sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział 8.

Notka dodana szybciej, z wielką dedykacją dla Tynii mojej kochanej! <3 Chciałaś to masz ;d Dziękuje za piosenki! ;* I niech nikt mi nie powie, że życzeń nie spełniam. Uwaga, bo rozdział +18 i to dość ostry..

***

Ana:

Następnego dnia, od rana, szykowałam niespodziankę dla mojego ukochanego bramkarza. We wszystkim pomagała mi Shakira, która była chyba równie podniecona tym wszystkim, co ja.
- Te nie, to musi być coś seksownego i wyzywającego. Ma go zwalić z nóg. – powtarzała i wybierała mi coraz to bardziej wycięte i skąpe zestawy bielizny. Ekspedientka patrzyła na nas ze śmiechem i pomagała Shak w jej misternym planie. W końcu, wyszłyśmy ze sklepu z kilkoma torbami i uśmiechami na twarzach. To był ostatni punkt mojego planu. W domu przywitał mnie śmiech mojego synka i brata.
- Wróciłam! Gdzie jesteście?
- W ogrodzie. – odkrzyknął Carles, a ja położyła torby na szafce w przedpokoju i szybko przeszłam we wskazane miejsce. Mój brat robił Dylanowi tak zwany samolocik. Podniósł go i obracał w kółko, a mały się uśmiechał i gaworzył. Widząc mnie, zaprzestał swojej zabawy i podszedł do mnie witając mnie buziakiem w policzek. – Hola hermanita.
- Hola Carlito. – wzięłam małego na ręce i pocałowałam go w czółko, a ten złapał swoimi małym piąstkami moje włosy i ślicznie się do mnie uśmiechnął. – Hola Dylan. Jak było z wujkiem? Byłeś grzeczny?
- To mały aniołek. Nie było z nim żadnych problemów. – Carles uśmiechnął się do mnie. – Będę uciekał do Vanessy. Życzę, żeby niespodzianka się udała. – powiedział i wyszczerzył się, za co dostał kuksańca w bok. – A to, za co?
- Ty już dobrze wiesz. – powiedziałam ze śmiechem i pożegnałam go.
- Ana, co ty tu jeszcze robisz? – po chwili do salonu wpadłam piosenkarka. – Ja biorę tego słodkiego maluszka, a ty jedź już, bo nie zdążysz.
- No już dobra, dobra. – westchnęłam, ucałowałam synka i przyjaciółkę, a potem wzięłam torbę z potrzebnymi rzeczami i podałam blondynce kopertę. – Pamiętaj, przekaż mu to jak przyjedzie.
- Przecież wiem! Jedź już, tylko, żebyście Dylanowi rodzeństwa nie zrobili. Jeszcze macie czas. – pogroziłam jej palcem ze śmiechem i wyszłam.

***

Gdy tylko znalazłam się w pokoju hotelowym zabrałam się do przygotowań. W całym pokoju rozsypałam płatki czerwonych róż, na półkach poukładałam świeczki, a do zimnej wody wsadziłam najlepszy rocznik wina. Następnie wzięłam długą, relaksującą kąpiel. Nasmarowałam się balsamem, ubrałam w jeden z kupionych zestawów i usiadłam na brzegu wanny. Oby wszystko się udało.

***

Victor:


Przez całą drogę powrotną myślałem tylko o Anie i Dylanie. Tęskniłem za nimi jak diabli, a to dopiero początek wyjazdów. Jaką niespodziankę przygotowała dla mnie moja cudowna narzeczona? Oby to było to, co myślę, bo teraz pragnę tylko jej. Ja i ona, sami i tylko dla siebie przez całą noc. Wiem, będę bardziej zmęczony niż po treningu i meczu, ale to właśnie uwielbiam. Na samą myśl o jej dotyku i gładkości jej skóry przeszły mnie przyjemne dreszcze. Z rozmyślań obudził mnie Andreas, który zakomunikował, że jesteśmy już na miejscu. Szybko pożegnałem się z chłopakami i resztą, po czym wsiadłem do mojego samochodu i ruszyłem do domu. Jakież było moje zdziwienie, gdy zamiast ukochanej szatynki, w drzwiach zobaczyłem Shakirę. Nawet nie zdążyłem się przywitać, a ta zabrała moją torbę i podała mi jakąś kopertę. Na jej twarz widniał szeroki, tajemniczy uśmiech.
- Otwórz i wszystko będziesz wiedział. Powodzenia. – powiedziała i delikatnie pchnęła mnie w stronę samochodu, po czym zamknęła drzwi. Usiadłem za kierownicą i otwarłem kopertę. W środku był krótki liścik i karta hotelowa.

„Hotel Picasso, pokój 66. Niespodzianka czeka”

Od razu rozpoznałem delikatne pismo Any. Co ona kombinuje? Już mi się podoba. No to w drogę.

***



Stałem przed pokojem numer 66 i zastanawiałem się czy wejść do środka. W końcu jednak, przy użyciu karty udało mi się dostać do środka. Widok pokoju sprawił, że stanąłem jak wryty. Wszędzie pełno płatków róż, zapalonych świeczek. W tle leciała jakaś nastrojowa muzyka, a drzwi z łazienki były uchylone.
- Ana, jesteś tu? – zapytałem niepewnie, a wtedy usłyszałem szelest i stukot szpilki. Po chwili pojawiła się moja ukochana. Widząc ją, szczęka mi opadła. Była tak zjawiskowa i seksowna, że nie umiałem oderwać od niej wzroku. Ta bielizna, którą miała na sobie, była dokładnie taka, o jakiej mówiłem. Koronkowa i seksowna. I jeszcze te szpilki. Poczułem jak wzbiera we mnie pożądanie. Ana podeszła do mnie z kokieteryjnym uśmiechem, kołysząc biodrami. Chciałem objąć ją w talii, pocałować, ale ona pokręciła głową i wyjęła coś zza pleców. Krawat. Co ona zamierza z nim zrobić? Po chwili się dowiedziałem. Stanęła za mną i zawiązała mi ów krawat na oczach. Co ona robi? A ja tak chciałem się na nią napatrzeć. Poczułem jej dłoń, którą przybliżyła moją twarz do swojej. Dotknęła ustami moich spragnionych warg.
- A teraz oddasz mi się do całkowitej dyspozycji. Nie ruszysz się i nie dotkniesz mnie, chyba, że ci na to pozwolę. – powiedziała muskając moje usta przy każdym słowie. – Nawet nie wiesz jak się stęskniłam. – zamruczała. I za to właśnie ją kocham. Jest taka nieprzewidywalna, że zawsze dzięki niej doznaje czegoś nowego, magicznego i bardzo erotycznego. Chce, żebym się poddał. Niech i tak będzie.

Ana:

Widząc jak bardzo na niego działa moja gra, postanowiłam to całkowicie wykorzystać. Przygryzłam jego wargi, a potem także płatek ucha. Moje dłonie delikatnymi ruchami odpinały zamek w jego bluzie, by po chwili się jej pozbyć. Następnie podniosłam jego koszulkę i ściągnęłam mu przez głowę. Paznokciami robiłam kółka na jego umięśnionymi torsie i brzuchu. Poczułam jak jego ciało się spina i woła o więcej. Uśmiechnęłam się i kontynuowałam te tortury. Złapałam go za dłoń i zaprowadziłam do łóżka, a potem lekko pchnęłam. Leżał teraz na plecach i wyciągnął przed siebie ręce. Pokręciłam głową i wyciągając drugi krawat, zawiązałam mu ręce na głową. Szybko pozbyłam się reszty jego garderoby zostawiając go tylko w bokserkach. Usiadłam na nim okrakiem i zaczęłam delikatnie całować każdy skrawek jego nagiej skóry. Kciukami kręciłam kółka na jego torsie, brzuchu, udach. Był cały mój. Każdy mój dotyk sprawiał, że jego ciało lekko drżało z podniecenia. Położyłam się na nim i zaczęłam ocierać się o niego. Jęknął i próbował wyplątać się z więzów. Moje ruchy stawały się coraz bardziej namiętne i powolne, a on poruszał się niespokojnie pojękując. Podniosłam się i pozbyłam się jego bokserek. Pogładziłam jego męskość palcem, a ten nabrzmiał jeszcze bardziej. Już tylko czekał, aż się nim zaopiekuje. Aż odnajdzie mnie. Nie dałam mu jednak tej satysfakcji i siadając na chłopaku ponownie uwolniłam jego dłonie. Położyłam je na moich pośladkach.
- I co teraz mi powiesz kochanie? – zapytałam, a ten ścisnął moje pośladki.
- Nie przestawaj. – wychrypiał, a ja przygryzłam wargę.
- Teraz ty też możesz dołączyć do zabawy. Chcesz? – dwa razy nie musiałam mu powtarzać. W ciągu chwili pozbył się opaski ze swoich oczu i spojrzał na mnie z lubością i pożądaniem. Uśmiechnął się seksownie i obejmując mnie w talii położył mnie na pościeli. Następnie sam usiadł na mnie i namiętnie pocałował.
- Teraz to ja się tobą zajmę. – zamruczał i zaczął wodzić opuszkami palców po moich żebrach, dekolcie i obojczykach. Ustami całował moją szyję. Jęknęłam i chciałam go dotknąć, ale wolną ręką podtrzymał mi dłonie nad głową. – Nie nie, ty się nie ruszasz. – westchnęłam, a blondyn nachylił się nade mną całując płatek mojego ucha. – Wyglądasz tak seksownie.. – delikatnymi ruchami pozbył się mojego stanika, następnie zaczął pieścić moje piersi doprowadzając mnie do nie wyobrażalnej rozkoszy. Jęczałam, a on się dopiero rozgrzewał. Puścił moje dłonie i zszedł z łóżka. Zdjął mi szpilki, a potem zębami zdejmował każdą z pończoch. Potem pozbył się moich majtek i nachylił się nade mną. Całował mój brzuch dłońmi gładząc moje uda i pośladki. Zaczęłam się wiercić, a ten tylko się uśmiechnął. Chuchnął na moją kobiecość, a ja zadrżałam rozpalona i gotowa. Ten jednak chciał, żebym poczuła to, co on. Włożył we mnie dwa palce, a ja jęknęłam w proteście. Zaczął kręcić nimi młynki kładąc drugą dłoń na moim brzuchu. Wiłam się pod jego dotykiem nie potrafiąc nad sobą zapanować. Kiedy byłam już blisko spełnienia, ten niespodziewanie wyciągnął palce i spojrzał na mnie z huncwockim uśmiechem. Widząc jak bardzo mnie to męczy, poddał się i kładąc się nade mną namiętnie mnie pocałował w tym samym czasie wchodząc we mnie. Nasze usta były nierozłączne, a ręce błąkały się po rozpalonych ciałach. Nasze ruchy były powolne i erotyczne, a pożądanie coraz większe. Szczytowaliśmy równocześnie wykrzykując jak bardzo się kochamy i opadliśmy na łóżko. Nim zdążyłam coś powiedzieć, Victor podniósł krawat leżący na ziemi i zawiązał mi oczy.
- Chyba nie myślałaś, że to już koniec? Ja dopiero się rozkręcam, maleńka. – to mówiąc zawiązał mi dłonie i namiętnie mnie pocałował.

***

Victor:

Dochodziła trzecia w nocy. Leżeliśmy, wycieńczeni, w wannie z kieliszkami wina w dłoniach. Ana oparła się plecami o mnie i przymknęła oczy próbując złapać oddech. Ja miałem podobnie. Tak szalonej i erotycznej nocy nie mieliśmy już dawno. To znaczy, każdy sex z moją narzeczoną jest cudowny i najlepszy, ale to.. Nawet nie da się tego opisać słowami. Zaskoczyła mnie i to bardzo pozytywnie. Pocałowałem ją w czubek głowy.
- Kocham cie. – powiedziałem, a ona odwróciła się i spojrzała na mnie z uśmiechem.
- Ja też cie kocham. – odpowiedziała i złożyła na moich ustach czuły pocałunek.
- Musze ci powiedzieć, że twoja niegrzeczna, koronkowa niespodzianka się bardzo udała. A ta bielizna.. – zagwizdałem, a ona się zaśmiała. – Ale bez niej wyglądasz najcudowniej na świecie. Nie zamieniłbym cię na żadną inną.
- No ja mam nadzieje. – powiedziała z udawanym oburzeniem. – Cieszę się, że ci się podobało. – po chwili podniosła się i odkładając kieliszek usiadła na mnie, obejmując mnie za szyję. – Jak ja wytrzymam bez ciebie na kolejnym wyjeździe? – oparła swoje czoło o moje.
- Poradzimy sobie, a następny wyjazd dopiero za 6 dni. – musnąłem jej usta gładząc ją po plecach.
- Chyba już za 6 dni.. Nie wyjeżdżaj. – była smutna, a ja nie potrafię patrzeć na nią w takim stanie.
- Kotku, wiesz, że muszę. Taką mam pracę. Ale nie martw się, do tego czasu, zaopiekuje się tobą. – to mówiąc pocałowałem ją przyciągając do siebie. - Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu, wiesz?
- Wiem. – odparła i wpiła się w moje usta. Gdyby tak te chwile mogły trwać wiecznie.



poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rozdział 7.

Witajcie. Notka trochę spóźniona, ale piszę kiedy mam wenę, a teraz trochę znalazłam. Podziękowania dla Foquity za pomoc przy napisaniu wizyty u Agi i rozmowy z Tello ;) Zapraszam to czytania i komentowania.

***

Ana:

No i zaczął się sezon wyjazdowy dla Victora i reszty drużyny. Dzisiaj mieli zagrać mecz z AC Milanem odbywający się w ramach Ligii Mistrzów. Od kiedy Vic wyjechał, siedzę z głową w papierach zastanawiając się, co zrobić, żeby uratować moją firmę. Do tego organizuje nasze wesele i zajmuje się Dylanem. Przeciągnęłam się i wstałam, żeby rozprostować kręgosłup. Analizowałam właśnie rachunki za ostatnie dwa miesiące. Firma upada i nie mam pojęcia, co mam z tym faktem zrobić. Spojrzałam na mojego synka śpiącego w łóżeczku obok mnie. Był taki słodki. Ciekawe jak chłopaki czują się przed zbliżającym się spotkaniem. Brakowało mi jeszcze paru dokumentów, więc weszłam na górę i zaczęłam przeszukiwać swoje biurko. W jednej z szuflad natrafiłam na zdjęcie. Przedstawiało mnie i Crisa na plaży. Siedzieliśmy na piasku, uśmiechnięci i cieszący się chwilą. Już nawet nie pamiętam, kiedy to było. Od kiedy Agnieszka się odnalazła, mój przyjaciel zniknął z życia. Z tego, co mówił Tomek, Tello cały czas spędza z rudowłosą. Rozumiem go. Kocha ją, obwinia się o wszystko. Mimo wszystko nie potrafię mu wybaczyć, że nie było go w przy mnie, kiedy go potrzebowałam. Nawet teraz nie zainteresuje się, co ze mną, czy małym. Może to egoistyczne z mojej strony, ale tak właśnie czuje. W sumie, to mogłabym jechać do Agnieszki i zobaczyć, co z nią. Dylan może już wychodzić z domu, więc to dobra pora. Obawiałam się reakcji Polki na mój widok, ale musiałam się tam wybrać. Przy okazji Tello zobaczy małego.

***

Dzięki pomocy Tomka, trafiłam do szpitala psychiatrycznego, w którym znajdowała się rudowłosa. Wysiadłam z auta, wzięłam nosidełko z moim maluchem i weszłam do budynku. Uprzejma pielęgniarka wskazała mi piętro gdzie znajdował się pokój Agi. Zapukałam i gdy usłyszałam zaproszenie, weszłam do środka. Dziewczyna siedziała na łóżku i delikatnie się kołysała. Miała zabandażowaną rękę, połamane paznokcie. Ogólnie wyglądała strasznie. Gdy na mnie spojrzała, przez moje ciało przeszły ciarki.
- Hola - powiedziała obojętnie i znowu wpatrywała się w ścianę.
- Hola. Jak się czujesz? Pomyślałam sobie, że przydadzą ci się odwiedziny. - postawiłam nosidełko na stoliku i wyjęłam z niego mojego synka. Przytuliłam go do siebie i zbliżyłam się do rudowłosej, ale na bezpieczną odległość.
- Jest coraz lepiej, chociaż czasami nadal nie potrafię spać. Cristian mi pomaga, chociaż dziwię mu się, że nadal tu jest. Spójrz na mnie, jak ja wyglądam? - podniosła głowę i chyba dopiero teraz zauważyła Dylana. - O, a kto to? To twój synek? - była spokojna, nie robiła żadnych gwałtownych ruchów. Wyglądała jakby nie miała na nic siły.
- A dlaczego miałoby go tu nie być? Kocha cie. Dużo przeżyłaś i musisz dojść do siebie. To zrozumiałe. - pocałowałam małego w główkę. - Tak, to mój synek. Ma na imię Dylan.
- On kocha Merche.. No, ale.. Nie ważne. Brako.. Nie nic. - pokręciła głową. Chyba sama nie wiedziała, co tak na prawdę chce powiedzieć – Śliczny. - mówiąc to miała uśmiech na twarzy. Tak szybko zmieniał jej się humor.
- Uwierz mi, wiem, co mówię. Gdyby cie nie kochał, to by go tu nie było. Jesteś dla niego najważniejsza, ważniejsza ode mnie i chłopaków. Jesteś całym jego światem. - usiadłam na krześle obok łóżka. - Dla ciebie skoczyłby w ogień. - siedziała zamyślona. Nie mówiła nic. Wyglądała jakby walczyła ze wspomnieniami. Może wcale nie tymi złymi, tylko przypominała sobie stare czasy z Tello? Kto by wiedział, co siedzi w jej głowie.
- Przepraszam - powiedziała nagle.
- Za co mnie przepraszasz? To raczej ja powinnam przeprosić.
- Tomek mi opowiadał, że przeze mnie leżałaś w szpitalu i mogłaś go stracić - spojrzała na mojego synka. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Owszem, po części to była jej wina, ale po części również moja.
- Ale nie straciłam i to jest najważniejsze.
- Ty nie masz, za co mnie przepraszać. To nie ty uwięziłaś mnie w tej piwnicy i nie gwałciłaś mnie, co wieczór - zauważyłam jak zaciska pięści. Przez chwilę nie wiedziałam, co ma zamiar zrobić, ale chwilę później po jej dłoniach zaczęła spływać krew. Teraz już wiedziałam skąd te połamane paznokcie.
- Ale to przeze mnie wszyscy byli na ciebie wściekli i nie zainteresowali się twoim zniknięciem. - serce mi się krajało, kiedy widziałam ją w takim stanie. Nie potrafię sobie wyobrazić, co teraz musi czuć.
Do sali wszedł Tello. Gdy zobaczył krew na dłoniach Agnieszki, od razu do niej podbiegł i zaczął je opatrywać. Widocznie pielęgniarka dobrze go w tym wyszkoliła. Nie zdziwiłabym się gdyby ją do tego zmusił, bo sam chciał się nią opiekować. Zauważył mnie dopiero, gdy wyrzucił zakrwawione waciki.
- Nic Ci nie jest? - zapytał.
- Nie, jesteśmy cali. - miałam mieszane uczucia do przyjaciela. Uśmiechnął się i podszedł do mnie, ucałował mój policzek, po czym spojrzał na malca. - Witaj na świecie Victorze Valdesie Junior - zaśmiał się i przytulił mnie z całej siły.
- Ma na imię Dylan. Ciebie też dobrze widzieć, Cristian. - odwzajemniłam gest. Mimo tego, że nie powinnam, byłam trochę zła na piłkarza.
- Może wyjdziemy na korytarz porozmawiać?
- Dobrze. - wstałam i podchodząc do dziewczyny ucałowałam ją w czubek głowy. - Trzymaj się Aga i pamiętaj, że wszyscy jesteśmy z tobą. - to mówiąc wyszłam, a za mną chłopak z rzeczami dziecka.
- Widzę, że jesteś zła. Chyba jestem Ci winien przeprosiny. Powinienem być przy Tobie jak rodziłaś, ale opieka nad nią zajmuje mi cały wolny czas. Czuję się okropnie przez to, co zrobiłem. Boję się, że i Ciebie straciłem - osunął się na krzesło. Po tych słowach i wspomnieniu o moim porodzie, wybuchłam. Potok słów wypłynął z moich ust i nie mogłam tego powstrzymać.
- Ja umarłam, Cris. Umarłam, ale przywrócono mnie do życia. Bałam sie jak cholera. O Dylana, o Victora, o to, że już nie wrócę. Byłeś tam potrzebny. Mi potrzebny. - w oczach miałam łzy na samo wspomnienie tamtych chwil. - Ale byłeś z nią, rozumiem to. Kochasz ją i zrobiłbyś dla niej wszystko. Czujesz się winny tego, co się wydarzyło. Nie straciłeś jej. Mnie też nie. - położyłam śpiące niemowlę w nosidełku. Starałam się całkiem się nie rozkleić.
- Ana, ja na prawdę Cię przepraszam. Wybaczysz mi to kiedyś? Merche już ode mnie odeszła. Zostawiła mnie. Stwierdziła, że nie wytrzyma tego dłużej.
- Dziwisz się jej? Ona widziała, że jej nie kochasz. Nie darzysz takim uczuciem jak Agę. Żadna kobieta nie byłaby w stanie tego znieść. - spojrzałam na niego. - Kiedyś na pewno. Wybacz, ale muszę już iść. - podniosłam się. Nie potrafiłam zostać tu dłużej. Chciało mi się płakać. Nie mogłam teraz i tutaj. Złapał mnie za rękę i odwrócił w swoją stronę.
- Kocham Cię przyjaciółko, pamiętaj o tym. - obdarował mnie pocałunkiem w policzek i wrócił na salę. Stałam chwilę w bezruchu obserwując drzwi, za którymi zniknął chłopak. Po paru minutach ocuciłam się i biorąc niemowlę, wyszłam ze szpitala. Zapięłam nosidełko na tylnym siedzeniu i usiadłam na miejscu kierowcy. Z oczu pociekły mi łzy, a ja ukryłam twarz w dłoniach. Boże, co ze mnie za człowiek? Tak go potraktowałam widząc jak bardzo cierpi. Co ze mnie za przyjaciółka? Zamiast go wspierać to jeszcze dołożyłam mu zmartwień. Kiedy w końcu się uspokoiłam, otarłam łzy i odpaliłam silnik. Jedyne, czego teraz potrzebowałam do łóżko, ciepła kołdra i kubek herbaty z cytryną. No i może zobaczenie Victora w telewizji.


***



Nie obejrzałam jednak meczu. Kiedy tylko znalazłam się w domu, położyłam małego w łóżeczku, a sama również się położyłam w sypialni. Kiedy tylko przyłożyłam głowę do poduszki, zasnęłam niespokojnym snem. Śnił mi się James z nożem w ręku uśmiechający się niczym szatan i powtarzający, że mnie zabije. Obudziłam się z zapłakana i wystraszona. Znowu to samo. Poszłam do łazienki i przemyłam twarz zimną wodą. Udało mi się na chwilę uspokoić. Ile jeszcze będę miała te koszmary? Czy będę się budzić z krzykiem za każdym razem, kiedy mój narzeczony będzie na wyjeździe? Sprawdziłam, co u synka, ale smacznie spał, więc zeszłam na dół i zrobiłam sobie herbaty. Usiadłam na kanapie, z kubkiem w dłoniach i włączyłam telewizor. Trafiłam na program sportowy, w którym pokazywali urywki z meczu, który mnie ominął. Zremisowali 1:1. Chłopaki pewnie nie są zbyt zadowoleni takim wynikiem. Wzięłam komórkę i chciałam zadzwonić do Victora, ale usłyszałam pukanie do drzwi. Kto to może być? Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. W progu stała Kate.
- Hej. Możemy porozmawiać? – zapytała, a ja tylko kiwnęłam głową i wpuściłam ją do środka. Sama wróciłam na wcześniej zajmowane miejsce i siadając po turecku, okryłam nogi kocem. Blondynka usiadła obok mnie. – Ana, chciałam bardzo cie przeprosić. To, co powiedziałam było okropne. Nie chciałam cie urazić, ani zranić. Po prostu.. Martwię się o ciebie. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, siostrą. Nie chce cie stracić. – opuściła głowę, a jej twarz zakryły włosy. Siedziałam chwilę trawiąc jej słowa. Naprawdę chciała dobrze i wiedziałam o tym. Nic nie powiedziałam tylko przytuliłam się do niej. Ta odwzajemniła gest.
- Ja też cie przepraszam Kate. Za moją reakcję i zachowanie. Powinnam ci też podziękować za cudowną imprezę powitalną. Jesteś kochana i cieszę się, że cie odzyskałam. – ta tylko się uśmiechnęła i jeszcze raz mnie uścisnęła. – Mam dla ciebie dobre wieści. – ta tylko spojrzała na mnie zainteresowana. - Ja i Victor pobieramy się. – uśmiechnęłam się, a dziewczyna rzuciła mi się w objęcia i zaczęła się śmiać. Dołączyłam do niej, zarażając się jej szczęściem. Podniosła się i zaczęła krążyć po pokoju.
- Tyle jest do zrobienia. Trzeba ci urządzić wieczór panieński, o jakim na pewno nie zapomnisz, do tego sukienka, kwiaty, druhny. Połączycie ślub z chrzcinami? Wtedy jeszcze ubranka dla małego, torty, lista gości. Nie bój się! Jako twoja przyjaciółka i mam nadzieje, pierwsza druhna, zajmę się wszystkim. – pokręciłam tylko głową ze śmiechem. – Zaprojektuje ci taką kieckę, że Valdesowi oczy wyjdą z orbit. – wyszczerzyła się. I jak tu jej nie kochać? Ciekawa jestem, co na to wszystko powie mój przyszły mąż. Usłyszałam dzwonek moje telefonu i szybko go odebrałam.
- Słucham?
- Witaj kochanie. Jak się czujesz? Dajecie sobie radę beze mnie? – słysząc głos mojego ukochanego od razu zrobiło mi się cieplej na sercu.
- Cześć misiu. Wszystko jest w miarę ok. – nie chciałam go martwić, ale on już pewnie wie po moim głosie, że coś nie gra. – Opowiem ci o wszystkim jak wrócisz. Lepiej powiedz jak tam emocje po meczu.
- Tylko remis, mogło być lepiej. Jak mogłem przepuścić tą piłkę? Jestem tak wściekły na siebie.
- Jesteś najlepszy, wiesz o tym. Nawet takim zdarza się wyciągać piłkę z bramki. Jestem z ciebie dumna i bardzo tęsknie.
- Co ja bym bez ciebie zrobił? Zawsze potrafisz podnieść mnie na duchu. – zaśmiał się. – Ja też bardzo tęsknię, ale już jutro się zobaczymy.
- Będzie czekać na ciebie niespodzianka.
- A jakaż to niespodzianka? Taka niegrzeczna i w koronce? – wymruczał, a ja się tyko zaśmiałam.
- To zależy, na jaką zasłużyłeś. – chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale usłyszałam płacz małego. – Dylan mnie woła, lecę. Do zobaczenia jutro. Kocham cie.
- Ja też cie kocham i ucałuj Dylana. – to mówiąc wysłał mi buziaka i rozłączył się. Idąc na górę i biorąc dziecko na ręce cały czas się uśmiechałam. Jak dobrze, że ich mam.

***




Te zdjęcia i Victor stojący na bramce umiliły i osłodziły mi wczorajszy dzień *...*
Moje kochane słodziaki <3
Oby częściej oglądały tatusia w akcji :D Może za niedługo i malutka Vera do nich dołączy *..*
I te 4:0, po prostu cudowny mecz! Oby takich więcej ;) 
Visca El Barca!