piątek, 20 września 2013

Rozdział XXVII.

Powoli zbliżamy się do końca. Nie wiem czy będzie kontynuacja czy nie. Chcielibyście? Wybaczcie mi opóźnienie, ale dokuczał mi brak weny. Zapraszam do czytania :)

***

Ana:

Minęły dwa tygodnie, a ja miałam już dosyć. Przez leżenie w tej pozycji miałam silne bóle głowy, które nie dawały mi żyć. Do tego na nic mi nie pozwalano. Wszyscy się zamartwiali i na zmianę przy mnie siedzieli. To miłe, ale przecież każdy z nich ma swoje życie. Właśnie przyszedł Victor i pocałował mnie czule. Nie wiem jak on wytrzymuje to moje zrzędzenie. Ja ledwo sama ze sobą wytrzymuje. Dani, który akurat ze mną siedział pożegnał się i wyszedł.
- Jak tam kochanie? – zapytał mój narzeczony ujmując moją dłoń w swoje. – Na treningu myślałem tylko o was.
- Mam już dość. Głowa mi pęka i plecy też mi dokuczają. – w tym momencie do sali wszedł Luca i uśmiechnął się do nas.
- Dobre wieści. Możesz już leżeć normalnie i to we własnych łóżku. – wyszczerzył się. Podszedł do łóżka i ustawił je do normalnej pozycji. Odetchnęłam z ulgą czując jak ból znika. Czekaliśmy na to czy coś się wydarzy, ale Dylan był spokojny.
- To znaczy, że mogę wracać do domu? – zapytałam z nieskrywaną radością i ulgą.
- Tak i to nawet dzisiaj. Przygotuje wypis. Ale ostrzegam, możesz tylko leżeć i bez stresów. – pogroził mi palcem i już go nie było.
- Vic, słyszałeś? Wracamy do domu! – ucałowałam narzeczonego i powoli podniosłam się do pozycji siedzącej. – Pomożesz mi się ubrać?

***

Dni mijały mi na leżeniu w łóżku z laptopem i pilotem od telewizora. Oglądałam mecze chłopaków, bo w końcu zaczęła się Primera División. No i lada chwila ich pierwszy mecz w Lidze Mistrzów. Często siedzę sama, ale w końcu Victor musi trenować. Czasami wpada Shakira, czasem Villa lub mój brat. Zaprzyjaźniłam się również z Vanessą. Carlito naprawdę dobrze trafił. Trochę się pozmieniało, jeśli chodzi o drużynę. Odszedł David. Tak, mój przyjaciel zostawił Barcę dla Atlético Madryt. Wszystkimi wstrząsnęła ta informacja. Ale skoro tam ma możliwości by grać i się rozwijać to życzę mu jak najlepiej. Mimo zmiany klubu często mnie odwiedza. Nie urwał z nami kontaktu, z czego się bardzo cieszę. Kolejną zmianą jest odejście Tito. Wznowienie choroby. Kolejne szokujące wydarzenie. Kiedy piłkarze się o tym dowiedzieli byli w głębokim szoku. Mieli wtedy jechać na mecz do Polski, ale go odwołali z szacunku i wsparcia dla trenera. Agnieszka od swojego zniknięcia nie daje znaku życia. Mimo naszej kłótni i jej słów, strasznie się o nią martwię. Tello bardzo się przejął, mimo, że stara się tego nie okazywać. Wracając do mojej ciąży, czuje się dobrze i wyczekuje rozwiązania. To już 26 tydzień. Jestem dobrej myśli i bardzo o siebie dbam. Vic traktuje mnie jak księżniczkę i nie pozwala mi na nic. Wielkim wsparciem obdarzają nas również rodzice mojego narzeczonego. Jego mama siedzi ze mną czasami, kiedy Victor wyjeżdża na mecze. Jose Manuel Valdes i Agueda Arribas to wspaniali ludzie i cudowni rodzice. Dobrze wychowali Vica oraz jego dwóch braci, których miałam okazję ostatnio poznać. Starszy, Ricardo jest ułożony i spokojny. Ma żonę Eve i dwójkę dzieci, dziesięcioletniego Javiego i pięcioletnią Angelę. Młodszy, Alvaro, to typ żartownisia i podrywacza. Często zmienia kobiety, chodzi na imprezy. Poznałam ich wszystkich na obiedzie, na który zaprosili mnie i Vica jego rodzice. Luca wyjątkowo zgodził się bym poszła, ale teraz wróciłam do leżenia. Westchnęłam przeglądając papiery z projektem dla klienta. Mimo mojego stanu nadal pracowałam. Nawet przyjmowałam klientów w domu. Wariactwo. Nasz dom się buduje, wszystko idzie ku lepszemu. Ślub postanowiliśmy przełożyć ze względu na mój stan i fakt, że chciałabym jakoś się prezentować. Odczuwałam cholerną potrzebę rozmowy z kimś. Od rana siedzę sama i nie wiem, co ze sobą zrobić. Niby mam pracę, ale ile można siedzieć nad projektami? Ktoś zadzwonił do drzwi, a potem wszedł. Usłyszałam kroki na schodach i do pokoju wszedł Jose. Uśmiechnął się do mnie i usiadł na brzegu łóżka. W ręku trzymał tajemniczą, papierową torebkę.
- Cześć szefowo. – pocałował mnie w policzek. – Jak się czujesz? Widzę, że pracujesz. To niedobrze. – to mówiąc zabrał mi papiery z przed nosa. Przymknął laptopa i odłożył go na bok.
- Ej, Jose! Co ty robisz? Mam się tu zanudzić na śmierć? – westchnęłam i opadłam na poduszki. – Mimo, że kocham mojego synka to mam już dość tego nic nie robienia. Doprowadza mnie to do szewskiej pasji. W ogóle, co tam masz? – zapytałam zainteresowana zawartością opakowania.
- Coś na poprawę humoru. Chińszczyzna. – zaśmiał się i wyjął kilka białych pudełek i dwie pary pałeczek.
- Uwielbiam cie! – krzyknęłam i go przytuliłam, po czym sięgnęłam po jedno z pudełek i zaczęłam jeść. Mój ulubiony kurczak! Nie ma to jak poprawa humoru poprzez jedzenie. Jak tak dalej pójdzie to będę tak gruba, że nie znajdę dla siebie sukienki nawet po porodzie.
- Zapamiętam. Gdzie Victor?
- Na treningu. Jutro pierwszy mecz w Lidze Mistrzów.
- No tak, faktycznie. Pójdziemy na stadion im pokibicować. – uśmiechnął się, ale widząc moją smutną minę pogłaskał mnie po ramieniu. – Wybacz, nie powinienem był o tym mówić.
- Dlaczego? To, że ja nie mogę tam być to nie znaczy, że wszyscy mają siedzieć w domu. – uniosłam lekko kąciki ust. – Bawcie się dobrze i zagrzewajcie ich do walki. Ja będę krzyczeć tak głośno, że pewnie usłyszy mnie cała nasza ulica. – zaśmialiśmy się i zajęliśmy się jedzeniem.

***

Nadszedł kolejny dzień, dzień meczu. Od rana miałam w domu prawie całą drużynę Blaugrany, która została powołana na to spotkanie. Po porannym treningu przyjechali mnie odwiedzić i przy okazji odstresować się. Siedziałam na kanapie i śmiałam się z nich. Gerard, Andreas i Leo siedzieli na ziemi przed telewizorem i grali w fifę. Alexis i Sergio sprzeczali się, kto wbije dzisiaj więcej goli. Adriano i Mascherano rozmawiali o czymś żywo z Victorem. Dani i Cesc dotrzymywali mi towarzystwa, a Tello siedział na jednym z foteli i tępo patrzył w ekran. Reszta, czyli Xavi, Pedro, Alex Song i Pinto kopali piłkę w ogrodzie. Oprócz Tello wszyscy tryskali optymizmem. Pewnie biedny martwi się o Polkę. Przeprosiłam chłopaków i podeszłam do przyjaciela. On, widząc, że wstałam podszedł do mnie i pomógł mi usiąść na fotelu, który wcześniej zajmował.
- Cris, nie rób ze mnie kaleki. Mogłam postać.
- Nie marudź. To dla dobra Dylana. – usiadł obok mnie, na oparciu. – Jak tam?
- Bywało lepiej, a tam? – oparłam głowę o jego ramię.
- Tak samo. Pewnie i tak dzisiaj nie zagram, ale to nawet dobrze. Przynajmniej nie zepsuje chłopakom meczu. – spuścił głowę.
- Crisitan, przestać się obwiniać. Sama chciała wyjechać. Nikt jej nie zmuszał. Znowu uciekła, może taka już jest. No już, uśmiechnij się. – szturchnęłam go, a ten lekko się uśmiechnął do mnie i pocałował mnie w czubek głowy.
- Dzięki siostra. – wstał i rzucił się na kanapę pomiędzy Alvesa i Fabregasa, a ci zaczęli okładać go poduszkami. Pokręciłam głową ze śmiechem. Jak dzieci.
- Co cie tak bawi skarbie? – usłyszałam tuż przy uchu głos narzeczonego.
- Twoi koledzy. – skradłam mu szybkiego buziaka. – Stresujesz się?
- Oczywiście, ale tym, że cie tu zostawiam. Choć meczem również. Chce się dobrze zaprezentować przed moim odejściem. – westchnęłam.
- Victor, przestań. Nie odejdziesz, zostajesz i kropka. Nawet nie zaczynaj tego tematu. – chciał coś powiedzieć, ale ponownie go pocałowałam i tym sposobem skutecznie go uciszyłam.
- Każda obrona bramki będzie dedykowana dla ciebie i Dylana. – pogładził mnie po policzku.
- Dobra zakochańce, my się musimy zbierać na mecz. – powiedział Pique i puścił do mnie oczko. – Trzymaj się Ana.
- Ciebie to się też tyczy Valdes! – zawołał Messi. – Trzymaj kciuki. – dodał uśmiechając się do mnie i wyszedł z resztą. Każdy z nich pożegnał się ze mną buziakiem w policzek, a Vic czule mnie pocałował. Zostałam sama.

***

Siedziałam przed telewizorem, gdzie pokazywali już nasz sławny stadion. W rękach trzymałam kubek z ciepłą herbatą. Mały kopał jak najęty. Może chce już pograć z wujkami, kto wie. Usłyszałam dzwonek do drzwi, który szczerze mnie zaskoczył. Podniosłam się, odkładając kubek i podeszłam do drzwi. Za nimi stał uśmiechnięty Villa.
- Cześć David. – powiedziałam ucieszona i go uściskałam. Pocałował mnie w oba policzki i również przytulił.
- Ana, ale ty ślicznie wyglądasz. Ciąża ci służy. – wyszczerzył się i usiedliśmy na sofie.
- Dziękuje. Napijesz się czegoś? – ten wyjął z toby, której nie zauważyłam, dwa piwa i jakieś przekąski. – Zawsze przygotowany. Dlaczego nie jesteś na Camp Nou?
- Bo chciałem dotrzymać ci towarzystwa. Wiedziałem, że wszyscy tam będą, a ty nie możesz. – oparłam głowę o jego ramię, a ten mnie przytulił.
- Jesteś kochany. – powiedziałam cicho, a komentator właśnie ogłosił początek meczu.

***

Rozgrywka skończyła się wygraną naszych Katalończyków. Wynik 4:0 bardzo mnie ucieszył. Z resztą nie tylko mnie. Czułam, że Vic nie wróci dzisiaj do domu, bo pójdą gdzieś świętować. Trzy gole, czyli sławnego hat-tricka zdobył Leo, a czwarty należał do Pique. Mój narzeczony świetnie bronił i nie przepuścił ani jednej piłki. Nawet podczas rzutu karnego przeciwników. Siedzieliśmy ucieszeni z Villą i opijaliśmy zwycięstwo. Ja oczywiście herbatą, a on Estrellą.

6 komentarzy:

  1. Pierwsza <3
    Uh uh uh, martwią się o Agnieszkę mimo wszystko :) To miłe.
    4:0 i najlepszy mecz <3 Tzn najlepsza obrona VV !
    Czekam aż w końcu urodzi Dylanka <3
    pisz dalej, pisz pisz ;* !

    OdpowiedzUsuń
  2. Obiecałam, że ci napiszę długi komentarz, więc to zrobię. Przeczytałam całe opowiadanie i jestem tak niesamowicie zakochana w fabule, że na samą myśl, iż mam czekać aż tydzień mam łzy w oczach. Ja nie rozumiem tylko jednego… niby zwykłe opowiadanie, których czytałam miliony, a tu takie emocje, jak to zrobiłaś? Ja chciałabym wiedzieć, bo samej ciężko mi na to odpowiedzieć. Podziałałaś na mnie wręcz zaskakująco. Każdy rozdział dawał do myślenia, spowity był emocjami, niesamowicie opisanymi wydarzeniami, każdy los bohatera sprawiał, że chciało się czytać więcej i więcej! Podziwiam cię i kłaniam nisko za tak wspaniałe opowiadanie, mogę je nawet określić (i to śmiało) najlepszym jakie w życiu mogłam czytać! Tak bardzo pokochałam tego słodkiego Victoria, Ane, malutkiego Dylana… Nie możesz nie napisać 2 części, po prostu nie możesz. Ona musi się pojawić, bo inaczej złamiesz moje małe i kruche serducho, które wiele wycierpiało, kiedy James się pojawiał… Widać, ile serca wkładasz w pisanie, ile miłości do zawodników Barcelony przekazujesz, to jest najlepsze. Oddaje ciebie, twój niesamowity styl pisania, dobór słów, wszystkie emocje. Nie umiem ot tak wyrazić tego, co czuję po przeczytaniu tych 27 rozdziałów (tym bardziej nie ujmę tego w tweecie na TT…). Jestem pod tak pozytywnym wrażeniem, że aż strach pomyśleć, co będzie, kiedy oficjalnie zakończysz losy Any i Victoria, nie chcę tego momentu, bo będę płakać, masz to jak w banku!
    Sama nie wiem, co mogę jeszcze dodać. Jesteś moją ulubioną pisarką blogową, definitywnie. Zmotywowałaś mnie nawet do popracowania nad swoim pisaniem, jesteś niesamowita, nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę. Każde twoje opowiadanie daje inne emocje, lecz są tak odczuwalne, że nie mogą być źle odebrane. Nigdy nie powiem złego słowa o twoim pisaniu, bo nie ma nawet po co. Wszystko jest idealne, rozdziały mają w sobie magię, która trzyma czytelnika za serce. Emocje bohaterów są tak niesamowite, że można poczuć się jakby samemu brało się udział w danej sytuacji. Podziwiam cię i pamiętaj, że masz oddanych czytelników, którzy będą z tobą zawsze! Tak więc ja czekam BARDZO niecierpliwie na następny rozdział ^^
    Kocham mocniutko, Tynia <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejciu, jejciu, świetny rozdział ^^ Wszyscy tak się martwią o Anę, to dobrze że już wszystko z nią okey.
    Jak dla mnie to nakazuję ci (hahhaahah nie umiem tego ująć w lepszy sposób) żebyś pisała dalej ;3 masz naprawdę niesamowity talent, ta historia mnie wciąga, wzrusza, śmieszy, wywołuje łzy w oczach, rozbawia, czyli wszystko jak powinno być :)
    Czekam na następny rozdział z niecierpliwością :)

    OdpowiedzUsuń
  4. najpierw zepsułaś mi humor, przypominając, że Davida już nie ma, ale później poprawiłaś końcówką :D #ElGuajeLoveForever <33
    To dobrze, że z Aną i Dylanem wszystko w porządku i są już w domu! :)
    Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba po rzucie karnym,a nie wolnym,ale spoczko. :D Taki smutny rozdział z początku,bo Villa.. :( Ech,ale potem już lepiej! dobrze,że Ana wróciła do domu. <3 Biedny Tello :x
    Pisz!

    OdpowiedzUsuń