poniedziałek, 25 listopada 2013

Rozdział 2.

No witajcie. Wiem, rozdział miał być w tamtym tygodniu, ale nie wyszło. Brak weny, czasu i sił na pisanie. Niestety. Miało nie być wspominek, ale jednak są. Tu przedstawiam tylko ogólny zarys sytuacji z Agnieszką. Jeśli chcecie wiedzieć co dokładnie się wydarzyło z rudowłosą zapraszam na bloga mojej kochanej Foquity. Mam nadzieje, że notka się spodoba.

***

Ana:


Byłam nieprzytomna. To wiedziałam na pewno. Nie wiedziałam gdzie jestem i ile to potrwa, ale był jeden plus tej sytuacji. Miałam dużo czasu na przemyślenia. Od razu przypomniała mi się sytuacja, kiedy dowiedziałam się, że Agnieszka została porwana. Do tej pory nie mogę uwierzyć, że żaden z nas tego nie zauważył.


[Leżałam z zamkniętymi oczami i starałam się uspokoić. Agnieszka jest w niewoli. Wszyscy się na nią wściekali, kiedy ten dupek ją uwięził. Nawet nie umiem sobie wyobrazić, co ona musi teraz przeżywać. Jak bardzo musi się bać. To moja wina. Gdyby nie moje wtrącanie się i ta kłótnia na urodzinach Milana. To pewnie, dlatego od jakiegoś czasu Cristian mnie nie odwiedza. Pewnie pomaga Tomkowi. I jeszcze ten okup. 50 tysięcy to sporo pieniędzy. Jeśli tylko Tomek znowu przyjdzie to powiem mu, że dołożę tyle ile będzie trzeba. Okej, musze się uspokoić, bo zaraz skrzywdzę także mojego synka. Wzięłam głębszy wdech i otwarłam oczy. Victor siedział na krześle koło łóżka i wpatrywał się we mnie zaniepokojony, ale także zły.
- Co Tomek ci takiego powiedział? Dlaczego, aż tak się zdenerwowałaś? – ujął moją dłoń w swoje. Widać było, że jest przemęczony. Usilnie próbuje go przekonać, żeby pojechał do domu, wyspał się, zjadł coś, odpoczął. Ale jest bardziej uparty ode mnie.
- Nie mogę ci powiedzieć. Po prostu.. Już mi lepiej. Nie martw się. – lekko się uśmiechnęłam, ale nie przekonałam go tym.
- Ana, powiedz mi. Zrozumiem wszystko. – wstał i pochylił się nade mną. Nasze usta dzieliły milimetry. – Skarbie, proszę cie. Martwię się o ciebie i dziecko. Nie chce was stracić.
- Nic nam nie będzie. Wybacz, nie mogę. – pocałował mnie w czoło i wściekły uderzył pięścią w drzwi do sali.
- Joder! – krzyknął i wyszedł, a ja poczułam jak łzy napływają mi do oczu. Czy przez chwilę nie może być dobrze? Zawsze się musi coś spieszyć. Nie miałam już na to siły. Na nic nie miałam siły.

***

Następnego dnia czułam się jeszcze gorzej. W nocy śniła mi się Agnieszka. Nadgarstki i kostki miała związane, a w ustach miała knebel. Próbowała prosić mnie o pomoc, ale byłam za szybą i nie mogłam nic zrobić. Zaczęłam krzyczeć, żeby ktoś pomógł mi rozbić tą ścianę dzielącą mnie od dziewczyny i wtedy się obudziłam. Victor siedzi przy mnie, ale od wczorajszej sprzeczki nie odezwał się ani słowem. Jedynie radio zakłócało ciszę panującą między nami. Postanowiłam zadzwonić do Tomka i zapytać jak stoją sprawy okupu.
- Hej Tomek. Słuchaj, jak idzie zbieranie pieniędzy? – blondyn siedzący obok spojrzał na mnie zainteresowany.
- Bywało lepiej. Jeszcze sporo nam brakuje. – słychać było jak załamany i zdenerwowany jest tą całą sytuacją. Nie dziwiłam mu się ani trochę.
- Wyślij mi smsem, gdzie teraz jesteś. Zobaczę ile uda mi się zdobyć. – to mówiąc rozłączyłam się. – Victor, teraz nie mam wyjścia i muszę ci powiedzieć. Obiecaj, że to nie wyjdzie poza ten pokój. Nie może.
- Za kogo ty mnie masz? – nadal się boczył.
- Brat Tomka porwał Agnieszkę. Żąda 500 tys. euro okupu. Ile możemy wypłacić z banku? –zatkało go.
- Jak to porwał? Ale przecież wróciła do Polski.. Boże.. – był zaskoczony i nie wiedział jak zareagować.
- Vic, skup się. – spojrzał na mnie. – Ile?
- Z tego, co wiem to 90 tys. Więcej mi nie dadzą. Nie na raz.
- Dobrze, to jedź, wypłać tyle ile możesz, a potem z mojego kąta wypłać 50 tys. Tu masz adres. – podałam mu telefon.
- Ale Ana, przecież to konto.. Te pieniądze tam miały..
- Nie ważne. Teraz liczy się życie Agnieszki. Idź. – nie sprzeczał się dłużej tylko ucałował mnie w usta i wybiegł. Mam nadzieje, że choć trochę pomożemy. Chwilę po wyjściu bramkarza do sali wbiegła rozgniewana Merche.
- Merche, co się stało? – zapytałam widząc jak wzburzona jest.
- Cristian chyba mnie już nie kocha. – powiedziała zdławionym głosem i opadła na krzesło.
- Hej, nie mów tak. Powiedz, co się stało.
- Ostatnio cały czas gdzieś znika. Nie ma czasu dla nas. Dzisiaj wyszedł podczas seksu, bo ktoś do niego zadzwonił. Czy to nie dziwne? No i przestał cie odwiedzać, a podobno jesteś jego przyjaciółką. – zakryła twarz dłońmi.
- Merche, kochana. Może po prostu nie może ci powiedzieć, co się dzieje? Na pewno wszystko się wyjaśni. Daj mu trochę przestrzeni. Nie odkochałby się tak łatwo. Znam go. A ja się nie gniewam, że go tu nie ma. W końcu ma swoje życie. – nie dziwiło mnie zachowanie przyjaciółki. Sama pewnie myślałabym podobnie, gdyby chodziło o Victora. A może nie? Może ona nie potrafi do końca zaufać Tello?
- Naprawdę myślisz, że nie ma innej?
- No oczywiście, że nie ma. Zaufaj mu trochę. A teraz chodź tu do mnie. – dziewczyna wstała i podchodząc, przytuliła się mocno. Uśmiechnęłam się i pogładziłam ją po głowie. – Wszystko się ułoży, zobaczysz. – Oby tylko im się udało.]


Robiłam wszystko by odkupić swoje winy i pomóc Tomkowi. Okazało się, że pierwszy okup nie pomógł i brat Polaka zażądał dwa razy tyle. Przyjaciel był załamany, a ja i Vic nie mogliśmy już wesprzeć go finansowo. Nie zostawiłam tego jednak. Poinformowałam piłkarzy Barcy i zarząd o tym, co się stało i wszyscy zrobili zbiórkę. Do tego razem z Davidem zaśpiewaliśmy na koncercie, z którego datki poszły na ratowanie Agi. Na szczęście udało się uwolnić dziewczynę i zamknąć porywaczy. Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą.
Wracając do współczesnej sytuacji. Gdzie ja właściwie jestem? Dylan. Przecież rodziłam! I nie mogłam go nawet potrzymać, przytulić, zobaczyć. Chciałam płakać i krzyczeć z żalu. Ale wysłałam z nim Victora. Nie jest sam. Tatuś przy nim czuwa. Odetchnęłam z ulgą. A jeśli ja umarłam? Nie, tak nie może być. Nie mogę ich zostawić! Ale skoro żyje to, czemu nic nie czuje? Kompletna pustka i ciemność. Muszę się obudzić. Muszę!

***

Victor:

Zostawiłem synka pod opieką Carlesa i Vanessy. Musiałem zobaczyć, co z Aną. Krążyłem od sali do sali. Minęły dwa dni, a moja narzeczona nie budziła się. Lekarze dawali jej dobę, a ta dawno minęła. Ja jednak nadal miałem nadzieje. Muszę ją mieć. Ona daje mi siłę, żeby całkiem się nie załamać. Musze być silny dla niej i małego. Podszedłem do łóżka, na którym leżała moja ukochana i usiadłem na brzegu chwytając jej dłoń w swoje. Czując mój dotyk Ana delikatnie ścisnęła moją rękę. Może mi się to tylko przewidziało? I znowu! To nie zwidy! Po chwili zobaczyłem jak otwiera oczy i próbuje odetchnąć, ale dusi się rurką intubacyjną. Medycy pozbyli się jej i zaczęli ją badać. Naprawdę się obudziła! Ze szczęścia chciałem skakać i płakać. Gdy wszyscy wyszli dotknąłem jej policzka i uśmiechnąłem się przez łzy. Odzyskałem ją.
- Vic.. – wychrypiała i otarłam palcami moje łzy.
- Jestem tu maleńka. Jak dobrze, że wróciłaś. – musnąłem jej delikatne usta i wtuliłem twarz w jej włosy. Ona gładziła mnie po włosach i powtarzała, że już nigdzie się nie wybiera. Wróciła do nas. Do mnie. Trwalibyśmy tak wiecznie, gdyby nie pytanie, które zadała brunetka.
- Gdzie jest Dylan?


8 komentarzy:

  1. Ojć, ojć! Myślę, że wszystko będzie dobrze z Agą!
    I to wspaniale, że Ana już do nich 'wróciła'!
    Czekam na kolejny rozdział! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeej *.* Jak dobrze, że już jest dobrze hyhy :D
    Żeby tylko z Dylanem bylo okay :) Ehhh daj im w końcu pożyć szczęśliwie :P
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem co napisać,bo nie ogarniam,ech... Oby z Aną było w porządku,o!
    Weny kochana. :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie kumam jak Ewi może nie ogarniać, skoro czyta mojego bloga o.O przecież już to rozwiązałam (no jakby nie patrzeć :p)
    Obudziła się ! <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Mniejsze o to ważne, że się obudziła! O to cały czas chodziło!
    Pisz szybko kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Nooo, obudziła się <3 Tak musiało się stać, bo wszystko musi być okey :D Mam nadzieję, że z Dylanem też jest super :)
    Weny :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam nadzieję, że wszystko będzie ok. Ale niepokoi mnie to pytanie o Dylanka. O mamciu, z nim wszystko w jak najlepszym porządku, prawda? *powiedz tak, powiedz tak* *robi oczy kota ze Shreka*
    Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  8. cieszę się, że się obudziła i mam nadzieje, że z Dylanem też wszystko jest w pożądku :)

    OdpowiedzUsuń