poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Rozdział 12.

Wiem, wiem, zabić mnie to mało za taką przerwę w pisaniu..Niestety, jak miałam czas to brakowało mi weny. Ale teraz nie mam czasu i wena wróciła, czyli norma :D Jeśli ktoś nadal tu zagląda to czuje się zaszczycona. Jeszcze raz przepraszam i zapraszam do czytania i szczerych opinii. Zostało już nie wiele notek do końca. Strasznie będzie mi brakować tej historii. :( No, już koniec zanudzania ;p Do czytania!

***

Ana:


Leżąc w szpitalnym łóżku, podłączona do kroplówki, miałam dużo czasu na przemyślenia. Wygoniłam Davida i Carlesa do domów. Nie potrzebowałam ochroniarzy. Chciałam pobyć trochę sama. Od wczoraj cały czas analizuje natłok myśli w mojej głowie. Udało mi się ustalić jedno. Mimo tego, że czuje się zraniona i zdradzona, potrzebuje Go. Victora. Mojego kochanego nerwusa, który zrobiłby dla mnie i Dylana wszystko. Wzięłam do ręki komórkę i wpisałam dobrze mi znany numer. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha. Moja wściekłość już dość złego wyrządziła.

Victor:


Od razu po telefonie Any pojechałem do szpitala. Kiedy dowiedziałem się o wypadku byłem wściekły. To wszystko moja wina. Musze to naprawić. Kocham Anę i Dylana. To moja rodzina i nie mogę jej stracić. Zapukałem i usłyszawszy pozwolenie, wszedłem do sali szpitalnej, gdzie przebywała moja ukochana. Była blada i poobijana. Wyglądała na zamyśloną. Gdy zamknąłem za sobą drzwi, spojrzała na mnie, a w jej oczach dostrzegłem łzy. Podszedłem bliżej i czekałem na to, co powie. Nie chciałem znów powiedzieć czegoś nieodpowiedniego. Ana jednak nie powiedziała nic tylko mocno się do mnie przytuliła i zaczęła płakać. Zaskoczony, ale również zaniepokojony, odwzajemniłem gest i delikatnie gładziłem ją po włosach. Nic nie mówiliśmy, a cisza, która zapanowała była kojąca. Po dłuższym czasie, czarnowłosa odsunęła się i spojrzała na mnie.
- Część mnie nadal wścieka się na ciebie, ale ta druga, większa część bardzo cie kocha i chce wysłuchać twojej wersji wydarzeń. Przeszliśmy tak wiele i mimo zaufania do ciebie, nie pozwoliłam ci na wyjaśnienia. Może gdyby w tym samym dniu nie straciła ojca wszystko potoczyłoby się inaczej. – w jej oczach dostrzegłem ból i smutek. – Potrzebuje cie wysłuchać. Wysłuchać, uwierzyć i znów być z tobą. Tak bardzo cie kocham, że nie panuje nad sobą. – ujęła w dłonie moje policzki. – Dlatego proszę, powiedz, co tak naprawdę się wydarzyło. – to mówiąc umilkła i wpatrywała się we mnie tymi cudownymi oczami. Usiadłem obok niej na łóżku i ująłem jej dłoń w swoje.
- Była impreza u Alexisa. Oprócz chłopaków z drużyny i ich połówek, były też jakieś koleżanki Sancheza. Jedną z ich była właśnie Vivien. Trochę za dużo wypiłem, a potem ona zapytała czy pokazałbym jej gdzie jest toaleta. Zgodziłem się i zaprowadziłem ją do tej na górze. Nie wiem, kiedy pocałowała mnie, a potem nic nie pamiętam. Przebudziłem się w jakimś łóżku, w samych bokserkach, a ona leżała na mnie. Nim zdążyłem ją odepchnąć, ty weszłaś do pokoju, a resztę już znasz. Nie mam pojęcia, kiedy mnie tam zaciągnęła i rozebrała. Wiem, że nic między nami nie zaszło. – milczała, a ja czekałem jak na ścięcie. Od jej odpowiedzi zależała cała nasza przyszłość. Kocham ją i nie potrafię sobie wyobrazić życia bez niej.
- Wierze ci. – po tych słowach kamień spadł mi z serca. – Jest podła i chce się zemścić za brata, który ma ją gdzieś. Myślała, że udało jej się zabrać wszystko, co kocham. Trzeba jej pokazać, kto jest górą. – spojrzałem na nią zainteresowany, a ona lekko się uśmiechnęła. – Pomożesz? – kiwnąłem głową zgadzając się w ciemno. Dla Any zrobiłbym wszystko.
- Kocham Cie, wiesz? – zapytałem, a ona delikatnie mnie pocałowała.
- Wiem, bo ja ciebie też bardzo kocham. – wpiłem się w jej usta, a ona objęła rękami moją szyję. Tak tęskniłem za jej ustami, dotykiem i zapachem. Ręce położyłem na jej tali przyciągając ją do siebie. Teraz czułem, że wszystko jest możliwe.

Ana:


Następnego dnia zostałam wypisana do domu. Victor przyjechał ze mną i od razu pojechaliśmy odebrać Dylana, który przebywał pod opieką dziadków. Między mną i moim ukochanym wszystko powoli wracało do normy. Wczoraj udało nam się pogodzić i to, muszę przyznać, w bardzo przyjemny sposób. Teraz tylko muszę nadrobić czas z synkiem i zainteresować się jak idą przygotowania do ślubu, który już za tydzień. Dobrze zrobiłam nie odwołując wszystkiego. Do tego trzeba było zająć się Vivien. Zostaje jeszcze jej facet, który praktycznie zabrał mi pracowników, a zaraz zrobi to samo z moją firmą. Gdy w końcu, weszliśmy do domu, ktoś zadzwonił do drzwi.
- Informowałeś kogoś, że dzisiaj wracam? – zapytałam, a Victor pokręcił głową. Z małym na rękach, otworzyłam drzwi. W progu stał Cristian. W ręku trzymał bukiet kwiatów.
- Przyszedłem przeprosić, powitać cie w domu i zaoferować pomoc w czymkolwiek tylko będziesz chciała. – uśmiechnęłam się lekko i odsunęłam się pozwalając mu wejść do środka.
- Przeprosiny przyjmuje, dziękuje za powitanie i chętnie przyjmę pomoc. – zaśmiałam się i zaprowadziłam go do salonu, gdzie na kanapie siedział Victor. Przywitali się, a następnie Cris stanął przede mną i wyciągnął ręce.
- Mogę go potrzymać? – kiwnęłam głową z uśmiechem i podałam przyjacielowi mojego synka. Maluch, gdy tylko zobaczył wujka, szeroko się uśmiechnął i przytulił się do niego. Ale to słodko wyglądało.
- Idę zrobić sobie kawę. Co dla was? – zapytał mój narzeczony, kierując się w stronę kuchni.
- Dla mnie zielona herbata, dla Dylana mleko. – odparłam i wysłałam mu buziaka w powietrzu. Udawał, że go łapie i chowa do kieszeni. Pokręciłam głową ze śmiechem.
- Dla mnie też kawa. – dodał Cristian. Vic zasalutował i zniknął nam z oczu. Słychać było tylko jak krząta się po kuchni.
- Teraz powiedz mi, jaki jest prawdziwy powód twojej wizyty. – dobrze go znałam i wiedziałam, że coś go trapi. Westchnął i podał Dylanowi jedną z zabawek. Siedzieli razem na dywanie i przyznam szczerze, czekałam tylko, aż zobaczę Tello z jego dzieckiem.
- Merche nie odbiera telefonów, nie odpisuje na smsy. Nawet nie wiem czy jeszcze jest w Barcelonie. – zwiesił głowę. – Zawaliłem na całej linii. Zraniłem ją, ciebie, Agę.
- Nie martw się o Merche. Dzwoniła do mnie wczoraj. Jest podłamana i wściekła, ale poza tym cała i zdrowa. Wróciła do siebie. Daj jej czas i trochę spokoju. Lepiej powiedz jak sprawy z Agnieszką. – rozsiadłam się na kanapie i czekałam na relacje przyjaciela.
- Z dnia na dzień coraz lepiej. Wraca moja dawna ruda. – uśmiechnął się, a mi zrobiło się cieplej na sercu. Jego szczęście jest też moim.- I w tej sprawie do ciebie przychodzę, ale nie tylko w tej. Pomogłabyś mi wybrać pierścionek dla Agi? – zatkało mnie, ale po chwili odzyskałam głos i szeroko się uśmiechnęłam.
- Jeszcze się pytasz? Oczywiście, że tak! – wstałam i kucając obok, przytuliłam się do niego. – To będzie dla mnie zaszczyt. – odwzajemnił uścisk i widziałam jak jego twarz się rozświetliła. – A teraz druga sprawa, ale poczekajmy z nią na Victora. – w tym samym momencie w progu stanął Vic z tacą. Postawił nasze napoje na stoliku, a potem wziął Dylana na ręce i zaczął karmić małego z butelki. Boże, jak oni cudnie razem wyglądają!
- Słucham uważnie, co to za sprawa? – zapytał blondyn, patrząc na naszego gościa zainteresowanym wzrokiem.
- Na dzisiejszym, porannym treningu był jeden z członków zarządu. Chcą, żebyśmy wymyślili jakiś sposób, żeby poprawić dobre imię klubu i sprawić, że przybędzie nam nowych fanów i sponsorów. Debatowaliśmy nad tym, ale żaden z nas nie ma odpowiedniego pomysłu. Co wy na to? – zaśmiałam się cicho, bo wpadł mi do głowy genialny pomysł. Z resztą chodził po głowie już dawno, ale wcześniej tyle się działo, że nie miałam na to czasu. Spojrzeli na mnie zaciekawieni. – Ana?
- Mam pomysł, ale nie wiem czy wasze partnerki się na to zgodzą. – wyszczerzyłam się i upiłam parę łyków herbaty. Cały czas milczeli, więc kontynuowałam. – Co wy na to, żeby stworzyć kalendarz? Całe pieniądze ze sprzedaży zostaną przekazane na cele charytatywne. Tyle, że to będzie kalendarz z waszymi zdjęciami. Nagimi lub półnagimi. – poruszałam zabawnie brwiami i czekałam na ich reakcje. Pierwszy odezwał się mój ukochany.
- Ty tak serio? Zgodziłabyś się, żeby jakieś obce kobiety podniecały się moim nagim zdjęciem? – mówiąc to zakrył małemu uszy. – Wiedziałem, że masz dużo fantazji erotycznych, ale nie wiedziałem, że takich. – zaśmiał się. – Jeśli mi pozwolisz to w to wchodzę. - spojrzeliśmy na Tello, a ten najpierw patrzył na nas z niedowierzaniem, a potem wybuchnął niepohamowanym śmiechem.
- Dobra, niech będzie. Ale Aga mnie zabije. – nadal się śmiał.
- Co w tym takiego zabawnego? – zapytałam, a ten roześmiał się jeszcze bardziej.
- Wyobraziłem sobie nagiego Pikacza. – wybuchnął kolejną falą śmiechu, a ja i Victor dołączyliśmy do niego. – Łee, musze go teraz wymazać, bo będę miał w nocy koszmary.
- Teraz tylko wybrać pozostałą dziesiątkę i do dzieła. – odparłam i podnosząc się, podeszłam do narzeczonego i wzięłam od niego zasypiające dziecko. – Idę go położyć, zaraz wracam. – to mówiąc skierowałam się na górę, do dziecinnego pokoju. Otuliłam moje, śpiące już, maleństwo i ucałowałam je w czółko. Mogłabym tak wpatrywać się godzinami w moje śpiące dziecko. Dylan to całe moje życie i nie wyobrażam sobie, żeby go nie było. W końcu udało mi się wyjść i wrócić na dół. Chłopaki właśnie się z czegoś śmiali. Usiadłam Victorowi na kolanach, a ten objął mnie w talii i ucałował w kark.
- Jak mały? – wymruczał.
- Śpi jak aniołek. – odparłam. – Schodząc na dół przypomniałam sobie, że oferowałeś pomoc. – zwróciłam się do Cristiana, a ten pokiwał głową czekając na ciąg dalszy. – Kate miała pomóc mi w przygotowaniach do ślubu, ale utknęła w Nowym Jorku. – chciałam coś jeszcze dodać, ale piłkarz mnie uprzedził.
- Wszystkim się zajmę. Chociaż tak będę mógł ci wynagrodzić moją nieobecność.
- Dziękuje. – podniosłam się i ucałowałam go w policzek. – A teraz wybaczcie mi panowie, ale czuje się wyczerpana. Pójdę się położyć. Do zobaczenia jutro Cris. – to mówiąc pożegnałam się z Tello, ucałowałam Vica i poszłam się położyć. Wpakowałam się po kołdrę, zwinęłam w kłębek i zamknęłam oczy. Tego mi było trzeba. Już prawie zasypiałam, gdy poczułam dłoń mojego narzeczonego na swoim brzuchu, a jego usta przy moim uchu.
- Dobranoc aniele. Kocham cie najmocniej na świecie. – wyszeptał i ucałował mnie w policzek. Odwróciłam się w jego stronę i przybliżyłam swoją twarz do jego twarzy.
- Nieprawda. To ja kocham cie najmocniej w całym wszechświecie. – pokręcił głową i czule mnie pocałował przytulając do siebie. Objęłam jego kark dłońmi i pogłębiłam pocałunek. Jak ja uwielbiam tego mężczyznę! Jak mogłam żyć tak długo bez niego? Tego chyba nigdy się nie dowiem.

***


No już się tak mężu nie chwal <3