niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział I. - Prolog

Ana:

W domu świeciło się światło. To dziwne, bo James pracuje do dziesiątej, a jest dopiero szósta popołudniu. Miałam zostać na noc u Shakiry, żeby zająć się Milankiem, ale moja przyjaciółka i Gerard zrezygnowali z wyjścia na kolację. Na podjeździe stało auto mojego narzeczonego. Może po prostu wcześniej skończył, a ja oczywiście szukam teorii spiskowych. Zaparkowałam moje czarne Maserati GranTurismo i wysiadając zabrałam torby z zakupami. Drzwi wejściowe były otwarte, co mnie trochę zaniepokoiło. Weszłam do środka i kładąc zakupy na blacie w kuchni zaczęłam wołać Jamesa. Odpowiedziała mi jednak cisza. Po chwili usłyszałam jakiś pisk. Damski pisk. W głowie już miałam scenariusz tego co zobaczę, gdy wejdę na górę. Wciągnęłam powietrze, po czym je wypuściłam i zaczęłam wchodzić po schodach prowadzących na pierwsze piętro. Odgłosy stawały się głośniejsze. Śmiech, jęki, damskie piski. Otworzyłam drzwi prowadzące do naszej sypialni i stanęłam jak wryta. Mój narzeczony uprawiający sex, w naszym łóżku, z długonogą blondynką to raczej nie widok, który chce się oglądać. W kącikach oczu poczułam łzy wściekłości i bólu. Czułam jak serce pęka mi na miliony kawałeczków, a dłonie zaciskają się w pięści. Zakochani oderwali się od siebie i widząc mnie James odskoczył od swojej kochanki. Stałam nic nie mówiąc. Spojrzał mi w oczy i nie dostrzegłam w nim żadnej oznaki skruchy czy żalu. Pieprzony zdrajca! Podeszłam do szafy i zaczęłam wyrzucać na podłogę jego rzeczy. Złapał mnie za rękę próbując zatrzymać, ale byłam szybsza. Odwróciłam się i uderzyłam go w twarz otwartą dłonią. Poczułam ból, ale zignorowałam to. Blondynka ubierała się w popłochu.

- Zabieraj rzeczy i wynoś się. – powiedziałam i wepchnęłam mu jego rzeczy w ręce. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem, po czym rzucił je na łóżko. – Na co czekasz? Na oklaski?

- To także mój dom, mam prawo tu być tak samo ja ty. – powiedział przez zaciśnięte zęby. Zmrużyłam oczy i biorąc wszystkie jego ubrania podeszłam do otwartego okna. Wyrzuciłam je i odwróciłam się do niego.

- Nie masz prawa mówić o jakiejkolwiek własności. Ten dom był i jest mój. A teraz, wynoś się, zdrajco! – pchnęłam go lekko. – Resztę rzeczy zostawię w redakcji. – ten nadal stał w miejscu patrząc na mnie z niedowierzaniem. – Mam ci pomóc wyjść?

- Poradzę sobie. – ubrał się i wyszedł trzaskając drzwiami sypialni. Gdy usłyszałam auto ruszające z podjazdu nie wytrzymałam. Usiadłam na podłodze oparta o ścianę i zaczęłam płakać.

***

Nie wiem ile czasu minęło. Wreszcie udało mi się uspokoić i doprowadzając się do ładu, wyszłam z domu. Musiałam z kimś porozmawiać, wyżalić się. Potrzebny mi był mój brat. Kochany starszy brat, Carles. Oddany, troskliwy i odpowiedzialny. Opiekuje się mną od kiedy pamiętam.Od kiedy rodzice wyjechali  na stałe do Nowego Jorku stara mi się ich zastąpić. Z jednej strony to nie potrzebne, mam dwadzieścia cztery lata, jestem po studiach i mam własną firmę. Jestem dorosła i radzę sobie. Muszę przyznać, że nawet całkiem nieźle. Ale z drugiej strony dobrze jest mieć kogoś, kto się Tobą interesuje, do kogo możesz przyjechać i się wygadać. Ktoś kto kocha cie bez względu na wszystko.Takim kimś jest właśnie Carlito. Postanowiłam, że przejdę się na stadion, gdzie mój brat wraz z resztą drużyny ma treningi. Tak, jest kapitanem drużyny FC Barcelona. A ja stoję właśnie przez naszym, pięknym, hiszpańskim stadionem, Camp Nou. Uwielbiam tu przychodzić. Ta atmosfera, którą się czuje siedząc na trybunach. Coś niezwykłego. Gdy miałam sześć lat, Carles dostał się do La Masii. Od tego zaczęła się jego kariera. Grałam z nim w piłkę, a przynajmniej próbowałam grać. Brat zaraził mnie miłością do footballu. Mimo, że jest damska drużyna, to ja do niej nie należę. To moja pasja, ale nic co mogłabym robić na stałe. Od małego uczyłam się od najlepszych. Z marzeń została mi jednak tylko gra towarzyska z Barcą. A ja zostałam architektem wnętrz i założyłam firmę. Jeśli chodzi o rodzinę i przyjaciół to jestem wielką szczęściarą. Na życie zawodowe też narzekać nie mogę. Ale jest aspekt życia, który u mnie jest dość kruchy. Mianowicie miłość. Mam pecha co do poznawanych mężczyzn. Jeden z nich mnie zostawił z powodu zobowiązań wobec innej, a drugi zdradził. Z Jamesem planowałam ślub i gromadkę dzieci. Nie pomyślałabym, że zrobi mi coś takiego. Idąc czułam, że zaraz się rozpadnę. Miałam ochotę znowu zacząć płakać. Było mi ciężko i to bardzo. Pod stadionem, jak zwykle, stały auta chłopaków, trenera i ludzi z zarządu. Weszłam do środka i słysząc głosy dochodzące z murawy ruszyłam w stronę wyjścia na boisko. Mam nadzieje, że Tito, trener Barcy, nie będzie zły, że wpadłam. Ostatnio dawał wszystkim w kość, ale to dobrze. Przynajmniej chłopaki go słuchają. Weszłam niezauważona i podeszłam do ławki, na której siedział zdenerwowany Vilanowa. Na mój widok trochę złagodniał i przywitał się uściskiem dłoni.

- Dzień dobry, trenerze. Mogę pooglądać jak ćwiczą? To mnie odpręża.

- Cześć Ana. Jasne, możesz nawet z nimi pograć jak chcesz. – rozpromieniłam się na te słowa.

Specjalnie z myślą o tym ubrałam się w krótkie spodenki i koszulkę Barcy z numerem Carlesa, którą mi podarował. Pierwszy zauważył mnie Victor i uśmiechnął się od ucha do ucha. Podszedł do mnie i zamknął mnie w stalowym uścisku, śmiejąc się, kiedy próbowałam się wyrwać. Też zaczęłam się śmiać. Valdes jest dla mnie jak brat, z resztą tak jak większość drużyny. Z nim zawsze mogę się powygłupiać.

- Hej mała. Urosłabyś trochę. – odsunął się, unikając mojej ręki wycelowanej w jego brzuch. Bardzo lubi się ze mną drażnić. Ja przy moim metr siedemdziesiąt trzy nie dorównuje jego wzrostowi. Dlatego lubi się ze mnie nabijać.

- Siedź cicho Valdes! Idę pograć z chłopakami. – minęłam go i podbiegłam do mojego brata, który, gdy mnie zobaczył, rozłożył szeroko ręce. Przytuliłam się do niego mocno. – Hola hermanito.

- Hola hermanita. – pocałował mnie w policzek i odsunął na długość ramienia. Miał zatroskany wyraz twarzy. Jego przydługie włosy były rozpuszczone, co dodawało mu uroku. – Co się stało?

- Nie teraz. Porozmawiamy po treningu, ok? – kiwnął głową i zawołał resztę drużyny. Przywitałam się ze wszystkimi i od razu poczułam się lepiej. To moja rodzina. Jak mogłabym czuć się przy nich źle?

- To jak Puyol, grasz z nami? – odezwał się David i wyszczerzył się do mnie. Kolejny brat i najlepszy przyjaciel.

- Oczywiście, że gram, Villa. To do dzieła! – krzyknęłam i zaczęliśmy mecz pełen śmiechu i beztroski. Choć na chwile mogłam zapomnieć o dzisiejszym dniu i całej sytuacji z Jamesem. Jedyną osobą, której brakowało na treningu, był Cesc Fabregas. Gdzie on jest i co go zatrzymało?

2 komentarze:

  1. No Puyol :D Dobrze ci poszło :D ! A James to dupek, szkoda gadać ;x Weny życzę <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedna, zdradzona Ana... A ta wstawka z Shakirą... genialna! I ciekawe jaką rolę odegra Cesc Fabregas... Zabieram się za dalsze czytanie :)

    OdpowiedzUsuń