sobota, 28 września 2013

Zwiastun i druga część :)

No więc, dzięki waszym namowom i tym kochanym komentarzom, będzie druga część tego opowiadania! :)
Cieszycie sie? Mam nadzieje :D
W zakładkach znajdziecie bohaterów drugiej części, a tutaj dodaje zwiastun zrobiony przez Minizę, dziękuje :*


niedziela, 22 września 2013

Rozdział XXVIII - Epilog.

Tak, to już ostatni rozdział. Jak już większość z was wie, mam w planach napisanie drugiej części tego opowiadania. Nie wiem czy do tego dojdzie, a jeśli tak to kiedy. Póki co chciałam wam serdecznie podziękować za miłe słowa, czytanie moich notek, komentowanie, wspieranie mnie i dodawanie otuchy oraz weny! Jesteście najlepszymi czytelnikami pod słońcem! I wiem, zabijecie mnie za tą końcówkę. Buziaki i zapraszam na moje pozostałe blogi :)

***

Ana:

Stałam przed salą zastanawiając się. Zobaczę go pierwszy raz od paru miesięcy. Czy będę potrafiła przebrnąć przez to piekło ponownie i to przy świadkach? Czułam, jak mały kopie. Musze przestać się stresować. Usiadłam na ławce i wzięła kilka głębszych wdechów gładząc brzuch delikatnie. To już druga połowa ósmego miesiąca. Trochę mi źle z tym, że jestem sama, ale tak zdecydowałam. Nie chciałam, żeby Victor rezygnował z meczu. Wszyscy siedzą teraz na trybunach i oglądają, a ja muszę sama stawić temu czoła. Mam nadzieje, że Dylan doda mi sił. Drzwi otwarły się i stanął w nich prokurator.
- Rozprawa się rozpoczyna. Zapraszam panią Anę Puyol. – wstałam i podeszłam do niego. – Zapraszam. Pomogę pani. – podał mi ramię i razem z nim weszłam do środka i usiadłam kolo prowadzącego mnie mężczyzny. Dokładnie po lewej stronie. – Chce pani wody? – troskliwy jak na organ ścigający przestępców. Wiekowo przypominał mi mojego brata, miał koło trzydziestu paru lat i blond włosy.
- Jakbym mogła prosić. – odparłam i odetchnęłam. Czy tylko mnie jest tutaj tak gorąco? – wstaliśmy, gdy do sali weszła sędzina i jej protokolant. Zajęli miejsca i my również mogliśmy spocząć.
- Wzywam na salę oskarżonego, Jamesa Frettsome’a. – drzwi się otwarły i pojawiło się w nich dwóch policjantów trzymających JEGO. Miał więzienny strój i kajdanki na nadgarstkach. Serce mi zamarło i czułam narastające mdłości. Jedyne, na co miałam ochotę to wstać i uciec jak najszybciej. James usiadł obok swojego adwokata, młodego lalusia. Wszystko miało się rozpocząć, gdy do środka ktoś wszedł. Kate! Ale co ona tutaj robi? Weszła za barierkę dzielącą nas od publiczności i mocno mnie przytuliła.
- Co tutaj robisz? – zapytałam z niemałym zdziwieniem.
- Nie mogłam pozwolić, żebyś była tu całkiem sama. Od tego są przyjaciółki. – ucałowała mnie w policzek. - Trzymaj się, będzie dobrze. – widząc karcące spojrzenie sędziny, blondynka szybko usiadła wśród zebranej publiczności.
- Skoro możemy, to zacznijmy. Panie prokuratorze. – mój obrońca wstał i zaczął swoją przemowę.
- Oskarżam Jamesa Frettsome’a o to, że dnia 10 czerwca 2013 roku pobił pokrzywdzoną, w jej domu powodując następujące obrażenia: krwiak na plecach, złamanie nosa oraz dwóch żeber. Do tego, dnia 13 czerwca 2013, oskarżony groził pannie Puyol, bijąc ją i kalecząc. Pokrzywdzona spędziła 7 dni w szpitalu walcząc o życie. Została kopnięta w brzuch, uderzona w głowę i pokaleczona nożem. Następnie pan Frettsome uciekł zostawiając pannę Puyol wykrwawiającą się. Za te czyny, oskarżony powinien zostać ukarany.
- Dziękuje, proszę usiąść. Panie Freetsome, proszę o powstanie. – James podniósł się, ale zamiast na sąd, cały czas wpatrywał się we mnie. Czułam na sobie jego zimne, mroczne i mordercze spojrzenie. Napiłam się wody i odwróciłam wzrok. Strach coraz bardziej mnie paraliżował. – Czy przyznaje się pan do zarzucanych mu czynów?
- Nie, wysoki sądzie.
- Czy chce pan przedstawić swoja wersję wydarzeń?
- Nie.
- Proszę usiąść. Na świadka wzywam Anę Puyol. Proszę wstać. – podniosłam się w spojrzałam na kobietę. - Proszę opowiedzieć, co się wydarzyło.

***

Opowiedziałam wszystko po kolei, choć ciężko mi było wspominać to po raz kolejny. Ten ból, strach, jego żądze mordu i okrucieństwo. Gdy skończyłam, podszedł do mnie adwokat.
- Czy to prawda, że sprowokowała pani mojego klienta do ataku? – na jego twarz wyszedł fałszywy uśmieszek. Miałam ochotę zmazać mu go z twarzy.
- Nie prawda. Ja tylko zapytałam, po co mu dom i czy nie jest już ze swoją kochanką. Może po prostu wjechałam mu na ambicję.
- Czy są jakieś dowody na to, że to oskarżony panią pobił i okaleczył? Przecież była tam pani z nim sama.
- Jeśli mogę.. – zaczął prokurator, a sędzia kiwnęła głową. – Są dowody na winę oskarżonego oraz świadek. Świadek? Kogo mogli powołać?
- Są jeszcze jakieś pytania do świadka? – zapytała pani sędzia, a gdy adwokat pokręcił głową, dodała. – Proszę usiąść, a na salę proszę pana Daniela Alvesa. – zatkało mnie. No tak, przecież znalazł mnie wtedy w łazience. Kate też była zdziwiona widząc wchodzącego piłkarza. Podszedł do barierki przeznaczonej dla przesłuchiwanych.
- Proszę się przedstawić. Imię i nazwisko, ile ma pan lat, skąd pan jest i czym się pan zajmuje.
- Nazywam się Daniel Alves, mam 30 lat i jestem zawodowym piłkarzem. Pochodzę z Brazylii, ale obecnie mieszkam w Barcelonie.
- Dobrze. Co może pan nam powiedzieć w tej sprawie?
- Byłem wtedy na przyjęciu. Szedłem do łazienki, kiedy z jednej z damskich toalet usłyszałem krzyki. Szybko tam wbiegłem i na podłodze zobaczyłem Anę w kałuży krwi. Błagała o pomoc. Od razu zaniosłem ją do głównej Sali, a tam przejął ją jej brat, Carles. – Brazylijczyk spojrzał na mnie i uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Czy widział pan sprawce? – zapytał mój obrońca.
- Zauważyłem tylko mężczyznę, w garniturze wybiegającego drugim wyjściem. Skupiłem się na Anie.

***


Prokurator przedstawił dowody w postaci kasety z monitoringu, która była w łazienkach, na korytarzach i na terenie sali bankietowej. Nagrania pokazały Jamesa, więc nie mógł się tego wyprzeć. Ochrona znalazła również zakrwawiony nóż w krzakach z jego odciskami palców. Wszyscy wyszliśmy i czekaliśmy na werdykt sędziny. Gdy go wyprowadzili, stanął i wpatrywał się we mnie.
- Jesteś z siebie zadowolona dziwko? Masz czego chciałaś i pewnie mnie wsadzą. Ale obiecuje, że jak wyjdę to cie znajdę. Znajdę i zabije! – przez nieuwagę strażników, rzucił się na mnie i stojąc za mną trzymał kajdanki na mojej szyi przyduszając mnie. – Nie podchodźcie, bo ją zabije! – krzyczał, a ja czułam stal na skórze. Poczułam ból w okolicach brzucha. Skurcz. Jeden, drugi. Cholera, jak boli. Kate i Dani krzyczeli do strażników, żeby ci coś zrobili. Pojawiło się kolejnych dwóch stróżów prawa. Kate miała łzy w oczach.
- Błagam, wypuść ją James.. – starała się mówić spokojnie, ale jej głos drżał.
- Wypuść ją i to już! – obrońca Barcelony stracił cierpliwość. W jego oczach widziałam złość i strach. O mnie? Skurcze się nasilały, a mi było coraz trudniej oddychać. Przydusił mnie mocniej, kiedy piłkarz i przyjaciółka się zbliżyli. Nie umiałam złapać tchu i w tym momencie poczułam jak upadam na ziemię, a na mnie mój oprawca. Ktoś zdjął go ze mnie i pozbył się kajdan z mojej szyi. Wreszcie mogłam złapać oddech. Ból się nasilał. Przecież nie mogę teraz urodzić. To za wcześnie. Dylanku, kochanie, nie rób tego mamie. Wytrzymaj. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje, co robią ludzie wokół. Starałam się myślami dotrzeć to mojego synka, żeby go uspokoić. Niestety, to nic nie dawało. Błagam, Dylan, nie!

***

- Wiadomość z ostatniej chwili! W Sądzie Karnym znajdującym się w centrum Barcelony, doszło do napaści. Ana Puyol, siostra znanego nam piłkarza FC Barcelony Carlesa Puyola, została zaatakowana przez mężczyznę, którego pozwała o pobicie i okaleczenie. Przed ogłoszeniem wyniku rozprawy zaatakował ją i dusił kajdankami. Na szczęście, dzięki szybkiej interwencji Davida Villi, dziewczyna żyje, a oprawca został wsadzony do izolatki. Nie posiadamy niestety informacji o stanie zdrowia kobiety. Jej rodzina została już powiadomiona. Będziemy informować państwa na bieżąco. A teraz pożar.. – wyłączyła telewizor i zamarła. Co za psychopata. Rudowłosa zakryła dłońmi twarz. Modliła się, żeby Ana z tego wyszła. Żeby mogła wrócić i wszystko wyjaśnić, przeprosić. Czy zdąży?

piątek, 20 września 2013

Rozdział XXVII.

Powoli zbliżamy się do końca. Nie wiem czy będzie kontynuacja czy nie. Chcielibyście? Wybaczcie mi opóźnienie, ale dokuczał mi brak weny. Zapraszam do czytania :)

***

Ana:

Minęły dwa tygodnie, a ja miałam już dosyć. Przez leżenie w tej pozycji miałam silne bóle głowy, które nie dawały mi żyć. Do tego na nic mi nie pozwalano. Wszyscy się zamartwiali i na zmianę przy mnie siedzieli. To miłe, ale przecież każdy z nich ma swoje życie. Właśnie przyszedł Victor i pocałował mnie czule. Nie wiem jak on wytrzymuje to moje zrzędzenie. Ja ledwo sama ze sobą wytrzymuje. Dani, który akurat ze mną siedział pożegnał się i wyszedł.
- Jak tam kochanie? – zapytał mój narzeczony ujmując moją dłoń w swoje. – Na treningu myślałem tylko o was.
- Mam już dość. Głowa mi pęka i plecy też mi dokuczają. – w tym momencie do sali wszedł Luca i uśmiechnął się do nas.
- Dobre wieści. Możesz już leżeć normalnie i to we własnych łóżku. – wyszczerzył się. Podszedł do łóżka i ustawił je do normalnej pozycji. Odetchnęłam z ulgą czując jak ból znika. Czekaliśmy na to czy coś się wydarzy, ale Dylan był spokojny.
- To znaczy, że mogę wracać do domu? – zapytałam z nieskrywaną radością i ulgą.
- Tak i to nawet dzisiaj. Przygotuje wypis. Ale ostrzegam, możesz tylko leżeć i bez stresów. – pogroził mi palcem i już go nie było.
- Vic, słyszałeś? Wracamy do domu! – ucałowałam narzeczonego i powoli podniosłam się do pozycji siedzącej. – Pomożesz mi się ubrać?

***

Dni mijały mi na leżeniu w łóżku z laptopem i pilotem od telewizora. Oglądałam mecze chłopaków, bo w końcu zaczęła się Primera División. No i lada chwila ich pierwszy mecz w Lidze Mistrzów. Często siedzę sama, ale w końcu Victor musi trenować. Czasami wpada Shakira, czasem Villa lub mój brat. Zaprzyjaźniłam się również z Vanessą. Carlito naprawdę dobrze trafił. Trochę się pozmieniało, jeśli chodzi o drużynę. Odszedł David. Tak, mój przyjaciel zostawił Barcę dla Atlético Madryt. Wszystkimi wstrząsnęła ta informacja. Ale skoro tam ma możliwości by grać i się rozwijać to życzę mu jak najlepiej. Mimo zmiany klubu często mnie odwiedza. Nie urwał z nami kontaktu, z czego się bardzo cieszę. Kolejną zmianą jest odejście Tito. Wznowienie choroby. Kolejne szokujące wydarzenie. Kiedy piłkarze się o tym dowiedzieli byli w głębokim szoku. Mieli wtedy jechać na mecz do Polski, ale go odwołali z szacunku i wsparcia dla trenera. Agnieszka od swojego zniknięcia nie daje znaku życia. Mimo naszej kłótni i jej słów, strasznie się o nią martwię. Tello bardzo się przejął, mimo, że stara się tego nie okazywać. Wracając do mojej ciąży, czuje się dobrze i wyczekuje rozwiązania. To już 26 tydzień. Jestem dobrej myśli i bardzo o siebie dbam. Vic traktuje mnie jak księżniczkę i nie pozwala mi na nic. Wielkim wsparciem obdarzają nas również rodzice mojego narzeczonego. Jego mama siedzi ze mną czasami, kiedy Victor wyjeżdża na mecze. Jose Manuel Valdes i Agueda Arribas to wspaniali ludzie i cudowni rodzice. Dobrze wychowali Vica oraz jego dwóch braci, których miałam okazję ostatnio poznać. Starszy, Ricardo jest ułożony i spokojny. Ma żonę Eve i dwójkę dzieci, dziesięcioletniego Javiego i pięcioletnią Angelę. Młodszy, Alvaro, to typ żartownisia i podrywacza. Często zmienia kobiety, chodzi na imprezy. Poznałam ich wszystkich na obiedzie, na który zaprosili mnie i Vica jego rodzice. Luca wyjątkowo zgodził się bym poszła, ale teraz wróciłam do leżenia. Westchnęłam przeglądając papiery z projektem dla klienta. Mimo mojego stanu nadal pracowałam. Nawet przyjmowałam klientów w domu. Wariactwo. Nasz dom się buduje, wszystko idzie ku lepszemu. Ślub postanowiliśmy przełożyć ze względu na mój stan i fakt, że chciałabym jakoś się prezentować. Odczuwałam cholerną potrzebę rozmowy z kimś. Od rana siedzę sama i nie wiem, co ze sobą zrobić. Niby mam pracę, ale ile można siedzieć nad projektami? Ktoś zadzwonił do drzwi, a potem wszedł. Usłyszałam kroki na schodach i do pokoju wszedł Jose. Uśmiechnął się do mnie i usiadł na brzegu łóżka. W ręku trzymał tajemniczą, papierową torebkę.
- Cześć szefowo. – pocałował mnie w policzek. – Jak się czujesz? Widzę, że pracujesz. To niedobrze. – to mówiąc zabrał mi papiery z przed nosa. Przymknął laptopa i odłożył go na bok.
- Ej, Jose! Co ty robisz? Mam się tu zanudzić na śmierć? – westchnęłam i opadłam na poduszki. – Mimo, że kocham mojego synka to mam już dość tego nic nie robienia. Doprowadza mnie to do szewskiej pasji. W ogóle, co tam masz? – zapytałam zainteresowana zawartością opakowania.
- Coś na poprawę humoru. Chińszczyzna. – zaśmiał się i wyjął kilka białych pudełek i dwie pary pałeczek.
- Uwielbiam cie! – krzyknęłam i go przytuliłam, po czym sięgnęłam po jedno z pudełek i zaczęłam jeść. Mój ulubiony kurczak! Nie ma to jak poprawa humoru poprzez jedzenie. Jak tak dalej pójdzie to będę tak gruba, że nie znajdę dla siebie sukienki nawet po porodzie.
- Zapamiętam. Gdzie Victor?
- Na treningu. Jutro pierwszy mecz w Lidze Mistrzów.
- No tak, faktycznie. Pójdziemy na stadion im pokibicować. – uśmiechnął się, ale widząc moją smutną minę pogłaskał mnie po ramieniu. – Wybacz, nie powinienem był o tym mówić.
- Dlaczego? To, że ja nie mogę tam być to nie znaczy, że wszyscy mają siedzieć w domu. – uniosłam lekko kąciki ust. – Bawcie się dobrze i zagrzewajcie ich do walki. Ja będę krzyczeć tak głośno, że pewnie usłyszy mnie cała nasza ulica. – zaśmialiśmy się i zajęliśmy się jedzeniem.

***

Nadszedł kolejny dzień, dzień meczu. Od rana miałam w domu prawie całą drużynę Blaugrany, która została powołana na to spotkanie. Po porannym treningu przyjechali mnie odwiedzić i przy okazji odstresować się. Siedziałam na kanapie i śmiałam się z nich. Gerard, Andreas i Leo siedzieli na ziemi przed telewizorem i grali w fifę. Alexis i Sergio sprzeczali się, kto wbije dzisiaj więcej goli. Adriano i Mascherano rozmawiali o czymś żywo z Victorem. Dani i Cesc dotrzymywali mi towarzystwa, a Tello siedział na jednym z foteli i tępo patrzył w ekran. Reszta, czyli Xavi, Pedro, Alex Song i Pinto kopali piłkę w ogrodzie. Oprócz Tello wszyscy tryskali optymizmem. Pewnie biedny martwi się o Polkę. Przeprosiłam chłopaków i podeszłam do przyjaciela. On, widząc, że wstałam podszedł do mnie i pomógł mi usiąść na fotelu, który wcześniej zajmował.
- Cris, nie rób ze mnie kaleki. Mogłam postać.
- Nie marudź. To dla dobra Dylana. – usiadł obok mnie, na oparciu. – Jak tam?
- Bywało lepiej, a tam? – oparłam głowę o jego ramię.
- Tak samo. Pewnie i tak dzisiaj nie zagram, ale to nawet dobrze. Przynajmniej nie zepsuje chłopakom meczu. – spuścił głowę.
- Crisitan, przestać się obwiniać. Sama chciała wyjechać. Nikt jej nie zmuszał. Znowu uciekła, może taka już jest. No już, uśmiechnij się. – szturchnęłam go, a ten lekko się uśmiechnął do mnie i pocałował mnie w czubek głowy.
- Dzięki siostra. – wstał i rzucił się na kanapę pomiędzy Alvesa i Fabregasa, a ci zaczęli okładać go poduszkami. Pokręciłam głową ze śmiechem. Jak dzieci.
- Co cie tak bawi skarbie? – usłyszałam tuż przy uchu głos narzeczonego.
- Twoi koledzy. – skradłam mu szybkiego buziaka. – Stresujesz się?
- Oczywiście, ale tym, że cie tu zostawiam. Choć meczem również. Chce się dobrze zaprezentować przed moim odejściem. – westchnęłam.
- Victor, przestań. Nie odejdziesz, zostajesz i kropka. Nawet nie zaczynaj tego tematu. – chciał coś powiedzieć, ale ponownie go pocałowałam i tym sposobem skutecznie go uciszyłam.
- Każda obrona bramki będzie dedykowana dla ciebie i Dylana. – pogładził mnie po policzku.
- Dobra zakochańce, my się musimy zbierać na mecz. – powiedział Pique i puścił do mnie oczko. – Trzymaj się Ana.
- Ciebie to się też tyczy Valdes! – zawołał Messi. – Trzymaj kciuki. – dodał uśmiechając się do mnie i wyszedł z resztą. Każdy z nich pożegnał się ze mną buziakiem w policzek, a Vic czule mnie pocałował. Zostałam sama.

***

Siedziałam przed telewizorem, gdzie pokazywali już nasz sławny stadion. W rękach trzymałam kubek z ciepłą herbatą. Mały kopał jak najęty. Może chce już pograć z wujkami, kto wie. Usłyszałam dzwonek do drzwi, który szczerze mnie zaskoczył. Podniosłam się, odkładając kubek i podeszłam do drzwi. Za nimi stał uśmiechnięty Villa.
- Cześć David. – powiedziałam ucieszona i go uściskałam. Pocałował mnie w oba policzki i również przytulił.
- Ana, ale ty ślicznie wyglądasz. Ciąża ci służy. – wyszczerzył się i usiedliśmy na sofie.
- Dziękuje. Napijesz się czegoś? – ten wyjął z toby, której nie zauważyłam, dwa piwa i jakieś przekąski. – Zawsze przygotowany. Dlaczego nie jesteś na Camp Nou?
- Bo chciałem dotrzymać ci towarzystwa. Wiedziałem, że wszyscy tam będą, a ty nie możesz. – oparłam głowę o jego ramię, a ten mnie przytulił.
- Jesteś kochany. – powiedziałam cicho, a komentator właśnie ogłosił początek meczu.

***

Rozgrywka skończyła się wygraną naszych Katalończyków. Wynik 4:0 bardzo mnie ucieszył. Z resztą nie tylko mnie. Czułam, że Vic nie wróci dzisiaj do domu, bo pójdą gdzieś świętować. Trzy gole, czyli sławnego hat-tricka zdobył Leo, a czwarty należał do Pique. Mój narzeczony świetnie bronił i nie przepuścił ani jednej piłki. Nawet podczas rzutu karnego przeciwników. Siedzieliśmy ucieszeni z Villą i opijaliśmy zwycięstwo. Ja oczywiście herbatą, a on Estrellą.

czwartek, 12 września 2013

Rozdział XXVI.

Ana:

Niewiele pamiętam z drogi, jaką przebyliśmy do szpitala. Ból zamazywał wszystko. Ból i paniczny strach, że stracę moje maleństwo. Gdy tylko weszliśmy czekał już na nas Luca. Zostałam położona na sali. Podali mi leki i podłączyli kroplówkę. Victor cały czas trzymał mnie za rękę.
- Ana, teraz skup się na mnie. Dziecko chce się już urodzić, ale my nie możemy do tego dopuścić. Zostaje nam jedno wyjście. Pozycja Trendelenburga. – widząc moje nierozumiejące spojrzenie kontynuował. – Musimy położyć cie tak, żeby twoja głowa, klatka piersiowa i tułów znajdowały się poniżej poziomu nóg. Rozumiesz? – kiwnęłam głową zaciskając zęby przy kolejnym skurczu.
- Jak długo będzie musiała tak leżeć? – zapytał Vic.
- Minimum dwa, trzy tygodnie. Zobaczymy czy skurcze ustaną. Ale teraz musicie zdecydować, bo czas leci.
- Zgadzam się. Tylko ratuj mojego synka. – powiedziałam z trudem, ze łzami w oczach. Ustawili łóżko w odpowiedniej pozycji. Czułam jak krew napływa mi do głowy, ale zignorowałam to. Ważniejsze było życie mojego maleństwa. Po godzinie skurcze ustały, a ja odetchnęłam z ulgą.
- Jak się czujesz kochanie? – mój narzeczony bardzo się troszczył. Widać, że przejmował się tak samo jak ja.
- Bywało lepiej, ale ważne, że z naszym dzieckiem wszystko okej.
- Myślę, że powinniśmy wybrać mu imię. – mile mnie zaskoczył tą propozycją. Spojrzałam na blondyna z uśmiechem. – Twoja propozycja?
- Dylan. – wyszczerzył się.
- Nie uwierzysz, ale myślałem o tym samym imieniu. – pocałował mnie delikatnie, a potem to samo zrobił mojemu brzuchowi. – Nasz mały Dylanek.

***

Cesc:

Widząc jak Agnieszka potraktowała Anę miałem ochotę zrobić jej krzywdę. Jeśli Ana straci dziecko to będzie tylko i wyłącznie wina Polki. Chciałem pojechać do szpitala, ale Daniella zostawiła mi Lię i gdzieś poszła. Nie powinienem zabierać małej w takie miejsca, bo to niebezpieczne dla małych dzieci, ale muszę wiedzieć, co z nią. Ubrałem małą i spacerem poszedłem do szpitala. Będąc na miejscu czułem narastający niepokój. Przed szpitalem zobaczyłem parę aut kolegów z drużyny. Na korytarzu spotkałem Carlesa, z jakąś dziewczyną. Właśnie pytał pielęgniarki, gdzie jest Ana. Później udaliśmy się do wskazanego pomieszczenia. Widząc, w jakiej pozycji dziewczyna musi leżeć, zacząłem jej współczuć.

Carles:

Postanowiłem w końcu przedstawić Vanessę siostrze. To, że ukrywałem nasz związek już jest dość nie fair w stosunku do Any. Ona mówi mi o wszystkim, a ja ukrywam tak ważną rzecz. Zabrałem ukochaną do szpitala. Musiałem wiedzieć czy z moją hermanitą wszystko w porządku. Leżała na łóżku, które było obniżone tak, że leżała głową w dół.
- Siostrzyczko. – podszedłem do niej i ucałowałem ją w czoło. – Jak się czujesz? Co z maluchem? – Victor siedział i trzymał ją za rękę. Przejął się chłopak tym wszystkim. Cieszę się, że Ana trafiła wreszcie na porządnego mężczyznę.
- Bywało lepiej, ale nie narzekam, bo naszemu Dylanowi nic nie jest. – uśmiechnęła się i spojrzała na Valdesa, a ten odwzajemnił uśmiech.
- Dylan? Bardzo ładne imię. Będzie do niego pasować jak ulał. – dopiero teraz przypomniałem sobie o blondynce stojącej w drzwiach. – Ana, Victor, chciałem wam kogoś przedstawić. – wskazałem ręką moją ukochaną, a ta podeszła bliżej. – Oto Vanessa Lorenzo, moja narzeczona. – spojrzeli zdziwieni najpierw na mnie, a potem na Van. – Kochanie, to moja siostra Ana i jej narzeczony Victor.
- Narzeczona? – moja siostra była w głębokim szoku i patrzyła na mnie z niedowierzaniem. – I ja nic o niej nie wiem? No wiesz, co hermanito. – uśmiechnęła się do blondynki. – Miło mi cię poznać Vanesso.
- Mi również. – powiedział Victor i uścisnęli sobie ręce. Złość minęła u hermanity bardzo szybko. Zaczęła wypytywać gdzie się poznaliśmy, ile jesteśmy razem i jak się oświadczyłem. Moja narzeczona odpowiadała jej z uśmiechem siedząc koło łóżka. Postanowiliśmy z Victorem na korytarz i pozwolić dziewczyną lepiej się poznać. Na jednym z plastikowych krzeseł siedział Cesc. Na rekach miał śpiącą Lię.
- Długo tak tu siedzisz? – zapytał zaskoczony Valdes starając się nie mówić za głośno, żeby nie obudzić małej.
- Od kiedy Carlito przyszedł.
- Mogłeś wejść.
- Chciałem, ale Lia zasnęła.
- To ja ją wezmę, a ty idź. – powiedział bramkarz i wyciągnął ręce. Fabregas chwilę się wahał, ale wstał i podał małą blondynowi. Ten przytulił ją i usiadł na miejscu zajmowanym wcześniej przez czarnowłosego.
- Dzięki. – Valdes tylko kiwnął głową. Kiedy zniknął w sali Any, Victor zmarkotniał.
- Co się dzieje? – wiedziałem, że nie wyszedł tu bez przyczyny.
- Mimo, że zagrożenie minęło, ja nadal się o nich boje. O Anę i Dylana. Luca powiedział, że mimo tej pozycji i leków, dziecko może się urodzić przedwcześnie. Jeśli się tak stanie to nie przeżyje. Nie zniósłbym tego, a Ana straciłabym chęci do życia. Zostały trzy miesiące. Mały musi tyle wytrzymać..
- Wszystko będzie dobrze. Nawet, jeśli nie uda się Anie donosić ciąży to wasz synek pokazał jak silny jest. Moja siostra też do słabych nie należy. Poradzą sobie. Teraz najważniejsze jest, żeby Ana się nie stresowała i dużo odpoczywała.
- Gdybym dorwał teraz Agnieszkę. – zdenerwował się, choć nadal mówiliśmy ściszonymi głosami.
- Chłopaki jej szukali, ale podobno spakowała się i ślad po niej zaginął. Nawet Tomek i Luz nie wiedzą gdzie jest.
- Może Ramos się orientuje?
- Dzwoniłem i mówił, że nie kontaktowała się z nim przez ostatnie dni. – ciekawy byłem gdzie ta Polka się podziewa.

Cesc:

Uśmiech Any sprawił, że od razu przestałem się zamartwiać. Boże, jak ja uwielbiam ten uśmiech. Te roziskrzone spojrzenie granatowych tęczówek i miękkie, czarne włosy. Jej dotyk, głos i perfumy. Nie, nie potrafię. Nie potrafię zachowywać się jak przyjaciel. Dlaczego, więc cały czas próbuje? Bo nie wyobrażam sobie dnia, w którym jej nie zobaczę. Bo ona sprawia, że każda godzina, minuta, sekunda stają się lepsze. Dzięki niej jestem lepszym człowiekiem. Dojrzałem i wszystko sobie poukładałem. Szkoda tylko, że na to wszystko jest już za późno.