czwartek, 12 września 2013

Rozdział XXVI.

Ana:

Niewiele pamiętam z drogi, jaką przebyliśmy do szpitala. Ból zamazywał wszystko. Ból i paniczny strach, że stracę moje maleństwo. Gdy tylko weszliśmy czekał już na nas Luca. Zostałam położona na sali. Podali mi leki i podłączyli kroplówkę. Victor cały czas trzymał mnie za rękę.
- Ana, teraz skup się na mnie. Dziecko chce się już urodzić, ale my nie możemy do tego dopuścić. Zostaje nam jedno wyjście. Pozycja Trendelenburga. – widząc moje nierozumiejące spojrzenie kontynuował. – Musimy położyć cie tak, żeby twoja głowa, klatka piersiowa i tułów znajdowały się poniżej poziomu nóg. Rozumiesz? – kiwnęłam głową zaciskając zęby przy kolejnym skurczu.
- Jak długo będzie musiała tak leżeć? – zapytał Vic.
- Minimum dwa, trzy tygodnie. Zobaczymy czy skurcze ustaną. Ale teraz musicie zdecydować, bo czas leci.
- Zgadzam się. Tylko ratuj mojego synka. – powiedziałam z trudem, ze łzami w oczach. Ustawili łóżko w odpowiedniej pozycji. Czułam jak krew napływa mi do głowy, ale zignorowałam to. Ważniejsze było życie mojego maleństwa. Po godzinie skurcze ustały, a ja odetchnęłam z ulgą.
- Jak się czujesz kochanie? – mój narzeczony bardzo się troszczył. Widać, że przejmował się tak samo jak ja.
- Bywało lepiej, ale ważne, że z naszym dzieckiem wszystko okej.
- Myślę, że powinniśmy wybrać mu imię. – mile mnie zaskoczył tą propozycją. Spojrzałam na blondyna z uśmiechem. – Twoja propozycja?
- Dylan. – wyszczerzył się.
- Nie uwierzysz, ale myślałem o tym samym imieniu. – pocałował mnie delikatnie, a potem to samo zrobił mojemu brzuchowi. – Nasz mały Dylanek.

***

Cesc:

Widząc jak Agnieszka potraktowała Anę miałem ochotę zrobić jej krzywdę. Jeśli Ana straci dziecko to będzie tylko i wyłącznie wina Polki. Chciałem pojechać do szpitala, ale Daniella zostawiła mi Lię i gdzieś poszła. Nie powinienem zabierać małej w takie miejsca, bo to niebezpieczne dla małych dzieci, ale muszę wiedzieć, co z nią. Ubrałem małą i spacerem poszedłem do szpitala. Będąc na miejscu czułem narastający niepokój. Przed szpitalem zobaczyłem parę aut kolegów z drużyny. Na korytarzu spotkałem Carlesa, z jakąś dziewczyną. Właśnie pytał pielęgniarki, gdzie jest Ana. Później udaliśmy się do wskazanego pomieszczenia. Widząc, w jakiej pozycji dziewczyna musi leżeć, zacząłem jej współczuć.

Carles:

Postanowiłem w końcu przedstawić Vanessę siostrze. To, że ukrywałem nasz związek już jest dość nie fair w stosunku do Any. Ona mówi mi o wszystkim, a ja ukrywam tak ważną rzecz. Zabrałem ukochaną do szpitala. Musiałem wiedzieć czy z moją hermanitą wszystko w porządku. Leżała na łóżku, które było obniżone tak, że leżała głową w dół.
- Siostrzyczko. – podszedłem do niej i ucałowałem ją w czoło. – Jak się czujesz? Co z maluchem? – Victor siedział i trzymał ją za rękę. Przejął się chłopak tym wszystkim. Cieszę się, że Ana trafiła wreszcie na porządnego mężczyznę.
- Bywało lepiej, ale nie narzekam, bo naszemu Dylanowi nic nie jest. – uśmiechnęła się i spojrzała na Valdesa, a ten odwzajemnił uśmiech.
- Dylan? Bardzo ładne imię. Będzie do niego pasować jak ulał. – dopiero teraz przypomniałem sobie o blondynce stojącej w drzwiach. – Ana, Victor, chciałem wam kogoś przedstawić. – wskazałem ręką moją ukochaną, a ta podeszła bliżej. – Oto Vanessa Lorenzo, moja narzeczona. – spojrzeli zdziwieni najpierw na mnie, a potem na Van. – Kochanie, to moja siostra Ana i jej narzeczony Victor.
- Narzeczona? – moja siostra była w głębokim szoku i patrzyła na mnie z niedowierzaniem. – I ja nic o niej nie wiem? No wiesz, co hermanito. – uśmiechnęła się do blondynki. – Miło mi cię poznać Vanesso.
- Mi również. – powiedział Victor i uścisnęli sobie ręce. Złość minęła u hermanity bardzo szybko. Zaczęła wypytywać gdzie się poznaliśmy, ile jesteśmy razem i jak się oświadczyłem. Moja narzeczona odpowiadała jej z uśmiechem siedząc koło łóżka. Postanowiliśmy z Victorem na korytarz i pozwolić dziewczyną lepiej się poznać. Na jednym z plastikowych krzeseł siedział Cesc. Na rekach miał śpiącą Lię.
- Długo tak tu siedzisz? – zapytał zaskoczony Valdes starając się nie mówić za głośno, żeby nie obudzić małej.
- Od kiedy Carlito przyszedł.
- Mogłeś wejść.
- Chciałem, ale Lia zasnęła.
- To ja ją wezmę, a ty idź. – powiedział bramkarz i wyciągnął ręce. Fabregas chwilę się wahał, ale wstał i podał małą blondynowi. Ten przytulił ją i usiadł na miejscu zajmowanym wcześniej przez czarnowłosego.
- Dzięki. – Valdes tylko kiwnął głową. Kiedy zniknął w sali Any, Victor zmarkotniał.
- Co się dzieje? – wiedziałem, że nie wyszedł tu bez przyczyny.
- Mimo, że zagrożenie minęło, ja nadal się o nich boje. O Anę i Dylana. Luca powiedział, że mimo tej pozycji i leków, dziecko może się urodzić przedwcześnie. Jeśli się tak stanie to nie przeżyje. Nie zniósłbym tego, a Ana straciłabym chęci do życia. Zostały trzy miesiące. Mały musi tyle wytrzymać..
- Wszystko będzie dobrze. Nawet, jeśli nie uda się Anie donosić ciąży to wasz synek pokazał jak silny jest. Moja siostra też do słabych nie należy. Poradzą sobie. Teraz najważniejsze jest, żeby Ana się nie stresowała i dużo odpoczywała.
- Gdybym dorwał teraz Agnieszkę. – zdenerwował się, choć nadal mówiliśmy ściszonymi głosami.
- Chłopaki jej szukali, ale podobno spakowała się i ślad po niej zaginął. Nawet Tomek i Luz nie wiedzą gdzie jest.
- Może Ramos się orientuje?
- Dzwoniłem i mówił, że nie kontaktowała się z nim przez ostatnie dni. – ciekawy byłem gdzie ta Polka się podziewa.

Cesc:

Uśmiech Any sprawił, że od razu przestałem się zamartwiać. Boże, jak ja uwielbiam ten uśmiech. Te roziskrzone spojrzenie granatowych tęczówek i miękkie, czarne włosy. Jej dotyk, głos i perfumy. Nie, nie potrafię. Nie potrafię zachowywać się jak przyjaciel. Dlaczego, więc cały czas próbuje? Bo nie wyobrażam sobie dnia, w którym jej nie zobaczę. Bo ona sprawia, że każda godzina, minuta, sekunda stają się lepsze. Dzięki niej jestem lepszym człowiekiem. Dojrzałem i wszystko sobie poukładałem. Szkoda tylko, że na to wszystko jest już za późno.

5 komentarzy:

  1. Tak myślę, czy nie zrobić kontynuacji mojego bloga z Agnieszką, ale boję się, że mnie zatłuką. Zatłuką za to, że będę im spamić :(((
    Wszyscy nienawidzą Any i nawet jej rodzina nie wie gdzie ona jest. Ciekawe.
    A to jak leży Ana na pewno wygląda komicznie. Chyba nie mam uczuć, że mówię, takie rzeczy, no ale wybacz xD
    Pisz dalej, pisz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chlip,chlip.. Te przemyślenia Cesc'a,biedactwo małe... Ale będzie dobrze,ja go mogę pocieszyć!
    Co do Agi,to też bym ją zabiła! Nie lubię już jej... Ach i Dylan jest silny,da radę!

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam wszyściutko!
    No to lecimy z komentowaniem :D
    Pomysł na opowiadanie mi się podoba! Cieszę się, że Ana jest jednak z Victorem i są szczęśliwi. Szkoda mi też Cesca, bo widać, że ją kocha, ale w końcu nie są razem przez jego własną głupotę! Podoba mi się to, że wszyscy traktują się tam jak w rodzinie, to jest wprost genialne!
    A co do muzyki? W jednym momencie wyłapałam chyba jedną z piosenek moich kochanych Chino y Nacho?
    A i co do piosenki z Villą? Inserrucción? ;>
    A co do Agnieszki? Od początku jej tak jakoś nie lubiłam i jak widać, miałam dobre przeczucie!
    Czekam na kolejny rozdział! :)
    Coppernicana ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj Czesiu, Czesiu... żebyś wiedział, że szkoda... i to wielka szkoda :C
    Mam nadzieję, że Dylan da radę jeszcze przez te trzy miesiące się nie urodzić

    OdpowiedzUsuń