***
Ana:
- Te nie, to musi być coś seksownego i wyzywającego. Ma go zwalić z nóg. – powtarzała i wybierała mi coraz to bardziej wycięte i skąpe zestawy bielizny. Ekspedientka patrzyła na nas ze śmiechem i pomagała Shak w jej misternym planie. W końcu, wyszłyśmy ze sklepu z kilkoma torbami i uśmiechami na twarzach. To był ostatni punkt mojego planu. W domu przywitał mnie śmiech mojego synka i brata.
- Wróciłam! Gdzie jesteście?
- W ogrodzie. – odkrzyknął Carles, a ja położyła torby na szafce w przedpokoju i szybko przeszłam we wskazane miejsce. Mój brat robił Dylanowi tak zwany samolocik. Podniósł go i obracał w kółko, a mały się uśmiechał i gaworzył. Widząc mnie, zaprzestał swojej zabawy i podszedł do mnie witając mnie buziakiem w policzek. – Hola hermanita.
- Hola Carlito. – wzięłam małego na ręce i pocałowałam go w czółko, a ten złapał swoimi małym piąstkami moje włosy i ślicznie się do mnie uśmiechnął. – Hola Dylan. Jak było z wujkiem? Byłeś grzeczny?
- To mały aniołek. Nie było z nim żadnych problemów. – Carles uśmiechnął się do mnie. – Będę uciekał do Vanessy. Życzę, żeby niespodzianka się udała. – powiedział i wyszczerzył się, za co dostał kuksańca w bok. – A to, za co?
- Ty już dobrze wiesz. – powiedziałam ze śmiechem i pożegnałam go.
- Ana, co ty tu jeszcze robisz? – po chwili do salonu wpadłam piosenkarka. – Ja biorę tego słodkiego maluszka, a ty jedź już, bo nie zdążysz.
- No już dobra, dobra. – westchnęłam, ucałowałam synka i przyjaciółkę, a potem wzięłam torbę z potrzebnymi rzeczami i podałam blondynce kopertę. – Pamiętaj, przekaż mu to jak przyjedzie.
- Przecież wiem! Jedź już, tylko, żebyście Dylanowi rodzeństwa nie zrobili. Jeszcze macie czas. – pogroziłam jej palcem ze śmiechem i wyszłam.
***
Gdy tylko znalazłam się w pokoju hotelowym zabrałam się do przygotowań. W całym pokoju rozsypałam płatki czerwonych róż, na półkach poukładałam świeczki, a do zimnej wody wsadziłam najlepszy rocznik wina. Następnie wzięłam długą, relaksującą kąpiel. Nasmarowałam się balsamem, ubrałam w jeden z kupionych zestawów i usiadłam na brzegu wanny. Oby wszystko się udało.
***
Victor:
Przez całą drogę powrotną myślałem tylko o Anie i Dylanie. Tęskniłem za nimi jak diabli, a to dopiero początek wyjazdów. Jaką niespodziankę przygotowała dla mnie moja cudowna narzeczona? Oby to było to, co myślę, bo teraz pragnę tylko jej. Ja i ona, sami i tylko dla siebie przez całą noc. Wiem, będę bardziej zmęczony niż po treningu i meczu, ale to właśnie uwielbiam. Na samą myśl o jej dotyku i gładkości jej skóry przeszły mnie przyjemne dreszcze. Z rozmyślań obudził mnie Andreas, który zakomunikował, że jesteśmy już na miejscu. Szybko pożegnałem się z chłopakami i resztą, po czym wsiadłem do mojego samochodu i ruszyłem do domu. Jakież było moje zdziwienie, gdy zamiast ukochanej szatynki, w drzwiach zobaczyłem Shakirę. Nawet nie zdążyłem się przywitać, a ta zabrała moją torbę i podała mi jakąś kopertę. Na jej twarz widniał szeroki, tajemniczy uśmiech.
- Otwórz i wszystko będziesz wiedział. Powodzenia. – powiedziała i delikatnie pchnęła mnie w stronę samochodu, po czym zamknęła drzwi. Usiadłem za kierownicą i otwarłem kopertę. W środku był krótki liścik i karta hotelowa.
„Hotel Picasso, pokój 66. Niespodzianka czeka”
Od razu rozpoznałem delikatne pismo Any. Co ona kombinuje? Już mi się podoba. No to w drogę.
***
Stałem przed pokojem numer 66 i zastanawiałem się czy wejść do środka. W końcu jednak, przy użyciu karty udało mi się dostać do środka. Widok pokoju sprawił, że stanąłem jak wryty. Wszędzie pełno płatków róż, zapalonych świeczek. W tle leciała jakaś nastrojowa muzyka, a drzwi z łazienki były uchylone.
- Ana, jesteś tu? – zapytałem niepewnie, a wtedy usłyszałem szelest i stukot szpilki. Po chwili pojawiła się moja ukochana. Widząc ją, szczęka mi opadła. Była tak zjawiskowa i seksowna, że nie umiałem oderwać od niej wzroku. Ta bielizna, którą miała na sobie, była dokładnie taka, o jakiej mówiłem. Koronkowa i seksowna. I jeszcze te szpilki. Poczułem jak wzbiera we mnie pożądanie. Ana podeszła do mnie z kokieteryjnym uśmiechem, kołysząc biodrami. Chciałem objąć ją w talii, pocałować, ale ona pokręciła głową i wyjęła coś zza pleców. Krawat. Co ona zamierza z nim zrobić? Po chwili się dowiedziałem. Stanęła za mną i zawiązała mi ów krawat na oczach. Co ona robi? A ja tak chciałem się na nią napatrzeć. Poczułem jej dłoń, którą przybliżyła moją twarz do swojej. Dotknęła ustami moich spragnionych warg.
- A teraz oddasz mi się do całkowitej dyspozycji. Nie ruszysz się i nie dotkniesz mnie, chyba, że ci na to pozwolę. – powiedziała muskając moje usta przy każdym słowie. – Nawet nie wiesz jak się stęskniłam. – zamruczała. I za to właśnie ją kocham. Jest taka nieprzewidywalna, że zawsze dzięki niej doznaje czegoś nowego, magicznego i bardzo erotycznego. Chce, żebym się poddał. Niech i tak będzie.
Ana:
- I co teraz mi powiesz kochanie? – zapytałam, a ten ścisnął moje pośladki.
- Nie przestawaj. – wychrypiał, a ja przygryzłam wargę.
- Teraz ty też możesz dołączyć do zabawy. Chcesz? – dwa razy nie musiałam mu powtarzać. W ciągu chwili pozbył się opaski ze swoich oczu i spojrzał na mnie z lubością i pożądaniem. Uśmiechnął się seksownie i obejmując mnie w talii położył mnie na pościeli. Następnie sam usiadł na mnie i namiętnie pocałował.
- Teraz to ja się tobą zajmę. – zamruczał i zaczął wodzić opuszkami palców po moich żebrach, dekolcie i obojczykach. Ustami całował moją szyję. Jęknęłam i chciałam go dotknąć, ale wolną ręką podtrzymał mi dłonie nad głową. – Nie nie, ty się nie ruszasz. – westchnęłam, a blondyn nachylił się nade mną całując płatek mojego ucha. – Wyglądasz tak seksownie.. – delikatnymi ruchami pozbył się mojego stanika, następnie zaczął pieścić moje piersi doprowadzając mnie do nie wyobrażalnej rozkoszy. Jęczałam, a on się dopiero rozgrzewał. Puścił moje dłonie i zszedł z łóżka. Zdjął mi szpilki, a potem zębami zdejmował każdą z pończoch. Potem pozbył się moich majtek i nachylił się nade mną. Całował mój brzuch dłońmi gładząc moje uda i pośladki. Zaczęłam się wiercić, a ten tylko się uśmiechnął. Chuchnął na moją kobiecość, a ja zadrżałam rozpalona i gotowa. Ten jednak chciał, żebym poczuła to, co on. Włożył we mnie dwa palce, a ja jęknęłam w proteście. Zaczął kręcić nimi młynki kładąc drugą dłoń na moim brzuchu. Wiłam się pod jego dotykiem nie potrafiąc nad sobą zapanować. Kiedy byłam już blisko spełnienia, ten niespodziewanie wyciągnął palce i spojrzał na mnie z huncwockim uśmiechem. Widząc jak bardzo mnie to męczy, poddał się i kładąc się nade mną namiętnie mnie pocałował w tym samym czasie wchodząc we mnie. Nasze usta były nierozłączne, a ręce błąkały się po rozpalonych ciałach. Nasze ruchy były powolne i erotyczne, a pożądanie coraz większe. Szczytowaliśmy równocześnie wykrzykując jak bardzo się kochamy i opadliśmy na łóżko. Nim zdążyłam coś powiedzieć, Victor podniósł krawat leżący na ziemi i zawiązał mi oczy.
- Chyba nie myślałaś, że to już koniec? Ja dopiero się rozkręcam, maleńka. – to mówiąc zawiązał mi dłonie i namiętnie mnie pocałował.
***
Victor:
- Kocham cie. – powiedziałem, a ona odwróciła się i spojrzała na mnie z uśmiechem.
- Ja też cie kocham. – odpowiedziała i złożyła na moich ustach czuły pocałunek.
- Musze ci powiedzieć, że twoja niegrzeczna, koronkowa niespodzianka się bardzo udała. A ta bielizna.. – zagwizdałem, a ona się zaśmiała. – Ale bez niej wyglądasz najcudowniej na świecie. Nie zamieniłbym cię na żadną inną.
- No ja mam nadzieje. – powiedziała z udawanym oburzeniem. – Cieszę się, że ci się podobało. – po chwili podniosła się i odkładając kieliszek usiadła na mnie, obejmując mnie za szyję. – Jak ja wytrzymam bez ciebie na kolejnym wyjeździe? – oparła swoje czoło o moje.
- Poradzimy sobie, a następny wyjazd dopiero za 6 dni. – musnąłem jej usta gładząc ją po plecach.
- Chyba już za 6 dni.. Nie wyjeżdżaj. – była smutna, a ja nie potrafię patrzeć na nią w takim stanie.
- Kotku, wiesz, że muszę. Taką mam pracę. Ale nie martw się, do tego czasu, zaopiekuje się tobą. – to mówiąc pocałowałem ją przyciągając do siebie. - Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu, wiesz?
- Wiem. – odparła i wpiła się w moje usta. Gdyby tak te chwile mogły trwać wiecznie.