***
Ana:
- Obudziłaś się, jak dobrze. – odetchnął z ulgą i lekko się uśmiechnął. Mimo to widać było, że nie jest mu do śmiechu. Co się dzieje? Przeniosłam wzrok z lekarza na swoje ciało. Leżałam w pozycji porodowej. To nie może być prawda. Nie mogę jeszcze rodzić! To za wcześnie! – Posłuchaj Ana. To ważne i musisz się teraz skupić. Wiem, że ciężko ci mówić, dlatego wskaż głową odpowiedź. Sytuacja wygląda tak, że atak na ciebie spowodował akcję porodową. Jesteś osłabiona i jest duże prawdopodobieństwo, że twój organizm nie będzie w stanie wytrzymać porodu siłami natury. Dlatego powinienem przeprowadzić cesarskie cięcie. Jednak jest jedno ale. Tylko ty możesz podjąć tą decyzję. Powiadomiliśmy już twojego brata. Będzie lada chwila. Do Victora nie mogłem się dodzwonić. – w głowie miałam tysiące myśli na raz. To, co usłyszałam było straszne. Bałam się o siebie i dziecko. Potrzebowałam Vica. Nie mogę sama zdecydować? A może jednak muszę? Mój ukochany nigdy nie zgodzi się na to, abym narażała swoje życie. Tyle, że ja nie zgodzę się na cesarkę. Nie ma mowy. – Jaka jest twoja decyzja? Liczy się każda minuta. – wskazałam na plik kartek leżących na szafce. Angelo podał mi jedną i wyjął z kieszeni fartucha długopis. Szybko napisałam:
„Victor, on musi tutaj być. Jeśli się pojawi to chcę urodzić samodzielnie. Żadnej cesarki.”
Lekarz przeczytał to, co napisałam i zbladł. Czułam, że jestem bardzo słaba, ale wiedziałam, że muszę to zrobić. Jedyne pytanie, jakie chodziło po mojej głowie brzmiało: Gdzie jesteś Victor?
Victor:
- Przykro mi, stary. – teraz już całkiem zgłupiałem. Spojrzałem na Martino, a ten patrzył się na mnie ze współczuciem. Po chwili zjawił się przy mnie Puyol.
- Ruszaj się, Ana jest w szpitalu. – po tych słowach poczułem się jakby ktoś porządnie mi przywalił.
- Jak to w szpitalu? Co się stało? – przestraszyłem się i czym prędzej pobiegłem do wyjścia z murawy, a za mną podążył kapitan.
- Zaczęła rodzić. Tylko tyle chcieli mi powiedzieć. Ale wiem, że jest coś jeszcze. Dzwonili do ciebie, ale grałeś, więc.. – był zdenerwowany. Bał się tak samo jak ja. Szybko znaleźliśmy się na parkingu i wsiedliśmy do auta Carlesa. Modliłem się tylko, żeby zdążyć.
Luca:
- Ana, kochanie! – podszedł do łóżka, na którym leżała czarnowłosa i lekko nią potrząsnął. – Luca, co z nią?
- Straciła przytomność. Trzeba ją obudzić, bo ona musi zacząć rodzić. Inaczej wasz syn się udusi. – widziałem w jego oczach strach i ból. Pocałował dziewczynę, a ta otworzyła oczy i spojrzała na niego, a po chwili jęknęła z bólu. Kolejny skurcz. – Ana, jest Victor, więc teraz zaczynamy. Nie mamy więcej czasu. Gdy poczujesz skurcz, przyj.
***
Ana:
- Dasz rade skarbie. Jeszcze tylko trochę. – szeptał mi na ucho ukochany. Starałam się miarowo oddychać.
- Ostatni raz. Już widzę główkę! – Angelo uśmiechnął się pokrzepiająco, choć widziałam, ile go to kosztowało. Poczułam skurcz i oddałam resztki swojej siły na parcie. – Jest! – lekarz wyjął moje maleństwo, szybko obciął pępowinę i podał malca lekarzowi stojącemu za nim. Ten od razu zaczął wydawać pielęgniarce polecenia.
- Co się dzieje? Dlaczego on nie płacze? Luca! – miałam łzy w oczach i ledwo widziałam na oczy. Po wypowiedzianych słowach poczułam jak gardło mi puchnie.
- Za długo był pozbawiony tlenu. Zaplątał się w pępowinę. Poza tym, jeszcze nie zdążył do końca się wykształcić. – podszedł do kolegi po fachu, a ja się rozpłakałam. – Co z nim?
- Zabieramy go na OIOM pediatryczny do inkubatora. Da radę, jest silny. Niech pani będzie dobrej myśli. – powiedział zwracając się do mnie i wynieśli moje maleństwo.
- Vic, idź do niego. – wyszeptałam.
- Nie zostawię cie. – widać, że miał dylemat.
- Proszę cię. Niech nie będzie tam sam. – łzy ciekły mi z oczu, a chłopak starł je kciukiem i czule mnie pocałował, po czym wyszedł. Od razu po jego wyjściu straciłam przytomność zbyt zmęczona i obolała.
Victor:
- Ale cudownego mam chrześniaka. – powiedział z uśmiechem i usiadł obok. – Co z moją siostrą? Nie chcą mnie tam wpuścić, ani nic powiedzieć. – spojrzałem na niego zdziwiony.
– Jak to? Przecież wszystko było ok. Była tylko osłabiona po porodzie.
- Nie tylko. Już wiem, dlaczego tu trafiła. Na korytarzu jest Dani i Kate. Była w sądzie, na rozprawie oskarżającej tego dupka, który ją okaleczył. Kiedy czekali na werdykt.. – zamilkł i zacisnął pięści. Co ten dupek jej zrobił? – On zaatakował Anę. Zaczął dusić ją kajdankami. David go ogłuszył, ale z Aną było już bardzo źle. Teraz jej się jeszcze bardziej pogorszyło. – miał łzy w oczach. – Coś słyszałem o reanimacji i braku oddechu. – zerwałem się z miejsca i pognałem do ukochanej. Odepchnąłem na bok lekarza, który zastawił mi przejście i wszedłem do środka. Luca reanimował Anę, która była blada jak ściana.
- I jeszcze raz 300! Odsunąć się! – przyłożył elektrody do klatki piersiowej dziewczyny, a ta podskoczyła. – Jest rytm! Zaintubujcie ją. – odwrócił się i zaskoczony zobaczył, ze stoję w drzwiach. Z oczu ciekły mi łzy, a nogi wmurowały mi się w podłogę. – Victor..
- Co z nią będzie? Wyjdzie z tego? – trząsł mi się głos. Nie potrafiłem powstrzymać kotłujących się we mnie emocji.
- Najbliższe godziny pokażą. Moi koledzy zrobią wszystko, co w ich mocy. Ja niestety nie mogę zrobić więcej. – był podłamany. – Straciła dużo krwi. Ale jest silna..- nie mogłem dalej tego słuchać. Wyszedłem z sali i wyżyłem się na pierwszej rzeczy, jaką zobaczyłem. Było to okno w poczekalni. Walnąłem w nie pięścią, a te pękło rozsypując szkło wokół. Wystraszeni ludzie podskoczyli, ale miałem do gdzieś.
- Joder! – krzyknąłem i biorąc jedno z plastikowych krzeseł rzuciłem nim w ścianę. Potem osunąłem się po ścianie i upadłem na podłogę. Co ja zrobię bez mojej ukochanej? Jak ja bez niej przeżyje? Dylan. To on dał mi siłę by podnieść się pójść do niego. Usiadłem tam gdzie wcześniej i rozpłakałem się ukrywając twarz w dłoniach. Świadkiem mojego bólu był ten maluch, który pewnie też cierpiał. Cierpiał, bo czuł, że z jego mamą jest niedobrze. Ana, musisz przeżyć. Nie rób mi tego. Dylan cie potrzebuje. Ja cie potrzebuje. – Nie martw się Dylan. – powiedziałem zachrypniętym głosem do synka i przyłożyłem zakrwawioną pięść do ścianki inkubatora. – Mama do nas wróci.
O Boże ... To wywołało u mnie płacz .... Mam nadzieję, że z dzieckiem i Aną wszystko się ułoży i wrócą w pełni sił. Czekam na kolejny :***
OdpowiedzUsuńSiedziałam z jednym wielkim OMG! Sama groza, pełno grozy! Cieszy mnie to, że zaczynasz dalej pisać to opowiadanie, ale błagam, niech już wszystko będzie dobrze *o* I mały Dylanek, awww <3
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny NIECIERPLIWIE!
awww cieszę się, że zaczęłaś pisac drugą część :* ale to co czytałam to smutne, powiem szczerze, że łzy popłynęły mi w końcu takie historie są bardzo prawdziwe :( mam nadzieję, że będzie wszystko dobrze
OdpowiedzUsuńNo zaraz się popłaczę! Smutne ;c
OdpowiedzUsuńDobrze, że mają synka, ale dobrze też by było gdyby Anie nic nie było!
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!
Aż nie wiem co napisać :( Każdy teraz takie smutne te rozdziały pisze :(((
OdpowiedzUsuńDylanek <3 Mamusia będzie silna, ja to wiem !
Już myślałam, że się popłacze. Eh. Mam nadzieje, że wszystko bd dobrze z Aną! Pisz szybko ;*
OdpowiedzUsuńPrawie się popłakałam. Ona musi przeżyć. Wszystko będzie dobrze. Musi być! Czekam na kolejny i przepraszam za taki komentarz: nie-komentarz. Tak bardzo mną ten odcinek wstrząsnął. Kurczę, weź już napisz kolejny!
OdpowiedzUsuńNo nareszcie już się doczekać nie mogłam :D
OdpowiedzUsuńZ Aną musi być wszystko dobrze, ale i tak czuję, że coś w ich życiu namieszasz. Zbyt słodko też być nie może :P
Wzruszająca końcówka... :< :*
Ej no, ona musi żyć. Nie może tak zostawić Victora i małego Dylanka. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że zaczęłaś pisać kontynuację tego bloga i dziękuję za komentarz u mnie. Zmotywowałaś mnie do napisania kolejnego posta. Niedługo powinien się pojawić. Oczywiście cię o nim poinformuję.
Pisz szybciutko następny rozdział. Buziaczki :*
OMG ;O Za dużo się seriali typu Szpital czy Dr. House naoglądałaś chyba o.o Nie możesz tutaj nikogo uśmiercić czy Ty to rozumiesz?? Spróbuj tylko...
OdpowiedzUsuńNikogo nie zabijaj!!