poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rozdział 7.

Witajcie. Notka trochę spóźniona, ale piszę kiedy mam wenę, a teraz trochę znalazłam. Podziękowania dla Foquity za pomoc przy napisaniu wizyty u Agi i rozmowy z Tello ;) Zapraszam to czytania i komentowania.

***

Ana:

No i zaczął się sezon wyjazdowy dla Victora i reszty drużyny. Dzisiaj mieli zagrać mecz z AC Milanem odbywający się w ramach Ligii Mistrzów. Od kiedy Vic wyjechał, siedzę z głową w papierach zastanawiając się, co zrobić, żeby uratować moją firmę. Do tego organizuje nasze wesele i zajmuje się Dylanem. Przeciągnęłam się i wstałam, żeby rozprostować kręgosłup. Analizowałam właśnie rachunki za ostatnie dwa miesiące. Firma upada i nie mam pojęcia, co mam z tym faktem zrobić. Spojrzałam na mojego synka śpiącego w łóżeczku obok mnie. Był taki słodki. Ciekawe jak chłopaki czują się przed zbliżającym się spotkaniem. Brakowało mi jeszcze paru dokumentów, więc weszłam na górę i zaczęłam przeszukiwać swoje biurko. W jednej z szuflad natrafiłam na zdjęcie. Przedstawiało mnie i Crisa na plaży. Siedzieliśmy na piasku, uśmiechnięci i cieszący się chwilą. Już nawet nie pamiętam, kiedy to było. Od kiedy Agnieszka się odnalazła, mój przyjaciel zniknął z życia. Z tego, co mówił Tomek, Tello cały czas spędza z rudowłosą. Rozumiem go. Kocha ją, obwinia się o wszystko. Mimo wszystko nie potrafię mu wybaczyć, że nie było go w przy mnie, kiedy go potrzebowałam. Nawet teraz nie zainteresuje się, co ze mną, czy małym. Może to egoistyczne z mojej strony, ale tak właśnie czuje. W sumie, to mogłabym jechać do Agnieszki i zobaczyć, co z nią. Dylan może już wychodzić z domu, więc to dobra pora. Obawiałam się reakcji Polki na mój widok, ale musiałam się tam wybrać. Przy okazji Tello zobaczy małego.

***

Dzięki pomocy Tomka, trafiłam do szpitala psychiatrycznego, w którym znajdowała się rudowłosa. Wysiadłam z auta, wzięłam nosidełko z moim maluchem i weszłam do budynku. Uprzejma pielęgniarka wskazała mi piętro gdzie znajdował się pokój Agi. Zapukałam i gdy usłyszałam zaproszenie, weszłam do środka. Dziewczyna siedziała na łóżku i delikatnie się kołysała. Miała zabandażowaną rękę, połamane paznokcie. Ogólnie wyglądała strasznie. Gdy na mnie spojrzała, przez moje ciało przeszły ciarki.
- Hola - powiedziała obojętnie i znowu wpatrywała się w ścianę.
- Hola. Jak się czujesz? Pomyślałam sobie, że przydadzą ci się odwiedziny. - postawiłam nosidełko na stoliku i wyjęłam z niego mojego synka. Przytuliłam go do siebie i zbliżyłam się do rudowłosej, ale na bezpieczną odległość.
- Jest coraz lepiej, chociaż czasami nadal nie potrafię spać. Cristian mi pomaga, chociaż dziwię mu się, że nadal tu jest. Spójrz na mnie, jak ja wyglądam? - podniosła głowę i chyba dopiero teraz zauważyła Dylana. - O, a kto to? To twój synek? - była spokojna, nie robiła żadnych gwałtownych ruchów. Wyglądała jakby nie miała na nic siły.
- A dlaczego miałoby go tu nie być? Kocha cie. Dużo przeżyłaś i musisz dojść do siebie. To zrozumiałe. - pocałowałam małego w główkę. - Tak, to mój synek. Ma na imię Dylan.
- On kocha Merche.. No, ale.. Nie ważne. Brako.. Nie nic. - pokręciła głową. Chyba sama nie wiedziała, co tak na prawdę chce powiedzieć – Śliczny. - mówiąc to miała uśmiech na twarzy. Tak szybko zmieniał jej się humor.
- Uwierz mi, wiem, co mówię. Gdyby cie nie kochał, to by go tu nie było. Jesteś dla niego najważniejsza, ważniejsza ode mnie i chłopaków. Jesteś całym jego światem. - usiadłam na krześle obok łóżka. - Dla ciebie skoczyłby w ogień. - siedziała zamyślona. Nie mówiła nic. Wyglądała jakby walczyła ze wspomnieniami. Może wcale nie tymi złymi, tylko przypominała sobie stare czasy z Tello? Kto by wiedział, co siedzi w jej głowie.
- Przepraszam - powiedziała nagle.
- Za co mnie przepraszasz? To raczej ja powinnam przeprosić.
- Tomek mi opowiadał, że przeze mnie leżałaś w szpitalu i mogłaś go stracić - spojrzała na mojego synka. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Owszem, po części to była jej wina, ale po części również moja.
- Ale nie straciłam i to jest najważniejsze.
- Ty nie masz, za co mnie przepraszać. To nie ty uwięziłaś mnie w tej piwnicy i nie gwałciłaś mnie, co wieczór - zauważyłam jak zaciska pięści. Przez chwilę nie wiedziałam, co ma zamiar zrobić, ale chwilę później po jej dłoniach zaczęła spływać krew. Teraz już wiedziałam skąd te połamane paznokcie.
- Ale to przeze mnie wszyscy byli na ciebie wściekli i nie zainteresowali się twoim zniknięciem. - serce mi się krajało, kiedy widziałam ją w takim stanie. Nie potrafię sobie wyobrazić, co teraz musi czuć.
Do sali wszedł Tello. Gdy zobaczył krew na dłoniach Agnieszki, od razu do niej podbiegł i zaczął je opatrywać. Widocznie pielęgniarka dobrze go w tym wyszkoliła. Nie zdziwiłabym się gdyby ją do tego zmusił, bo sam chciał się nią opiekować. Zauważył mnie dopiero, gdy wyrzucił zakrwawione waciki.
- Nic Ci nie jest? - zapytał.
- Nie, jesteśmy cali. - miałam mieszane uczucia do przyjaciela. Uśmiechnął się i podszedł do mnie, ucałował mój policzek, po czym spojrzał na malca. - Witaj na świecie Victorze Valdesie Junior - zaśmiał się i przytulił mnie z całej siły.
- Ma na imię Dylan. Ciebie też dobrze widzieć, Cristian. - odwzajemniłam gest. Mimo tego, że nie powinnam, byłam trochę zła na piłkarza.
- Może wyjdziemy na korytarz porozmawiać?
- Dobrze. - wstałam i podchodząc do dziewczyny ucałowałam ją w czubek głowy. - Trzymaj się Aga i pamiętaj, że wszyscy jesteśmy z tobą. - to mówiąc wyszłam, a za mną chłopak z rzeczami dziecka.
- Widzę, że jesteś zła. Chyba jestem Ci winien przeprosiny. Powinienem być przy Tobie jak rodziłaś, ale opieka nad nią zajmuje mi cały wolny czas. Czuję się okropnie przez to, co zrobiłem. Boję się, że i Ciebie straciłem - osunął się na krzesło. Po tych słowach i wspomnieniu o moim porodzie, wybuchłam. Potok słów wypłynął z moich ust i nie mogłam tego powstrzymać.
- Ja umarłam, Cris. Umarłam, ale przywrócono mnie do życia. Bałam sie jak cholera. O Dylana, o Victora, o to, że już nie wrócę. Byłeś tam potrzebny. Mi potrzebny. - w oczach miałam łzy na samo wspomnienie tamtych chwil. - Ale byłeś z nią, rozumiem to. Kochasz ją i zrobiłbyś dla niej wszystko. Czujesz się winny tego, co się wydarzyło. Nie straciłeś jej. Mnie też nie. - położyłam śpiące niemowlę w nosidełku. Starałam się całkiem się nie rozkleić.
- Ana, ja na prawdę Cię przepraszam. Wybaczysz mi to kiedyś? Merche już ode mnie odeszła. Zostawiła mnie. Stwierdziła, że nie wytrzyma tego dłużej.
- Dziwisz się jej? Ona widziała, że jej nie kochasz. Nie darzysz takim uczuciem jak Agę. Żadna kobieta nie byłaby w stanie tego znieść. - spojrzałam na niego. - Kiedyś na pewno. Wybacz, ale muszę już iść. - podniosłam się. Nie potrafiłam zostać tu dłużej. Chciało mi się płakać. Nie mogłam teraz i tutaj. Złapał mnie za rękę i odwrócił w swoją stronę.
- Kocham Cię przyjaciółko, pamiętaj o tym. - obdarował mnie pocałunkiem w policzek i wrócił na salę. Stałam chwilę w bezruchu obserwując drzwi, za którymi zniknął chłopak. Po paru minutach ocuciłam się i biorąc niemowlę, wyszłam ze szpitala. Zapięłam nosidełko na tylnym siedzeniu i usiadłam na miejscu kierowcy. Z oczu pociekły mi łzy, a ja ukryłam twarz w dłoniach. Boże, co ze mnie za człowiek? Tak go potraktowałam widząc jak bardzo cierpi. Co ze mnie za przyjaciółka? Zamiast go wspierać to jeszcze dołożyłam mu zmartwień. Kiedy w końcu się uspokoiłam, otarłam łzy i odpaliłam silnik. Jedyne, czego teraz potrzebowałam do łóżko, ciepła kołdra i kubek herbaty z cytryną. No i może zobaczenie Victora w telewizji.


***



Nie obejrzałam jednak meczu. Kiedy tylko znalazłam się w domu, położyłam małego w łóżeczku, a sama również się położyłam w sypialni. Kiedy tylko przyłożyłam głowę do poduszki, zasnęłam niespokojnym snem. Śnił mi się James z nożem w ręku uśmiechający się niczym szatan i powtarzający, że mnie zabije. Obudziłam się z zapłakana i wystraszona. Znowu to samo. Poszłam do łazienki i przemyłam twarz zimną wodą. Udało mi się na chwilę uspokoić. Ile jeszcze będę miała te koszmary? Czy będę się budzić z krzykiem za każdym razem, kiedy mój narzeczony będzie na wyjeździe? Sprawdziłam, co u synka, ale smacznie spał, więc zeszłam na dół i zrobiłam sobie herbaty. Usiadłam na kanapie, z kubkiem w dłoniach i włączyłam telewizor. Trafiłam na program sportowy, w którym pokazywali urywki z meczu, który mnie ominął. Zremisowali 1:1. Chłopaki pewnie nie są zbyt zadowoleni takim wynikiem. Wzięłam komórkę i chciałam zadzwonić do Victora, ale usłyszałam pukanie do drzwi. Kto to może być? Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. W progu stała Kate.
- Hej. Możemy porozmawiać? – zapytała, a ja tylko kiwnęłam głową i wpuściłam ją do środka. Sama wróciłam na wcześniej zajmowane miejsce i siadając po turecku, okryłam nogi kocem. Blondynka usiadła obok mnie. – Ana, chciałam bardzo cie przeprosić. To, co powiedziałam było okropne. Nie chciałam cie urazić, ani zranić. Po prostu.. Martwię się o ciebie. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, siostrą. Nie chce cie stracić. – opuściła głowę, a jej twarz zakryły włosy. Siedziałam chwilę trawiąc jej słowa. Naprawdę chciała dobrze i wiedziałam o tym. Nic nie powiedziałam tylko przytuliłam się do niej. Ta odwzajemniła gest.
- Ja też cie przepraszam Kate. Za moją reakcję i zachowanie. Powinnam ci też podziękować za cudowną imprezę powitalną. Jesteś kochana i cieszę się, że cie odzyskałam. – ta tylko się uśmiechnęła i jeszcze raz mnie uścisnęła. – Mam dla ciebie dobre wieści. – ta tylko spojrzała na mnie zainteresowana. - Ja i Victor pobieramy się. – uśmiechnęłam się, a dziewczyna rzuciła mi się w objęcia i zaczęła się śmiać. Dołączyłam do niej, zarażając się jej szczęściem. Podniosła się i zaczęła krążyć po pokoju.
- Tyle jest do zrobienia. Trzeba ci urządzić wieczór panieński, o jakim na pewno nie zapomnisz, do tego sukienka, kwiaty, druhny. Połączycie ślub z chrzcinami? Wtedy jeszcze ubranka dla małego, torty, lista gości. Nie bój się! Jako twoja przyjaciółka i mam nadzieje, pierwsza druhna, zajmę się wszystkim. – pokręciłam tylko głową ze śmiechem. – Zaprojektuje ci taką kieckę, że Valdesowi oczy wyjdą z orbit. – wyszczerzyła się. I jak tu jej nie kochać? Ciekawa jestem, co na to wszystko powie mój przyszły mąż. Usłyszałam dzwonek moje telefonu i szybko go odebrałam.
- Słucham?
- Witaj kochanie. Jak się czujesz? Dajecie sobie radę beze mnie? – słysząc głos mojego ukochanego od razu zrobiło mi się cieplej na sercu.
- Cześć misiu. Wszystko jest w miarę ok. – nie chciałam go martwić, ale on już pewnie wie po moim głosie, że coś nie gra. – Opowiem ci o wszystkim jak wrócisz. Lepiej powiedz jak tam emocje po meczu.
- Tylko remis, mogło być lepiej. Jak mogłem przepuścić tą piłkę? Jestem tak wściekły na siebie.
- Jesteś najlepszy, wiesz o tym. Nawet takim zdarza się wyciągać piłkę z bramki. Jestem z ciebie dumna i bardzo tęsknie.
- Co ja bym bez ciebie zrobił? Zawsze potrafisz podnieść mnie na duchu. – zaśmiał się. – Ja też bardzo tęsknię, ale już jutro się zobaczymy.
- Będzie czekać na ciebie niespodzianka.
- A jakaż to niespodzianka? Taka niegrzeczna i w koronce? – wymruczał, a ja się tyko zaśmiałam.
- To zależy, na jaką zasłużyłeś. – chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale usłyszałam płacz małego. – Dylan mnie woła, lecę. Do zobaczenia jutro. Kocham cie.
- Ja też cie kocham i ucałuj Dylana. – to mówiąc wysłał mi buziaka i rozłączył się. Idąc na górę i biorąc dziecko na ręce cały czas się uśmiechałam. Jak dobrze, że ich mam.

***




Te zdjęcia i Victor stojący na bramce umiliły i osłodziły mi wczorajszy dzień *...*
Moje kochane słodziaki <3
Oby częściej oglądały tatusia w akcji :D Może za niedługo i malutka Vera do nich dołączy *..*
I te 4:0, po prostu cudowny mecz! Oby takich więcej ;) 
Visca El Barca!

7 komentarzy:

  1. "A jakaż to niespodzianka? Taka niegrzeczna i w koronce?" - pozdrawiam z podłogi, serio, padłam i nie wstaję, omg, hahaha :D
    Poprawiłaś mi humor i zmotywowałaś do tego, abym sama poszła dokończyć 3 rozdział, zbawicielu ty mój!
    Rozdział taki słodki i aww, te zdjęcia są obłędne *-*
    Kocham, kocham, kocham to opowiadanie, jest moim ulubionym i ... nie wiem, co ci jeszcze powiedzieć... Wiedz, że jesteś genialną pisarką i oby tak dalej!
    Ach no i Tynia chce scenę i niegrzecznej niespodziance, da się coś z tym zrobić? ;>
    Czekam na następny! *-*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie moge się już doczekać ślubu Victora i Any *-* A zdj mm sama słodycz. Pisz szybko kolejny :) :*

    OdpowiedzUsuń
  3. piękny rozdział, naprawdę ale uważam, że z jednej strony Chris popełnił błąd, a z drugiej rozumiem że chciał być ze swoją ukochaną, ale przecież jego przyjaciółka prawie umarła ( a właściwie umarła, a potem "zwartwychwstała"), więc to że go przy niej nie było jest dla mnie niedopuszczalne :( Ogólnie kocham twoje opowiadania :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie chyba najbardziej cieszy fakt, że Ana z Victorem się pogodzili i już normalnie ze sobą rozmawiają :)
    Współczuję Adze miejsca jej pobytu, ale i zazdroszczę takiego Cristiana, który się nią ciągle opiekuje!
    Czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  5. hej, bardzo fajny blog :D Zajrzysz i polecisz naszą szabloniarnię http://zaczarowana-grafika.blogspot.com/ :Dz góry dziękuję

    OdpowiedzUsuń
  6. już się rehabilituje :D czytałam notkę przed meczem, i zapomniałam skomentować:)) cieszę się, że Ana z Viciem się pogodzili i są nice family :)) co do Agi... z jednej strony zazdroszcze takiego Tello, ale nie chciałabym być, tam gdzie jest :/ buuuuźka :* :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Huhuhu fragment z Agą :D Aga wraca do żywych :D ! (chyba xD)
    Ja chceee już ślub !
    Weny :*

    OdpowiedzUsuń