czwartek, 20 czerwca 2013

Rozdział V.

Ana:

- Cesc odsuń się od niej! – warknęła Aga. Zdziwiła mnie jej nagła zmiana zachowania. Przed chwilą stała jak wryta, a teraz chciała zatłuc Fabregasa.  Razem z chłopakiem spojrzeliśmy na nią zaskoczeni.

- Aga, nie wtrącaj się. - odwarknął czarnowłosy.

- Ja mam się nie wtrącać?! Cesc zastanów się, co ty w ogóle do mnie mówisz. Męska dziwka - dodała. Zaskoczyła mnie tym, jakże trafnym, stwierdzeniem. Już ją lubię.

- Jak śmiesz się tak do mnie odzywać! - teraz to on zachowywał się agresywnie. Nigdy go jeszcze takiego nie widziałam. Boże, jak mogłam dać mu się tak omotać.

- Cesc, uspokój się - powiedział Tello.

- Nie uspokoję się, dopóki ona nie wytłumaczy mi, dlaczego tak mnie nazwała! - w jego oczach zobaczyć można było złość. Cały kipiał ze wściekłości.

- Ja mam ci się tłumaczyć? Powiedz mi, co robiłeś w dzień moich urodzin, gdy poszłam z tym ... – zacięła się. Widziałam, że mówienie o tym sprawiało jej ból. - gdy o mało, co mnie nie zgwałcili?

Czarnowłosy wyglądał jakby dostał czymś ciężkim w głowę. Patrzyłam na Agnieszkę wymawiając nieme "przepraszam". Cholera, jednak słyszała moją rozmowę z Carlito. Cesc stał zszokowany, nie wiedząc, co powiedzieć.

- Skąd ona o tym wie? - tym razem brunet zwrócił się do mnie. Przeraziła mnie jego wściekłość i ton, jakim do mnie mówił. Postanowiłam, że dłużej nie mogę mu ulegać. Za dużo przez niego wylałam łez i nie przespałam nocy. Muszę powiedzieć mu raz na zawsze to, co powinnam powiedzieć już dawno temu.

- To już nie ważne. Cieszę się, że wie. Wynoś się stąd! – teraz to ja byłam zła, ale równocześnie zrozpaczona. Sama nie wiedziałam, co mam czuć. Francesc spojrzał jeszcze na Cristiana szukając w nim wspólnika, ale się przeliczył i wyszedł.

- Przepraszam, chyba powinnam Ci powiedzieć... Ale obiecaliśmy sobie, że nikomu nie powiemy – chciałam ją jakoś przeprosić, wytłumaczyć się. Z oczu popłynęły mi łzy. Aga podbiegła do mnie i mocno mnie uścisnęła.

- Chodź do środka, bo zaczyna padać – powiedziała prowadząc mnie do środka. Za nami szedł Tello.
I co teraz będzie z drużyną? Mam nadzieje, że przeze mnie się nie pokłócą.

- Dziękuję. Już dawno powinnam go spławić - otarłam ostatnią łzę. Było mi lepiej, lżej na sercu. To dzięki Polce. Pomogła mi oprzeć się czarowi piłkarza. Moja miłość do niego mnie zaślepiła. Znowu znalazłam się w kuchni. To chyba ulubione miejsce wszystkich. Spojrzałam skruszona na Vica.

- Przepraszam, że zepsułam Ci przyjęcie, wielkoludzie - odparłam spoglądając na gospodarza domu.

- Ana, przestań przepraszać - Victor ucałował mnie w czoło.

- To akurat jego wina. Nie przepraszaj za niego, nad tym nikt nie zapanuje. – Aga przytuliła mnie ponownie - Przyjedziesz do mnie jutro? Będziemy miały więcej czasu, żeby porozmawiać. Lepiej się poznamy i nie będziesz siedzieć sama. – kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się.

- My się już zbieramy, trzymajcie się – powiedział Cris, pożegnał się i razem z rudowłosą wyszli z domu. Usiadłam na jednym ze stołków barowych i wypiłam mojego drinka. Całego naraz.

- Ej, ej, mała! Spokojnie, przystopuj. – zaśmiał się Valdes i zabrał mi pustą szklankę. – Bo nam się tu upijesz i nie wiadomo, co zrobisz. – uchylił się przed moim ciosem.

- Jesteś okropny, nawet nie dasz się kobiecie napić. – pokręcił głową i uśmiechnął się słodko. – Zapamiętam to sobie. – pogroziłam mu palcem.

- Chodź siostrzyczko, zawiozę cie do domu. – powiedział Carles i wziął mnie pod ramię. Jest takim kochanym bratem. Zastępuje mi obojga rodziców i przyjaciela w jednym. Wiem, że zawsze mogę na niego liczyć. Ta świadomość dodaje mi sił. Pożegnałam się ze wszystkimi i po chwili jechałam, w swoim aucie, na siedzeniu pasażera, do domu. Już wiem jak spędzę resztę nocy. Nie mam zamiaru spać, o nie. Muszę zrobić coś bardzo ważnego.

- Hermanito.. – zaczęłam, a szatyn zerknął na mnie. – Czy przez to, co się stało dzisiaj będziecie mieć jakieś kłopoty w drużynie? – martwiła mnie taka możliwość. Byli jak rodzina i nie chciałam tego niszczyć.

- Szczerze to nie wiem. Spróbuje jakoś to załagodzić. W końcu jestem kapitanem. Choć sam mam wielką ochotę obić Fabregasowi twarz. - na chwilę na jego twarzy pojawił się gniew, ale po chwili zniknął.  - I pewnie to zrobię, ale nie przy całej drużynie. To by zepsuło morale i w ogóle. - uśmiechnął się do mnie. – Nie martw się, wszystko się ułoży. Ważne, że już dałaś sobie z nim spokój. - poklepał mnie po ramieniu.

- Dziękuje braciszku, za wszystko. Za to, że zawsze mogę na Ciebie liczyć. – dałam mu buziaka w policzek. Ten tylko kiwnął głową i nadal się uśmiechał. Moja kochana oaza spokoju i cierpliwości.

Zajechaliśmy pod mój dom, pożegnałam się z Carlesem i odjechał moim autem. Stwierdziłam, że nie może przecież wracać pieszo. Mam wpaść po samochód jutro po ich treningu. Muszę też jutro dokończyć projekt dla ważnego klienta. Weszłam do domu i ściągnęłam szpilki. Na bosaka dostałam się na górę i stanęłam przed drzwiami sypialni. Od dnia, w którym zobaczyłam tu Jamesa i jego kochankę nie mogę się przemóc, żeby tam wejść. Cały czas widzę ten obraz przed oczami. Ale koniec z tym! Nie mogę się bać własnej sypialni. Podjęłam dzisiaj ważną decyzję. Postanowiłam sprzedać dom. Nie wiem jak na to zareaguje Carlito, ale trudno. Dom jest dla mnie za duży, poza tym za wiele tu wspomnień, o których chce jak najszybciej zapomnieć. Gdy znalazłam się w środku od razu otworzyłam szeroko okno wpuszczając do sypialni świeże, nocne powietrze. Włączyłam radio i zaczęłam wyrzucać wszystko z szafy. Nie zwracałam uwagi na to czyje są te ubrania. Rozdzieliłam części garderoby i inne rzeczy na dwie grupy. Moje i Jego. To samo zrobiłam z kosmetykami oraz rzeczami z salonu i pralni. Znalazłam stare pudło po telewizorze i wrzuciłam tam wszystko, co nie należy do mnie. Następnie postawiłam je na dole, w holu. Wszystkie swoje rzeczy starannie poskładałam i ułożyłam w dwóch, dużych walizkach, a resztę powiesiłam z powrotem w szafie. Muszę z samego rana zadzwonić do agencji nieruchomości, z którą współpracuje i poprosić o znalezienie jakiegoś apartamentu. Nie mam ochoty dłużej tu mieszkać. Umyłam się i przebrałam w piżamę, po czym położyłam się w pokoju gościnnym. Zasnęłam od razu, zmęczona wydarzeniami wieczoru.
***

Rano doprowadziłam się do porządku, posprzątałam w domu i spacerkiem ruszyłam na stadion. Czekało tam, w końcu, moje auto, które musiałam odebrać. Postanowiłam nawet nie wchodzić do środka, ale przypomniałam sobie, że nie mam wyjścia, bo Carles ma kluczyki. Po okazaniu ochroniarzowi identyfikatora weszłam na teren stadionu i skierowałam się w stronę murawy. Ku mojemu zdziwieniu nikt na niej nie biegał i nie było też zawodników kopiących piłkę. Byłam przed czasem, więc trening powinien jeszcze trwać. Wróciłam na korytarz i udałam się do szatni. Stanęłam przed drzwiami i usłyszałam wrzawę. W środku było dość głośno, co nie oznaczało nic dobrego. Kiedy zapukałam głosy umilkły. Otworzył mi rozgniewany Victor. Gdy tylko zobaczył, że to ja od razu się uśmiechnął, a jego zły humor gdzieś zniknął.

- Hej mała, co cie tu sprowadza? – zapytał z uśmiechem.

- Hej wielkoludzie. – odwzajemniłam uśmiech. – Wpadłam na chwilę, do brata, po kluczyki z samochodu. – Valdes kiwnął głową i zniknął w szatni. Po chwilę wyłonił się z moimi kluczykami w dłoni. Podał mi przedmiot puszczając oczko. – A wy nie macie przypadkiem teraz treningu?

- Dzisiaj zamiast ćwiczeń mamy dyskusje. Wybacz, ale muszę tam wracać. Zobaczymy się w najbliższym czasie? – zapytał, a ja kiwnęłam głową. Pomachał mi i wrócił do chłopaków. Szybko wydostałam się z budynku, wsiadłam do auta i pojechałam do pracy. Wchodząc do biura, skończyłam pisać smsa do Jamesa:

  „Jeśli chcesz odzyskać resztę swoich rzeczy, to czekają na ciebie przed domem, w kartonie. Pod wycieraczką zostaw swój komplet kluczy.”

- Dzień dobry szefowo. – do mojego gabinetu wszedł mój zastępca, znakomity architekt, Jose Martinez. – Mam dla ciebie projekt, o który prosiłaś. – uśmiechnęłam się do niego siadając za biurkiem i biorąc od niego teczkę.

- Cześć Jose, dziękuje ci bardzo. Muszę go skończyć i wysłać Wilsonowi. Chce jak najszybciej remontować ten dom.  – czarnowłosy usiadł na krześle na przeciwko biurka. W jego piwnych oczach dostrzec można było zmęczenie. Ostatnio często zostawał po godzinach, co mnie martwiło. Już od tygodnia planuje z nim o tym porozmawiać i jakoś nie umiem zrealizować mojego postanowienia. Już miałam zacząć ten temat, gdy do pokoju wpadła nasza sekretarka, Maria.

- Jose, jesteś proszony do telefonu. Dzwoni pan Rodriguez. – mój zastępca wstał, pożegnał się ze mną i wyszedł. Otworzyłam teczkę i zabrałam się do ostatnich poprawek. W międzyczasie poprosiłam Marie o kawę. Dzień zapowiadał się całkiem przyjemnie i bez większych komplikacji. Nareszcie!

2 komentarze:

  1. Sama nie wiem co wstąpiło w Agę, ale to co się w niej kumulowało od dawna, musiało pęknąć i wyszła afera. Ale stanęła w obronie dziewczyny, której nie znała :) Dobrze, że Ana to wszystko zrozumiała :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale się z nim policzyła! I dobrze mu tak!! A Ana nareszcie ma chwilę spokoju :)

    OdpowiedzUsuń