Bez zbędnych słów: BARDZO was przepraszam, za to, że tak długo mnie tu nie było. Tyle się działo ostatnio u mnie, że nie miałam do tego głowy, czasu, a przede wszystkim weny. Teraz siedze w domu, regenerując się po operacji i postanowiłam wziąć się w garść i skończyć pisać tego bloga. Wena wróciła i jest rozdział. Z góry przepraszam, że akurat taki, ale nie zawsze może być pięknie, prawda? Pozdrawiam i dziękuje tym, którzy jeszcze tu zaglądają i czytają. Kocham was!
***
Ana:
- Nie pozwalaj sobie, James. – rzuciłam, a ten się tylko zaśmiał.
- Co cie do mnie sprowadza? Zdążyłaś się stęsknić?
- Chciałbyś. Chodzi o twoją siostrę i jej faceta. – uniósł jedną brew do góry, zdziwiony. – Mógłbyś jej nie nasyłać na mnie i moją rodzinę? Wystarczająco zła ty mi wyrządziłeś.
- Myślisz, że bym ją nasłał? Ją? – wybuchnął śmiechem, a po chwili spoważniał. – Uwierz mi lub nie, ale jeśli chciałbym ci dopiec, wysłałbym któregoś z kumpli, a nie moją przygłupią siostrzyczkę. Nie wiem, co ci robi i dlaczego, ale szczerze? Wisi mi to.
- Powiedziała, że robi to, dlatego, że wsadziłam cie do więzienia.
- Niech mówi sobie, co chce. Wszystko mi jedno. – podniosłam się i już chciałam odwiesić słuchawkę, ale usłyszałam, że coś mówi. – Ucałuj ode mnie Dylana. – po tych słowach zagotowało się we mnie i miałam ochotę go spoliczkować. Aż żałowałam, że ogranicza nas szyba.
- Parszywy dupek. Jak ja kiedykolwiek mogłam cie kochać?
- Sam się czasem zastanawiam. – odparł i wstał. Przez chwilę w jego oczach dostrzegłam cień uczucia. Uczucia? W nim? Chyba mi się przewidziało. Szybko wydostałam się z budynku więzienia i wsiadłam do samochodu. Po cholerę ja tu właściwie przyjechałam? Co ze mnie za idiotka. Przygryzłam wargę i odpaliłam silnik. W ciągu pół godziny, byłam już pod domem Chilijczyka. Odetchnęłam i bez pukania weszłam do środka. Panował tam gwar i hałas. Słyszałam głośną muzykę, śmiechy i szum rozmów. Po drodze do kuchni, szukając Victora, witałam się z piłkarzami i ich partnerkami. Za kuchenny blatem stał gospodarz i szykował drinki z parasolkami. Obok niego, przy wysepce, siedzieli Marc, Cristian i Martin.
- Hej chłopaki. – odparłam i przywitałam się z każdym. – Widzieliście gdzieś mojego narzeczonego? Bo nie umiem go znaleźć.
- Jeszcze przed chwilą tu był. – odrzekł Alexis. – Nie martw się, pewnie zaraz się znajdzie. Może jest na górze. Drinka? – wyszczerzył się podając mi szklankę z kolorowym trunkiem.
- Jasne. – odwzajemniłam uśmiech i wypiłam zawartość szklanki na raz.
- Ana, wszystko okej? – zapytał zatroskany Cris i podszedł do mnie. Pokręciłam głową, a do oczu napłynęły mi łzy. – Chodź, pójdziemy na górę pogadać. – to mówiąc objął mnie ramieniem i zaprowadził schodami na piętro. Weszliśmy do sypialni Sancheza i usiedliśmy na łóżku.
- No, więc? Co się dzieje?
- Siostra Jamesa się dzieje. Przyszła do nas podczas imprezy powitalnej Dylana. Powiedziała, że zemści się na mnie za to, co zrobiłam jej bratu. Jak się okazuje, jej chłopak, właśnie odbiera mi firmę. Zastanawiam się, co chce mi jeszcze odebrać. Boję się o małego i Vica i Carlito. O ciebie, Agę. Wszystkich, którzy są dla mnie ważni. – z oczu pociekły mi łzy, a chłopak przytulił mnie do siebie.
- Co do firmy to nie bardzo mogę ci pomóc, bo w ogóle się na tym nie znam. Ale co do reszty mogę ci powiedzieć tyle. Nie pozwolę, żeby zrobił coś tobie czy małemu. O Valdesa się nie bój, poradzi sobie. Z resztą tak samo jak nasz kapitan. No już, wszystko się ułoży. – ucałował mnie w czoło. Chciałam mu właśnie powiedzieć o mojej wizycie w więzieniu, kiedy usłyszałam głosy, a potem odgłos przedmiotu uderzającego o podłogę, dochodzące z pokoju obok. Spojrzeliśmy po sobie i wstając wyszliśmy z pokoju i podeszliśmy do drzwi obok. Piłkarz odsunął mnie za siebie, a ja tylko pokręciłam głową z uśmiechem na ustach. Troskliwy wariat. Otworzył po cichu drzwi i zamarł. Stałam za nim i nie widziałam, o co chodzi, więc odsunęłam go na bok i od razu tego pożałowałam. W łóżku, w pościeli, leżał nagi Victor, a na nim, równie naga, Vivien. Całowali się i pewnie nie tylko. Widząc to od razu przed oczami stanęła mi scena, którą widziałam w swojej własnej sypialni z Jamesem w roli głównej. Istne deja vu. Zakryłam twarz dłonią próbując zdusić okrzyk bólu. Bramkarz spojrzał na mnie i zobaczyłam w jego oczach zaskoczenie, zastąpione od razu przerażeniem, bólem i żalem? Odwróciłam się na pięcie i zbiegłam na dół. Biegnąc do wyjścia, z oczami pełnymi łez, wpadłam na Cesca. Jeszcze on mi tu teraz potrzebny! Minęłam go i wybiegłam na zewnątrz. Kiedy byłam odpowiednio daleko od domu, stanęłam i rozpłakałam się na dobre. Zakryłam dłońmi twarz i załkałam. Chciała się zemścić i się jej udało. Uwiodła go. Najgorsze jest jednak to, że on na to pozwolił. Zdjęłam obcasy i wolnym krokiem ruszyłam w stronę domu. Na szczęście wszyscy piłkarze mieszkają stosunkowo blisko siebie. Nawet nie wiem, kiedy, zaczęło padać, ale nie obchodziło mnie to. Całkiem przemoczona i zziębnięta dostałam się do domu. Usiadłam na schodach i próbowałam się uspokoić. Musiałam się doprowadzić do ładu i odebrać synka od rodziców Victora. Usłyszałam dzwonek mojej komórki, która znajdowała się w mojej torebce. Wyciągnęłam ją, ale w tym momencie przestał dzwonić. Spojrzałam na wyświetlacz i zobaczyłam informacje o 10 nieodebranych połączeniach i pięciu smsach. Zignorowałam je i spojrzałam na numer dzwoniący przed chwilą. Jakiś nieznany. Trudno, zadzwoni znowu. Nie minęła chwila i rzeczywiście zaczął znowu dzwonić.
Odebrałam.
- Halo.
- Pani Ana Puyol? – zapytał męski głos.
- Przy telefonie. W czym mogę pomóc? – starałam się uspokoić głos i otarłam łzy wierzchem dłoni.
- Ten numer został podany do udzielania medycznych informacji. Chodzi o pani ojca, Josepa Puyola. Mogłaby pani jak najszybciej przyjechać do szpitala? – przytaknęłam, rozłączyłam się i nie dbając o to jak wyglądam wyszłam na deszcz. Zadzwoniłam po taksówkę i po dość krótkim czasie wbiegałam na oddział intensywnej terapii.
- Szukam mojego taty. Josep Puyol. Podobno został tu przywieziony. – kobieta siedząca w recepcji spojrzała na mnie ze szczerym współczuciem.
- Zaprowadzę panią do poczekalni i wezwę lekarza. – to mówiąc posadziła mnie na jednym z krzeseł i zniknęła za wielkim, dwuskrzydłowymi drzwiami. Co się dzieje? Jest z nim aż tak źle? Zapytał mnie czy mu wybaczę, a ja co? Nie odpowiedziałam. Wtedy na przyjęciu powitalnym. Przyszedł, żeby odkupić swoje winy. Potem już go nie widziałam. Dlaczego podał mój numer, a nie matki? Zadzwoniłam do Carlesa, ale nie odbierał, więc nagrałam mu wiadomość. Powinien tu być, mimo, że nienawidzi ojca. To nadal jego tata i go kocha.
- Pani Puyol? – koło mnie usiadł młody, może trzydziestoletni, lekarz. Kiwnęłam głową. – Przed godziną przywieźli tu pani ojca z zawałem serca. – zamarłam na te słowa i spojrzałam na mężczyznę. – Ratowaliśmy go przez godzinę, ale niestety jego serce nie wytrzymało. Przed telefonem do pani ogłosiłem zgon. Bardzo mi przykro. – po policzkach ciekły mi nowe fale łez, a ja siedziałam kompletnie wmurowana w plastikowe krzesło. Poczułam dłoń lekarza na plecach. Mówił coś, ale już go nie słuchałam. On nie mógł umrzeć. Miałam się z nim spotkać i porozmawiać. Miał poznać lepiej Dylana i Victora.
- Chce go zobaczyć. – tylko tyle udało mi się wykrztusić. Kiwnął głową i pomagając mi wstać, zaprowadził mnie korytarzem do jednej z sali. Widząc blade, bezwładne ciało mojego rodziciela chciało mi się krzyczeć i wyć. Poczułam, że mężczyzna wychodzi i zamyka drzwi. Rozpłakałam się na nowo i podeszłam do łóżka. Usiadłam na jego brzegu i dotknęłam dłonią policzka mojego taty. Taty, który nauczył mnie jeździć na rowerze. Taty, który odprowadzał mnie do szkoły, odwoził na treningi i wspierał we wszystkim. Mój ukochany tatuś. Załkałam i wtuliłam twarz w jego tors. – Tak cie przepraszam, tato. Przepraszam, że nie odpowiedziałam. Potraktowałam cie tak okropnie, a potem tak długo się nie odzywałam. Powinnam była cie wysłuchać, porozmawiać. Spojrzałam na jego twarz i zbliżając usta do jego czoła, wyszeptałam. – Wybaczam ci, tato. – ucałowałam jego chłodniejącą skórę i wtuliłam się niego. Czułam tak dobrze znany mi zapach wody po goleniu, której zawsze używał. Nie potrafiłam przestać łkać. Nie potrafiłam w to uwierzyć i tego zaakceptować. To nie może być prawda. On tylko śpi. Zaraz się obudzi i wszystko będzie dobrze. Musi być dobrze.
- Pani Puyol. Przepraszam, że przeszkadzam, ale przyjechał pani brat. – z trudem udało mi się podnieść i opuścić tatę. Wyszłam na korytarz, gdzie zastałam mojego brata i jego dziewczynę.
- Hermanita, co się stało? Brzmiałaś niepokojąco.
- Chodzi o tatę, on..
-Po to mnie nie tu wezwałaś? Dla niego?! Dobrze wiesz, że nie chce go znać. Jeśli to tyle to wychodzę. Vanessa, chodź. – to mówiąc odwrócił się i chciał wyjść.
- On nie żyje! – krzyknęłam głosem pełnym bólu i cierpienia i padłam na kolana. – Nie żyje i ty musisz tam iść i go pożegnać. – odwrócił się zszokowany i spojrzał na mnie. – Musisz to zrobić, bo do końca życia sobie tego nie wybaczysz. – dodałam i załkałam na nowo. Podszedł do mnie i kucając przede mną, przytulił mnie do siebie mocno. Gładził mnie po głowie i czułam jak się trzęsie, płakał.
- Nie mogę tam iść. Nie potrafię.. Nie po tym jak go potraktowałem.. – szeptał roztrzęsionym, przytłumionym głosem. Spojrzałam na niego i pogłaskałam go po policzku.
- Potrafisz. Powiedz mu to wszystko, co teraz czujesz. Wybacz mu i pozwól trafić tam gdzie powinien. – pocałował mnie w czoło i pomógł wstać, a potem złapał za dłoń.
- Pójdziesz ze mną?
- Jasne. – przekroczyliśmy ponownie próg pokoju i stanęliśmy przy łóżku. Mój brat puścił moją dłoń i załkał wtulając twarz w tors taty. Zaczął mówić zduszonym głosem. Przepraszać, żalić się. Usiadłam po drugiej stronie i oparłam czoło na dłoni ojca. Dlaczego ludzie uświadamiają sobie, że popełnili błąd dopiero, kiedy jest już za późno by go naprawić? Przez wściekłość na matkę nie potrafiłam wybaczyć tacie. Porozmawiać z nim, przypomnieć sobie o tych wszystkich dobrych chwilach. Zamiast tego były kłótnie, żale i wyrzucanie sobie winy i grzechów. Oby tylko znalazł lepsze miejsce, dobre dla niego. Bezpieczne. Zamknęłam oczy i wdychałam ten dobrze mi znany zapach zatracając się we wspomnieniach i bólu.