sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział 6.

Bez zbędnych komentarzy zapraszam na rozdział. Mam nadzieje, że choć trochę wam się spodoba.

***

Ana:

Rodzice Victora bardzo się wystraszyli, gdy zobaczyli swojego syna. Myśleli, że ktoś go napadł. Wymyśliłam bajeczkę o tym, że pomógł kobiecie, którą ktoś chciał okraść. Wiedziałam jednak, że nie do końca w to uwierzyli. Gratulowali nam, pytali o termin ślubu. Kiedy wyszli, przestaliśmy udawać zgodną parę bez problemów. Zabrałam małego na górę i ułożyłam go do snu. Dochodziła siedemnasta. Gdy malec zasnął, zeszłam na dół i usiadłam na jednym z ogrodowych krzeseł. Elektroniczną nianię postawiłam na stoliku i przymknęłam oczy. Wiedziałam, że muszę z nim porozmawiać. Pojawił się po chwili i usiadł obok mnie. Czułam zapach jego perfum i ciepło jego ciała. Chciałam znowu poczuć się bezpiecznie zatopiona w jego silnych, umięśnionych ramionach. Nic nie mówił. Nawet się nie ruszał. Czekał na to, co zrobię, jak się zachowam. Nie naciskał. Nie nalegał. Otworzyłam oczy i zerknęłam na niego. Siedział z twarzą ukrytą w dłoniach. Widząc go w takim stanie serce mi się krajało. Wyciągnęłam rękę i położyłam na jego plecach. Podniósł głowę i spojrzał na mnie zamglonym spojrzeniem.
- Ana, ja naprawdę nie chciałem.. Nie wiedziałem, że to ty.. Nie panowałem nad sobą, byłem wściekły, bo Fabregas znowu chce mi cie odebrać. Nie mogę cie stracić. Za bardzo cie kocham.. – w oczach miał łzy i ból. Nie potrafiłam być na niego zła. Dla niego największą karą była sama świadomość tego, co zrobił.
- Victor, ja nigdzie się nie wybieram. Kocham cie i to twoją żoną chcę zostać. Przepraszam, że odwzajemniłam ten pocałunek. Wiem, że celowo i na trzeźwo nigdy byś tego nie zrobił. – wstałam i usiadłam mu na kolanach okrakiem wpatrując się w jego cudowne oczy. – Jestem tylko twoja. Nie zapominaj o tym. – to mówiąc musnęłam jego usta. Delikatnie mnie pocałował. Jedną ręką objął mnie w talii, a drugą położył na moich plecach. Wszystko robił tak czule i z taką delikatnością jakby się bał, że zaraz się stłucze jak porcelanowa lalka. Odsunęłam się od niego, łapiąc oddech i zaczęłam całować każdy skrawek jego posiniaczonej twarzy. Kiedy skończyłam, on zrobił podobnie z moją twarzą. Potem przytuliłam się do niego i położyłam głowę na jego torsie. Czas stanął w miejscu i ta chwila była tylko nasza. Wiedziałam, że to za mało by zniszczyć miłość, która jest między nami. Chyba jeszcze nigdy nie kochałam kogoś tak bardzo jak Victora. Dla niego wiele mogłabym poświęcić i stracić. On jest miłością mojego życia i wierzę, że pokonamy każdą przeszkodę. Obym tylko się nie przeliczyła. Nie wiem, kiedy, zasnęłam, bezpieczna w jego ramionach. Obudziłam się szczęśliwa, że nie śnił mi się jeden ze stałych koszmarów. Przy nim nic złego mi się nie śniło. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się. Był taki słodki, kiedy spał. Nie miałam ochoty się ruszyć, a tym bardziej go budzić, ale w pokoju rozdzwonił się telefon. Podniosłam się i chciałam wstać, lecz nieskutecznie, gdyż mój narzeczony objął mnie w talii i otworzył oczy.
- A ty gdzie się wybierasz? – wymruczał opierając głowę na moim ramieniu.
- Chciałam odebrać telefon. Może to coś ważnego.
- Ten ktoś może poczekać. – to mówiąc musnął moje usta i przyciągnął mnie do siebie. Pocałowałam go i jakoś udało mi się wyswobodzić z jego objęć. Szybko podeszłam do stołu, na którym leżała moja komórka i odebrałam w ostatniej chwili. Dzwonił Jose. W firmie były jakieś problemy i musiałam jak najszybciej przyjechać. Westchnęłam i po skończonej rozmowie schowałam telefon do kieszeni. Wróciłam do ogrodu, gdzie Victor nadal siedział w tej samej pozycji, co przedtem.
- Kochanie, zostaniesz z małym? Jakieś kłopoty w pracy i muszę tam jechać.
- Czy to konieczne? Dopiero od wczoraj jesteś w domu. – wstał i przytulił mnie.
- To coś poważnego, a w końcu jestem szefową. Postaram się wrócić jak najszybciej. – spojrzałam na niego. – Poradzisz sobie z dzieckiem? Mleko dla niego masz w butelce, na blacie.
- Spokojnie, damy sobie z Dylanem świetnie rade. – musnął ustami moje czoło. – Uważaj na siebie.

***


Weszłam do siedziby mojej firmy, ubrana dość elegancko i otwarłam drzwi prowadzące do sali konferencyjnej, gdzie było dość głośno. Siedzieli tam wszyscy członkowie mojego zarządu i Jose. Byli podenerwowani i o coś zawzięcie się kłócili. Co się dzieje? Ostatnio zaniedbała interesy, ale tyle się działo, że nie miałam do tego głowy.
- Dzień dobry panowie. Co się dzieje? – zapytałam, siadając na swoim miejscu, u szczytu stołu. Spojrzeli na mnie i natychmiast zapadła cisza. Mimo, że większość z nich była ode mnie starsza, to darzyli mnie szacunkiem.
- Mamy problem szefowo. Konkurencja chce nas doprowadzić do ruiny. – odezwał się Martinez. Był zdenerwowany, co jest u niego rzadkością.
- To znaczy? Co takiego zrobili?
- Rozpowiadają naszym klientom, że jesteśmy na skraju bankructwa, zawyżamy ceny i źle wykonujemy projekty. Większość ludzi w to uwierzyła. Do tego jakiś jegomość chce się z Toba widzieć. Domyślam się, że nie będzie to towarzyskie spotkanie.
- Jest tutaj? – spojrzałam na resztę moich pracowników. – Nie bójcie się, nie pozwolę, żebyście zostali na lodzie.
- Czeka w twoim gabinecie. – kiwnęłam głową i podniosłam się. – To wszystko panowie. Zajmę się naszym kłopotami, a wy możecie wrócić do domu. Należy się wam odpoczynek. – wszyscy zaczęli wstawać i rozchodzić się, każdy w swoją stronę. Przeszłam do swojego gabinetu i otwarłam drzwi. Przy moim biurku siedział bardzo młody mężczyzna. Zaskoczyło mnie to, bo spodziewałam się kogoś starszego.
- Witam panią. Kiedy mogę spodziewać się szefa? – zapytał, a ja podałam mu rękę i usiadłam na swoim miejscu.
- Rozmawia pan z nim. W czym mogę pomóc? – zatkało go. Usiadł i wpatrywał się we mnie przez chwilę, lecz po chwili zreflektował się i uśmiechnął.
- Przepraszam. Myślałem, że to będzie ktoś..
- Starszy?
- Mniej więcej. – oboje się zaśmialiśmy. – Ana Puyol?
- Tak, a pan?
- Tyler Montgomery.
- Mało hiszpańskie nazwisko.
- Nie jestem Hiszpanem. Mieszkam w Barcelonie od niedawna. Ale przejdźmy może do tematu naszego spotkania. Reprezentuje dużą firmę, która chciałaby wykupić pani firmę. Proponujemy bardzo atrakcyjne warunki. – podniosłam się.
- Niestety, ale nie jestem zainteresowana. Jeśli tylko tego pan chciał to zapraszam do wyjścia.
- Nie dałaś mi dokończyć, ja.. – także wstał.
- A od kiedy jesteśmy na ty? Nie ma tematu. Nie odsprzedam mojej firmy. Do widzenia panie Montgomery. – to mówiąc otwarłam drzwi czekając, aż wyjdzie.
- Do zobaczenia, pani Puyol. – powiedział z czarującym uśmiechem i wyszedł. Usiadłam na brzegu biurka i zakryłam twarz dłońmi. Wiedziałam, że ostatnio mieliśmy pod górkę, ale nie wiedziałam, że aż tak. Pieniądze firmy dałam Tomkowi na okup, a reszta poszła na dwie nieudane inwestycje. Spojrzałam na papiery, które zostawił mi przyjaciel. Kolosalne długi, a zaraz nie będziemy mieli, za co opłacić pracowników. Klienci przeszli do konkurencji, a nowych nie przybywa. Co ja mam teraz zrobić? Usłyszałam pukanie, a po chwili w progu pojawił się Jose.
- Widzę, że już o wszystkim wiesz. – usiadł obok mnie. – Sytuacja nie wygląda za dobrze. Czego chciał ten koleś?
- Wykupić nas. Odprawiłam go z kwitkiem, ale coś czuję, że tak łatwo się nie podda. – objął mnie ramieniem, a ja oparłam się o niego. – Co my teraz zrobimy?
- Może ten wykup to nie taki zły pomysł? – spojrzałam na niego zdziwiona. – Musisz myśleć o pracownikach. Każdy musi z czegoś żyć.
- Zastanowię się, a teraz wybacz, ale zostawiłam Victora samego z Dylanem. – ten tylko kiwnął głową. – Zadzwonię jak tylko coś postanowię. Pozdrów rodzinkę. – to mówiąc zabrałam wszystkie papiery i torebkę, po czym wyszłam. Jak jedno się układa to drugie psuje.

***

Wróciłam do domu podłamana i bez sił na cokolwiek. Słysząc jednak śmiech moich dwóch ukochanych mężczyzn od razu się uśmiechnęłam i weszłam do salonu. Victor siedział z małym na rękach i delikatnie go podnosił robiąc mu przysłowiowy samolot. Mały śmiał się, a raczej próbował po swojemu pokazać jak mu się ta zabawa podoba.
- Moje dwie miłości. Tęskniłam za wami. – to mówiąc czule pocałowałam narzeczonego, a potem wzięłam od niego synka i przytuliłam do piersi, całując jego malutką główkę.
- A my za tobą. – bramkarz odwzajemnił pocałunek i objął mnie od tyłu w talii. – I to nawet bardzo. Pożar w firmie ugaszony?
- Niestety nie. Jest gorzej niż myślałam. Znowu coś się psuje.
- Wszystko się ułoży, zobaczysz. – musnął ustami mój kark, a mnie przeszły ciarki. To jeden z moich czułych punktów, a on dobrze o tym wie. Odwróciłam się do niego i spojrzałam w jego cudowne tęczówki.
- Pobierzmy się jak najszybciej. – spojrzał na mnie zaskoczony, a zarazem szczęśliwy. – Moglibyśmy połączyć ślub z chrzcinami Dylana.
- Myślałem, że chcesz jeszcze poczekać.
- A na co tu czekać? Kocham cie i wiem, że to z tobą chce spędzić resztę życia. – pocałowałam go.
- W takim razie dobrze. Jaki termin ci odpowiada?
- Oby jak najszybszy. – blondyn zaśmiał się i pocałował mnie.
- Jak sobie życzysz, ślicznotko. – w tym momencie czułam, że wszystko się jakoś ułoży. Będzie dobrze i choć przez chwilę nie będę musiała się zamartwiać. W tamtej chwili nie wiedziałam w jak wielkim błędzie jestem.


8 komentarzy:

  1. cudowny rozdział. Mam nadzieję, że w firmie wszystko się ułoży. A ,ślub Any i Victora oraz chrzciny Dylana - awww! *.* Nie mogę się aż doczekać. Pisz szybko kolejny ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie no a zepsuj tą sielanke to zobaczysz.. Jest za ładnie by się zepsuło :c Pisz szybko kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ajć. Kłopoty ;/
    Ale znając ciebie, szybko sie skończą ;D
    Rodzinka Valdes-Puyol - kocham *.*
    No i czekam na huczny ślub i weselicho :D
    Buuuźka ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. No to w firmie nie mają za różowo... Choć tyle, że pomiędzy Aną i Victorem się ułożyło :)
    To dobrze, że planują się szybko pobrać!
    Czekam na kolejny! :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Coś czuję, że sielanka się kończy. I nadchodzą kłopoty. :/ Szkoda, bo wreszcie wszystko się ułożyło między Aną i Victorem.
    Pisz szybko następny.
    Buziaczki ;**

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie żeby coś, ale ostatnie zdanie zdecydowanie mi się nie podoba...
    Ale omg, w końcu się pogodzili, są ze sobą szczęśliwi, a ja czekam na ślub i huczne wesele! *-* Tylko... czemu chcesz coś popsuć? Nie pozwalam ci ;c

    OdpowiedzUsuń
  7. Hm,ten koleś mi się nie podoba... I te długi,niefajnie. Oby sielanka trwała dłużej!
    Weny :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj ale kombinujesz o.O Nie ładnie, nie ładnie.
    No ale weselicho .. Ojaaaa <3 ja już chce !

    OdpowiedzUsuń