dupka. Tym kimś okazali się Jordi i Leo. Cesc, który przyszedł z nimi, podszedł do tego drania i podnosząc go za koszulkę, uderzył w twarz parę razy. Przy pierwszy ciosie coś powiedział, ale zagłuszyły to jęki. Widząc, że stoję spokojnie, Alba i Messi też podeszli do leżącego i uderzyli go. Symbolicznie, bo razie. Gdy odsunęli się od nieprzytomnego, przyjechała policja. Podnieśli go i wsadzili do radiowozu. Chcieli zabrać także mnie, ale chłopak i wyjaśnili, że tylko się broniłem i pojechali. Leo właśnie dzwonił do Carlesa, by dowiedzieć się gdzie leżała Ana. W szpitalu znaleźliśmy się szybko. Myślami byłem cały czas przy ukochanej. Nie obeszła mnie moja zakrwawiona ręka, czy poobijana twarz. Teraz liczyła się tylko ona. Cholera! Bała się, a ja zamiast z nią pojechać to zająłem się tym nic nie wartym psycholem. Na korytarzu spotkaliśmy Cristiana kłócącego się z Agnieszką. Carlesa nigdzie nie widziałem.
- Powinnaś być na sali, tam gdzie wszyscy! Ana poszła cie szukać, a ty spacerowałaś sobie z Ramosem! Moja przyjaciółka omal nie umarła, a dla ciebie wszystko inne jest ważniejsze! – był wściekły.
- Dla mnie Ana też jest ważna i również zależy mi na jej życiu i zdrowiu! To nie moja wina, że zacząłeś siać panikę, bo na chwilę zniknęłam ci z przed oczu! Nie jestem małym dzieckiem! – Polka też nie wyglądała na spokojną.
- Ana też nie jest dzieckiem, a walczy o życie! – po tych słowach zamilkł, a ruda, minęła nas i wybiegła ze szpitala.
- Tello, gdzie Ana? – zapytałem. Dopiero teraz zauważył naszą obecność.
- Leży na sali pooperacyjnej. Siedzi przy niej nasz kapitan. Ty powinieneś iść to opatrzyć. – wskazał na moją rękę i twarz. Pokręciłem głową i szybko znalazłem się w pomieszczeniu, gdzie leżała czarnowłosa. Była podłączona do wielu aparatur i urządzeń. Jej blada twarz była nieruchoma. Na głowie miała założony bandaż. Wyglądała tak krucho. Przywitałem się z Puyolem i usiadłem na krześle przy jej łóżku. Złapałem jej dłoń w swoje dłonie i delikatnie musnąłem ją ustami. Byłą taka zimna.
- Tak bardzo cie przepraszam kochanie. Powinienem być przy tobie i cie ochraniać. – oparłem czoło o brzeg łóżka. – Nie wiem, co zrobię, jeśli cie stracę. Nawet nie wiesz jak bardzo cie kocham. To może egoistyczne, ale bez ciebie moje życie straci sens. Nie zostawiaj mnie. – pojedyncza łza pociekła mi po policzku.

niedziela, 4 sierpnia 2013

Rozdział XVIII.

Ana:

Otworzyli ją oboje i spojrzeli najpierw na kartkę, która była w środku, a potem na mnie i Victora.
- To żart? –zapytała zaskoczona Aga. Pokręciłam głową. – To będzie..
- Szalone. – dokończył za nią Cristian. – Dzięki wam, chyba sam bym się nie zdecydował, a dzięki wam to zrobię to i to nie sam, a z ukochaną. – to mówiąc przytulił mnie, a potem przybili piątkę z Viciem.
- Bałam się, że Agnieszka ma lęk wysokości i prezent się nie uda.
- Na szczęście nie mam i od zawsze o tym marzyłam. Dziękuje wam. – przytuliła mnie i mojego chłopaka, po czym pobiegła do swojej przyjaciółki, Sary, żeby się pochwalić. Tak, ona również była na przyjęciu. Tak samo rodzice i krewni polki. Nie zabrakło także rodziców i krewnych Tello oraz całej drużyny Barcy i trenerów. Był Pep, ale również Tito.
- Z czego nasza ruda tak się cieszy? – zapytał Gerard podchodząc do nas.
- Zafundowaliśmy im lot na paralotni we dwoje. – powiedział Valdes i wyszczerzył się. Przybili piątkę.
- No i super. Też bym chciał. A w ogóle, jak się czujesz Ana?
- Z dnia a dzień coraz lepiej. Dziękuje za troskę. – uśmiechnęłam się lekko. Z głośników dobiegły pierwsze takty „You are so beautiful” i na środek wyszli nasi narzeczeni. Objęci, szczęśliwi i wpatrzeni w siebie jak w obrazek. Po chwili kolejne pary zaczęły tańczyć.
- Mogę panią prosić? – Vic podał mi rękę i również weszliśmy na parkiet. Objął mnie bardzo delikatnie w talii, a ja położyłam mu ręce na ramionach. Zaczął szeptać mi słowa refrenu do ucha, a potem czule całował każdy skrawek na twarzy, na której był siniak. – Jesteś piękna.  – rozczulił mnie tym jak nikt przedtem. Jak się cieszę, że go mam. DJ postanowił zmienić trochę klimat i kolejną piosenką okazało się  „Niña Bonita”. W trakcie piosenki był tzw. Odbijany i mojego chłopaka porwała Agnieszka, a ja trafiłam w objęcia Cristiana. Nie tańczyłam, tak jak normalnie, bo żebra mi dokuczały, a Tello był delikatny. Już zaczynała się kolejna piosenka, gdy z ramion przyjaciela znalazłam się w objęciach Cesca. Akurat trafiliśmy na kolejną wolną piosenkę. Wpatrywał się w moje oczy i tak tańczyliśmy objęci, jak dawniej. Brakowało mi jego bliskości, tych czekoladowych oczu. Czy będę potrafiła się z nim tylko przyjaźnić po tym, co nas łączyło? Widziałam w jego spojrzeniu, że on nie potrafi. Usiadłam do stołu, żeby trochę odpocząć. Impreza rozkręciła się na dobre. Polscy goście musieli się trochę napić, żeby się rozkręcić. Ale jak już zaczęli się bawić to było ciekawie. Tańczyłam jeszcze z wieloma partnerami i właśnie znów wpadłam w ramiona Victora, gdy na sali zrobiło się wielkie poruszenie. Zatrzymaliśmy się i spojrzałam w stronę wejścia. Do środka wszedł właśnie nie, kto inny tylko Sergio Ramos. Zdziwiłam się, bo wątpliwe było, że został zaproszony na to wydarzenie. Chciał wejść dalej, ale zatrzymali go ochroniarze. Pomachał do mnie i przywołał do siebie. Puściłam dłoń Vica, mówiąc mu, że zaraz wrócę i przeszłam przez salę, aż do nowo przybyłego.

- Hej, może wyjdźmy na zewnątrz. – przytulił mnie i puścił przodem. W ogrodzie okalającym restaurację znajdowała się bujana, drewniana ławka. Usiadłam i oparłam się. Ramos dołączył do mnie i zrobił zmartwioną minę. No następny.
- Co się stało? Kto ci to zrobił?
- Nie pytaj. Powiedzmy, że mam nadpobudliwego eks.
- Ale bym mu dołożył. Nie cierpię damskich bokserów. Facet, który bije kobietę to nie facet.
- Po co przyszedłeś? Lubisz ryzyko? – zaśmiałam się. Spojrzał na mnie zdziwiony.
- No wiesz, ty z Realu, przychodzisz na imprezę gdzie jest cała drużyna Barcy. – gdy zrozumiał sens moich słów wybuchnął śmiechem.
- Faktycznie, normalnie samobójca ze mnie. Wpadłem, żeby przypomnieć ci o premierze naszej reklamy. – skrzywiłam się. – Nie powiedziałaś mu?
- Nie miałam okazji. Tyle się działo. Ale jeśli chcą mnie na tej sesji zdjęciowej to będą musieli ją przełożyć dopóki ten siniak mi nie zejdzie. – pokiwał głową.
- Przekaże producentce. Nawet z nim jesteś piękna. Poza tym, wyglądasz zjawiskowo i bardzo seksownie. – uśmiechnął się zalotnie. Ale on jest przystojny i czarujący. Mimo to nadal kocham mojego czarującego chłopaka. Miło jednak mieć takiego kumpla. Szturchnęłam go w ramię. – No co?
- Nic, nic. Tylko nie przesadzaj, bo się zarumienię. – wstałam. – Jeśli pozwolisz to wrócę do środka. – kiwnął głową. Odprowadził mnie do drzwi, przytulił i pocałował w oba policzki, po czym skierował się do auta. Przy wejściu spotkałam wychodzącą właśnie Agę.
- I jak zabawa? – zapytałam, a tej oczy się zaświeciły.
- Jest cudownie. Wybawię się za wszystkie czasy. Jedynie rodzice nadal mają mi za złe te wczesne zaręczyny.
- To w końcu rodzice, cóż poradzić.- uśmiechnęłam się.
- Ana, mam do ciebie taką prośbę.
- Mów śmiało.
- Znasz Ramosa i to dobrze. Czy dałoby radę, żebyś mnie z nim poznała? – gdy o nim mówiła w jej oczach widziałam tajemnicze iskierki.
- Jasne, czemu nie. Nawet teraz. Hej, Ramos! – Sergio, wsiadający właśnie do samochodu spojrzał na mnie ze śmiechem, a widząc, że macham mu ręką podszedł do nas.
- Dzięki, że tak po nazwisku Puyol. Już się stęskniłaś? – zaśmiał się i dopiero teraz zobaczył polkę. Wyszczerzył się do niej.
- Za tobą zawsze. Słuchaj, to jest Agnieszka Kortez. Moja przyjaciółka z Polski, narzeczona Cristiana. Bardzo chciała cie poznać. A teraz zostawię was samych i wrócę do środka. Victor pewnie się niepokoi. – ruda dała mi buziaka i ruszyli do tej samej ławki, na której wcześniej siedziałam z Ramosem.

***

Rozmawiałam właśnie z Davidem i Patricią, gdy przysiadł się do nas zdenerwowany Tello.
- Widzieliście może Agnieszkę? Nie umiem jej nigdzie znaleźć. – Villa i jego żona pokręcili głowami.
- Ostatni raz widziałam ją w ogrodzie, ale to było już trochę czasu temu.  Nie martw się, na pewno nic jej nie jest. – położyłam mu rękę na ramieniu. – Sprawdź tam. – kiwnął głową i zniknął mi z oczu. Gdzie ta rudowłosa się podziewa? Mam nadzieje, że Sergio jej nie uwodzi, bo zrobię mu krzywdę. Strach Cristiana udzielił się również mi. A jeśli coś się stało? Poszłam do łazienki, żeby poprawić makijaż i spojrzałam na swoje odbicie. Wyglądałam lepiej niż dwa dni temu, ale nadal nie podobał mi się ten siniak. Już miałam wychodzić, gdy usłyszałam szelest. Odwróciłam się, ale nikogo nie było w łazience. Już zaczynam mieć paranoje. Złapałam za klamkę i wtedy poczułam ból w tyle głowy. Upadłam i odwróciłam się na plecy, żeby zobaczyć, kto mnie uderzył. Nade mną stała ciemna postać. Chciałam wstać, ale zostałam kopnięta w brzuch. Następnie napastnik wyjął nóż i kucnął. James. Ze strachu zaczęłam oddychać szybciej. Chciałam krzyczeć, ale zatkał mi ręką usta. Ugryzłam go i zawołałam „Pomocy!”, a wtedy uderzył mnie w twarz.
- Zamknij się, bo tylko pogorszysz sprawę. -poczułam zimną krawędź noża tuż pod obojczykiem. – Zawsze lubiłem zapach twojej skóry, jej gładkość. – drżałam, a w oczach miałam łzy. – Tak piękna, a taka złośliwa. Chce domu i pieniędzy. Wtedy dam ci spokój. – gdy chciałam się wyrwać, przycisnął mnie do ziemi. – Chyba jednak nie chcesz po dobroci. – nóż wylądował na moim udzie. Pogładził je palcami, a następnie wbił w nie ostrze. Krzyknęłam. Ból był nie do zniesienia. Wyciągnął narzędzie i uderzył mnie mocno w twarz. – Pamiętaj, masz dwa dni. Później już nie będę tylko się bawił. – wybiegł, a ja czułam narastający ból. Głowy, brzucha, ale przede wszystkim uda. Krzyknęłam ponownie modląc się, żeby ktoś mnie usłyszał. Podniosłam się na tyle, żeby doczołgać się do torebki. Znalazłam w niej telefon i już miałam wykręcać numer, gdy ktoś wpadł do łazienki. Zobaczyłam kompletnie zszokowanego Daniego.
- Boże, Ana! – krzyknął i podbiegł do mnie. – Kto ci to zrobił?
- Mój były jakoś się tu dostał.. – wyszeptałam, bo już nie miałam siły mówić. Na ziemi było pełno mojej krwi. Alves wziął mnie na ręce i szybko wyszedł ze mną na główną salę. Gdy zgromadzeni na nas spojrzeli zapadła cisza. W ciągu sekundy znalazł się przy mnie Victor.
- Ana! Jak on? Zabije go! – podszedł do mnie i spojrzał na moją nogę. – Dani, zabierz Anę do szpitala. Ja idę dorwać tego drania. – nim zdążyłam zaprotestować, chłopak wybiegł z sali.
- Leo – powiedziałam do stojącego najbliżej Messiego. – Idź za nim i weź jeszcze kogoś. Proszę. – kiwnął głową i wraz z Jordim, Gerardem i Cesciem wyszli. Przy mnie pojawił się Carlito i wziął mnie od Alvesa. – Carles.. Ja, przepraszam.. Powinnam się bronić.. – szeptałam, a ten szedł szybko do swojego samochodu.
- Nie gadaj głupot. Dobrze, że żyjesz siostrzyczko. Co ci zrobił? – położył mnie na tylnim siedzeniu, usiadł za kierownicą i ruszył z piskiem opon.
- Uderzył w tył głowy, kopnął w brzuch, potem uderzył w twarz, a w nogę wbił mi nóż. Carlito, ja się wykrwawiam. A jeśli nie przeżyje? – powiedziałam przez łzy. Byłam wystraszona i czułam się coraz słabsza.
- Przeżyjesz. Nawet nie myśl inaczej. – był wściekły. Takiego go dawno nie widziałam.
- Trzeba zobaczyć, co z Victorem. Jeżeli jemu też coś zrobi to sama go zabije.
- O to się nie martw. Chłopaki nie dadzą mu zrobić krzywdy. Teraz skup się na sobie. Głęboko oddychaj i nie zasypiaj. Ok?
- Postaram się, ale coraz bardziej oczy mi się zamykają i boli. – nie umiałam walczyć z sennością. Przymknęłam oczy i słyszałam tylko niewyraźny głos brata, a potem wszystko spowiła ciemność.

Rozdział XVII.

Ana:

W szpitalu spędziłam dwa dni. Okazało się, że oprócz ogromnego krwiaka na plecach, złamanego nosa i krwiaka na twarzy, mam również złamane dwa żebra. Mimo, że lekarz pozwolił mi wyjść do domu, to nadal jestem obandażowana i mam tabletki przeciwbólowe. Victor przywiózł mnie do swojego domu i zaniósł na górę, do łóżka. Zajmował się mną jak porcelanową lalką. Ostatni dwa dni siedział przy mnie non stop. Jedynie Carlesowi udało się go przekonać, żeby pojechał do domu, odświeżył się, trochę przespał. Poprawił mi poduszki i już chciał wyjść, ale go powstrzymałam.
- Victor, mogę mieć do ciebie prośbę? – usiadł na brzegu łóżka i ujął moją dłoń.
- Oczywiście, że możesz. Słucham kochanie.
- Trzeba pojechać do mojego domu spakować pozostałe rzeczy. Będę musiała zadzwonić do kupca i powiedzieć, że mogę sprzedać dom za tydzień. W końcu muszę tam posprzątać. – pogładził mój policzek.
- O nic się nie martw. Zabiorę wszystkie twoje rzeczy tutaj. Co do sprzątania to z chłopakami zrobimy to w ciągu godziny. – uśmiechnął się.
- Do ciebie? Miałam w planach zamieszkać w hotelu, aż nie znajdę jakiegoś apartamentu.
- W hotelu? Chyba sobie żartujesz. No tak, powinienem inaczej to rozegrać. Zaczekaj. – wyszedł, a po chwili wrócił z pudełeczkiem. Podał mi je.
- Otwórz. – zaintrygowana otwarłam pudełko i uśmiechnęłam się. W środku znajdowały się klucze. Na początku myślałam, że to klucze z domu Victora, ale nie pasowały mi. Spojrzałam zaciekawiona na chłopaka.
- To nie są klucze z twojego domu, prawda? – kiwnął głową. – To skąd są?
- Z naszego domu. – musiałam wyglądać na bardzo zdezorientowaną, bo bramkarz zaśmiał się. – Ano Puyol, czy zamieszkasz ze mną? W naszym wspólnym domu.
- Jaa… no ja.. – jąkałam się kompletnie zszokowana. – Tak. Zamieszkam z tobą. – objęłam jego twarz rękami i czule pocałowałam. Delikatnie objął mnie w talii i odwzajemnił pocałunek. – Kiedy zobaczę ten nasz dom?
- Jutro. Dzisiaj potrzebujesz jeszcze dużo odpoczynku. Teraz się prześpij, a ja idę pod prysznic. – ucałował mnie w czoło i wszedł do łazienki zdejmując po drodze bluzkę i spodenki.
- Jesteś okropny! – krzyknęłam za nim, a ten zaczął się śmiać. Jego śmiech zagłuszył dopiero szum wody.

***

Obudził mnie zapach pizzy. Otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się. Przede mną, na talerzu, leżał kawałek mojej ulubionej pizzy, hawajskiej. Wyszczerzyłam się do Victora i z wdzięcznością zajęłam się pałaszowaniem. Gdy skończyłam, od razu poczułam się lepiej. Usiadłam i przeciągnęłam się. Tego drugiego od razu pożałowałam. Żebra zabolały jak cholera. Skrzywiłam się.
- Wszystko ok? – zapytał zaniepokojony chłopak.
- Tak kochanie, to tylko żebra. Nie przejmuj się. – pocałowałam go i podniosłam się z łóżka. Potrzebowałam długiej, ciepłej kąpieli. Rozebrałam się i gdy wanna była pełna wody, weszłam. Zamknęłam oczy i wdychałam zapach lawendowego płynu do kąpieli. Gorąca woda odprężała moje mięśnie i rozluźniła mnie. Dzięki niej przypomniałam sobie o czymś, co męczyło mnie drugi dzień. Coś, co miałam pamiętać. Cholera, przyjęcie zaręczynowe! Jest dzisiaj! Nie mamy z Victorem prezentu, a do tego nie prezentuje się za dobrze. Chyba zadzwonię do Agi i odwołam moje przyjście. Nie wiem ile czasu minęło, ale usłyszałam pukanie do drzwi, a później zobaczyłam głowę Victora w drzwiach.
- Mogę?
- Jak już zapytałeś. – zaśmiałam się. Wszedł i usiadł na brzegu wanny. W jednej ręce miał szklankę wody, a w drugiej tabletki.
- Czas na leki. – skrzywiłam się. – No nie ma, że nie. Trzeba. – otwarłam usta, a ten włożył w nie tabletki, a potem podał mi szklankę. Wypiłam wodę duszkiem i oddałam chłopakowi.
- Victor, zapomnieliśmy o przyjęciu. – kiwnął głową. – Nie mamy prezentu, a ja wyglądam jak kaleka. Może je sobie odpuszczę, a ty pójdziesz sam?
- Nie ma mowy, idziesz ze mną. Jesteś piękna i żaden siniak tego nie zmieni. – pocałował mnie. – Musimy się już zbierać, jeśli chcemy zdążyć kupić prezent i być na czas na przyjęciu. – pomógł mi wyjść i okrył mnie ręcznikiem.
- Nie mam tu swoich rzeczy, a tym bardziej sukienek.
- Tym się nie martw, mam coś dla ciebie. – wziął mnie za rękę i poszliśmy do sypialni. Na drzwiach szafy wisiała przecudowna sukienka. Aż trudno opisać ją słowami. Przytuliłam się do mojego chłopaka. – To nie wszystko. – uśmiechnął się i wskazał na podłogę. Stały tam czarne, piętnastocentymetrowe szpilki. Były piękne. Obok nich leżała mała czarna kopertówka. Na szafce nocnej leżały moje kolczyki i pierścionek. Ubrałam bieliznę, a Vic pomógł mi założyć opatrunek na żebra i owinąć je bandażem. Następnie założyłam sukienkę i biorąc kosmetyczkę stanęłam przed lustrem w łazience. Pomalowałam się i starałam się pudrem zakryć ogromnego krwiaka, ale z marnym skutkiem. Włosy zostawiłam rozpuszczone, a tylko lekko pokręciłam je lokówką. Wracając do pokoju założyłam biżuterię i wsadziłam do torebki okulary przeciwsłoneczne. Do ręki wzięłam szpilki i już miałam schodzić na dół, gdy poczułam ręce Victora na mojej talii. Jego usta musnęły moje ucho.
- Jeszcze tego ci brakuje. – wyszeptał i założył mi coś na szyję zapinając z tyłu. Spojrzałam do lusterka i ujrzałam piękny, srebrny łańcuszek z serduszkiem. Było otwierane, a w środku było zdjęcie moje i Vica oraz dedykacja: „Kocham Cie. Teraz i na zawsze. Twój Victor” Poczułam w kącikach oczu łzy wzruszenia. Odwróciłam się i złożyłam na jego ustach czuły pocałunek.
- Dziękuje kochanie. Jesteś cudowny. Ja też cie kocham. Teraz i na zawsze. – wtuliłam się w niego. Gdy schodziliśmy po schodach na dół spojrzałam na niego z góry na dół. W czarnym garniturze prezentował się tak elegancko i seksownie, że miałam ochotę rozebrać go tu i teraz. W aucie po głowie nadal krążyła mi jedna myśl. Co my kupimy tak na ostatnią chwilę?

***

Na szczęście udało nam się wszystko załatwić na czas i punkt osiemnasta zajechaliśmy pod restaurację, gdzie miało odbyć się przyjęcie. Victor pomógł mi wysiąść i trzymając się za ręce ruszyliśmy do wejścia. Fotoreporterzy od razu do nas dopadli i zaczęli robić zdjęcia. Postanowiłam założyć okulary już w aucie, żeby nie widzieć siebie w gazecie z podbitym okiem.  W środku zostałam, od razu, otoczona przez zmartwionych piłkarzy. Zdjęłam okulary. Z każdym się przywitałam powtarzając, że już wszystko jest ok. Wreszcie udało mi się dopchać do głównej pary tego wieczoru. Agnieszka wyglądała cudownie w swojej kreacji. Rude włosy miała spięte w luźnego koka, z którego wypadły pojedyncze pasma. Na nogach zauważyłam wysokie czarne szpilki. Cristian w czarnym garniturze wyglądał jak wszyscy zebrani piłkarz, czyli bardzo seksownie i szykownie. Podeszliśmy do nich z Victorem i życząc im jak najlepiej podaliśmy im kopertę.

czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział XVI.

Ana:

O dziwo nie leczyłam się z kaca. Dziwię się, bo wypiłam sporo. W dodatku czekałam całą noc na Victora, który się nie zjawił. Nawet makijaż nie pomógł mi w zakryciu podkrążonych oczu. Zjadłam śniadanie i wróciłam do swojego domu. Dzwonił potencjalny kupiec, więc musiałam albo się pakować albo mu odmówić. Postanowiłam zamieszkać w hotelu dopóki nie znajdę czegoś. Włączyłam na cały regulator The Pretty Reckless i śpiewając razem z wokalistką zaczęłam pakować rzeczy tańcząc przy tym. Przy okazji musiałam się zastanowić, co kupić Adze i Tello. Polka wręczyła mi zaproszenie na ich przyjęcie zaręczynowe. Chcą je zrobić jeszcze przed Pucharem Konfederacji. Niestety nie mogę pojechać z Viciem na te zawody. Mam zobowiązania tutaj. Gdy już wszystkie moje ubrania były w torbach, zabrałam się za pamiątki, dokumenty i drobiazgi pochowane po szafkach. Uzbierało się tego i to sporo. Pakując się nie zauważyłam, że ktoś wszedł do sypialni. Właśnie śpiewałam refren „Just Tonight”, gdy muzyka ucichła. Odwróciłam się w stronę drzwi i ujrzałam Jamesa. A ten, co tu robi?
- Co tutaj robisz?
- Przyszedłem wycenić dom. Widzę, że go sprzedajesz, a tak się składa, że nie możesz. – spojrzałam na niego złowrogo. Biła od niego arogancja.
- Piłeś coś? Bo mówisz jak potłuczony. – skrzyżowałam ręce na piersi. – Ten dom należy do mnie. Jest prezentem od moich rodziców. Chcesz zobaczyć akt własności?
- Płaciłem rachunki, więc mam prawo..
- Masz prawo, do czego? Zapłaciłeś aż dwa razy. Zaszalałeś. – w moim głosie wyczuć można było sarkazm. – Wynoś się stąd i nie kłóć się o coś, do czego nie masz praw. – ten jednak nadal stał w tym samym miejscu. – A po co ci dom? Kochanka wyrzuciła cie za drzwi i przybiegłeś z podkulonym ogonem? Biedactwo. – uśmiechnęłam się ironicznie. Denerwował mnie coraz bardziej. Moje resztki dobrego humoru prysły niczym bańka mydlana. Nim się zorientowałam był już przy mnie i trzymał mnie mocno za ramiona potrząsając mną. Próbowałam się wyrwać, ale na próżno.
- Pyskata jak zawsze. Dostanę to, co mi się należy, czy ci się to podoba czy nie. – splunęłam mu w twarz.
- Po moim trupie. – uderzył mnie pięścią w twarz, upadłam. Miałam mroczki przed oczami. Oko bolało niemiłosiernie. Kiedy chciałam się podnieść, kopnął mnie w plecy. Mocno i to parę razy. Syknęłam, ale powstrzymałam krzyk. Widząc, że się nie podnoszę wyszedł z pokoju. Słyszałam tłuczenie szkła i odgłos spadających przedmiotów. Próbowałam podnieść się na rękach, ale ból kręgosłupa mi to uniemożliwił. Łzy bólu ciekły mi po policzkach. Przez nie zaczęła piec mnie twarz. Telefon, muszę go znaleźć i zadzwonić. Ale, do kogo? Sięgnęłam ręką do kieszeni spodenek i wyjęłam komórkę. Wybrałam pierwszy numer, jaki widniał w ostatnich połączeniach.
- Pomocy.. pomocy.. – powiedziałam zachrypłym głosem, po czym straciłam przytomność.

***

Victor:

Źle potraktowałem Anę. To nie jej wina, że przegraliśmy mecz i dostałem czerwoną kartkę. Jestem idiotą. Poniosły mnie emocje, a teraz będę za nie słono płacił. Nie miałem ochoty wracać do domu, ani widzieć się z chłopakami, więc udałem się do baru. Ludzie patrzyli na mnie zdziwieni widząc mnie nadal w stroju bramkarza. Całkiem zapomniałem, że się nie przebrałem. Usiadłem przy barze, zamówiłem parę drinków. Rozdałem parę autografów. Nie wiem ile tam siedziałem i jak bardzo wstawiony byłem, ale jakimś cudem udało mi się trafić do hotelu, gdzie od razu zasnąłem. Dziś od rana mam wyrzuty sumienia za moje zachowaniem wobec mojej dziewczyny. Muszę ją przeprosić. Kupiłem bukiet czerwonych róż, jej ulubionych kwiatów i przyszedłem do mnie do domu. Nie zastałem jej jednak. Wstawiłem kwiaty do wody i poszedłem się odświeżyć. Wyszedłem w samym ręczniku i zacząłem się ubierać, gdy zadzwonił mój telefon. No tak, Ana dzwoniła i pisała, a ja ją olewałem. Pewnie się zamartwia. Spojrzałem na wyświetlacz, to ona. Odebrałem.

- Pomocy… pomocy… - usłyszałem jej zachrypnięty głos. Bardzo słaby głos. Chwilę później ucichała. Zacząłem do niej mówić, wołać, ale po drugiej stronie była tylko cisza. Ale gdzie ona może być? Może u siebie. W końcu miała zdecydować czy się przeprowadzać. Ubrałem się w tempie ekspresowym, wsiadłem do auta i ruszyłem do domu Any. Pewnie powinien dostać kilka mandatów, ale nie dbałem o to. Moja ukochana potrzebowała pomocy. Wbiegłem do jej domu i zatkało mnie. Wszystko wyglądało jakby przeszło tu tornado albo ktoś spuścił bombę. Naczynia potłuczone na ziemi, poduszki rozerwane, szafki leżące na ziemi. Po schodach i na górę. Tu nie wyglądało lepiej. Obrazy na ziemi, szkło na podłodze. Drzwi z sypialni były otwarte na oścież. Gdy znalazłem się w środku zamarłem. Na ziemi leżała Ana. Nieprzytomna, na boku. W ręku trzymała komórkę. Podszedłem do niej szybko i klęknąłem obok. Odchyliłem jej głowę chcąc sprawdzić czy oddycha. Na twarzy miała ogromnego siniaka. Ciągnął się od lewego oka, przez policzek, aż do ust. Z nosa ciekła jej krew, a na policzkach widniały ślady świeżych łez. Poczułem nieopisaną wściekłość. Ten, kto zrobił mojej kochanej krzywdę, zapłaci za to i to słono. Wyjąłem swój telefon i zadzwoniłem po karetkę. Następnie po Carlesa. Zastanawiałem się czy zadzwonić na policję, ale wstrzymałem się z tą decyzją. Złożyłem delikatny pocałunek na zdrowym policzku dziewczyny, a ta otworzyła oczy.
- Przyszedłeś.. – wyszeptała. Skrzywiła się z bólu. – Jak dobrze, że jesteś. – z jej oczu pociekły łzy. Była wystraszona.
- Oczywiście, że przyszedłem. Potrzebowałaś pomocy. Kto ci to zrobił? Coś cię boli? – zaniosła się cichym szlochem. Położyłem się i przytuliłem ją do siebie. Gładziłem ją po włosach.
- Już dobrze skarbie, jestem przy tobie. Już nic ci nie grozi. – poczułem, że na włosach Any jest jakaś maź. Spojrzałem na swoją dłoń. Cholera, krew! Niech ta karetka już przyjedzie. – Coś jeszcze cię boli?
- Plecy.. Kopnął mnie parę razy. Nie mogę się ruszyć.. – odpowiedziała zduszonym głosem. Wezbrała we mnie złość.
- To nie ruszaj się, pogotowie już jedzie. – ucałowałem ją w czubek głowy. – Kto ci to zrobił? Ktoś się włamał? Cały dom wygląda jak po wybuchu bomby.
- James.. Twierdził, że dom jest też jego i nie mogę go sprzedać. Gdy powiedziałam, że nic nie dostanie i wspomniałam o jego kochance.. Rzucił się na mnie, a potem wybiegł i słyszałam, że coś niszczył.
- Boże, powinienem tu być. Ana, wybacz, że wczoraj tak na ciebie naskoczyłem i, że nie było mnie w nocy. Musiałem wszystko przemyśleć i.. – przytknęła mi palec do ust.
- Nie tłumacz się, rozumiem. Byłeś zły. Nie musisz.. – zemdlała. To pewnie z bólu. Usłyszałem kroki i w pokoju pojawił się Puyol, a tuż za nim dwóch sanitariuszy z noszami.
- Uwaga panowie, dostała po kręgosłupie. – spojrzeli na mnie w taki sposób jakbym to ja ją pobił. – To jej były to zrobił. Jak go dorwę to zabiję. – warknąłem.
- Cholerny damski bokser. – wykrzywił się jeden z nich, a drugi przytaknął. Carles był równocześnie wściekły i zmartwiony. Pierwszy raz widziałem go w takim stanie. Ratownicy przenieśli moją dziewczynę na nosze i zanieśli do karetki.
- Mogę jechać z wami? – kiwnęli głowami, więc szybko wsiadłem i na sygnale odjechaliśmy.