poniedziałek, 9 grudnia 2013

Rozdział 3.

Wiem, wiem rozdział jest średni, ale wedle życzenia Merche, daje im spokojnie pożyć. Póki co. W każdym razie, zapraszam na optymistyczny rozdział i mam nadzieje, że wyrazicie swoje opinie w komentarzach. A no i jest scena +18. Pozdrawiam.
***

Ana:

- Gdzie jest Dylan? – musiałam to wiedzieć. To mój synek i jest gdzieś tam, sam, bez rodziców. Dlaczego nie ma go ze mną? I co się stało z dłonią Vica? Blondyn spojrzał na mnie i pogładził mnie po policzku.
- Nie martw się, siedzą przy nim Carles i Vanessa.
- Ale dlaczego nie ma go tutaj ze mną? – do moich oczu napłynęły łzy.
- Jest w inkubatorze. Ale nie bój się, lekarze mówią, że przechodzi przez to każdy wcześniak. Póki, co nie możesz do niego iść, bo dopiero się obudziłaś. W zamian za to, do jutra, mam coś dla Ciebie. – spojrzałam na niego zdziwiona. Położył się obok mnie i objął ramieniem, a z kieszeni spodni wyjął swoją komórkę. Po chwili podał mi ją. – To właśnie jest nasz Dylanek. – spojrzałam na ekran, a z oczu popłynęły mi łzy wzruszenia. Victor nagrał filmik z naszym maleństwem. Maluch był podłączony do różnych przewodów i rurek. Jest taki malutki i bezbronny. Mój słodki synek. Położyłam głowę na piersi ukochanego i wpatrywałam się w nasze dziecko. Kiedy filmik się skończył odtwarzałam go ponownie.

***

Nareszcie udało mi się przekonać Lucę, żeby zgodził się, abym mogła odwiedzić synka. Następnego dnia, po porannym obchodzie, Victor posadził mnie na wózku i zawiózł do niego. Gdy go zobaczyłam to łzy pociekły mi po twarzy. Taki malutki i kruchy. Lekarz zgodził się, żebym mogła wziąć go na ręce. Lekarka wyciągnęła małego i podała mi moją kruszynkę. Przytuliłam go do piersi i pocałowałam w czubek głowy.
- Mój skarbek.. – wyszeptałam wsłuchując się w bicie jego małego serduszka i czując jego ciepło. – Mamusia już jest z tobą. - usłyszałam jakiś ruch, a potem pstryk. Podniosłam wzrok i zobaczyłam mojego narzeczonego z aparatem w ręku. Uśmiechał się.
- W końcu pamiątka musi być. – powiedział i cyknął kolejne zdjęcie.
- A teraz tatuś dołączy do zdjęcia. – powiedział Angelo wchodząc do sali i zabierając lustrzankę z rąk Valdesa. – No już, do rodzinki. – Vic stanął na mną. Luca porobił zdjęcia, potem sam był na kilku. W końcu nadeszła kolej Vica.
- A teraz maluszku, pójdziesz do taty. – uśmiechnęłam się i dzięki pomocy Angelo mały znalazł się w ramionach bramkarza. Jak oni cudownie razem wyglądają! Mogłabym patrzeć na nich godzinami. Nareszcie cała rodzina w komplecie. Moje serce rozpierało szczęście i miłość. Uśmiechnęłam się i wpatrywałam w dwie najważniejsze osoby w moim życiu.

***


Minął tydzień, od kiedy się obudziłam. Cały czas siedziałam przy inkubatorze pilnując mojego synka. Victor mi towarzyszył i zmieniał mnie, kiedy tylko mógł. W końcu musiał wrócić na treningi. Pokłóciliśmy się nawet o to. Chciał wszystko rzucić i tu siedzieć. Nie może teraz zawieść drużyny. Szczególnie zważając na to, że chce odejść. Niestety nie udało mi się go przekonać. Z rozmyślań wyrwał mnie głos przyjaciela, który usiadł obok.
- Powinnaś jechać do domu, odpocząć. Dylan będzie tu po znakomitą opieką. – pokręciłam głową.
- Zostaje tutaj Luca. Pielęgniarki i lekarze mają także innych pacjentów i nie mogą siedzieć przy małym non stop.
- Owszem, one nie mogą. Ale ja tak. – spojrzałam na niego. – Będę tu z nim siedział i nie spuszczę go z oka. Obiecuje Ana. – położył mi dłoń na ramieniu i uśmiechnął się lekko. Angelo pokazał już nie raz, że można mu zaufać i na niego liczyć. Wiedziałam, że dotrzyma danego słowa, a mi przyda się odpoczynek. Nie spałam od dwóch dni. Wypisali mnie ze szpitala dwa dni po tym jak odzyskałam przytomność, ale nie byłam jeszcze w domu. Teraz szpital był moim domem dopóki mój synek tu był.
- Dobrze, pojadę do domu. Dziękuje. – ucałowałam go w policzek i lekko przytuliłam, po czym pożegnałam się z małym i wyszłam na korytarz.

***

Victor przyjechał po mnie dziesięć minut później. Oparłam czoło o chłodną szybę i wpatrywałam się w krajobraz za nią. Byłam wykończona i bez życia. Nie widziałam się z nikim oprócz Carlesa i Victora. Lekarze zabronili odwiedzać małego ze względu na jego niską odporność. Kate dzwoniła i powiedziała, że mam dać jej znać, kiedy zabieramy Dylana do domu. Ciekawe, co takiego wykombinowała. Samochód zatrzymał się pod domem, a po chwili Vic otworzył mi drzwi i pomógł wysiąść.
- Wszystko dobrze? Jesteś bardzo blada. – zapytał z troską i objął mnie w talii.
- To tylko zmęczenie. Potrzebuje gorącego prysznica, paru godzin snu i mogę wracać do naszej kruszyny. – lekko się uśmiechnęłam i złożyłam na jego ustach czuły pocałunek. Wzięłam go za rękę i weszliśmy do budynku. Zdjęliśmy buty, a ja prowadziłam ukochanego na piętro. Weszliśmy do naszej sypialni, a z niej do łazienki. Spojrzałam mu w oczy i objęłam dłońmi jego kark. Domyślił się, o czym myślę, czego potrzebuje. On także tego pragnął. Widziałam to w jego spojrzeniu, dotyku. Pocałowałam go, po czym zaczęłam powoli zdejmować z siebie ubrania. Naga weszłam pod prysznic i odkręciłam kurek z ciepłą wodą. Gorący strumień zaczął ogrzewać moje ciało zmywając z niego zmęczenie i zmartwienia, a ja przymknęłam powieki. Poczułam jak mój mężczyzna obejmuje mnie i przyciska do ściany. Jego usta błądziły po mojej szyi, a ręce zaczęły pieścić każdy skrawek mojego ciała. Jęknęłam cicho czując jego nabrzmiałą męskość na moim brzuchu. Otworzyłam oczy i spojrzałam w oczy ukochanego. Każdy nerw, każda komórka mojego ciała go pragnęła. Tak bardzo za nim tęskniłam. Namiętnie go pocałowałam i rozchyliłam nogi. Podniósł mnie i delikatnie wszedł we mnie. Objęłam go nogami w pasie. Zaczęliśmy delikatnie się poruszać. Nawet nie wiedziałam, że tak bardzo mi tego brakowało. Tego odprężenia, tej bliskości. Woda oblewała nasze ciała, nasze usta połączyły się, a ręce błądziły po tak dobrze sobie znanych obszarach. Ulegliśmy naszym żądzom i pozwoliliśmy sobie na chwilę zapomnienia. Ucieczki od problemów i trosk. Teraz wiem, że ze wszystkim sobie poradzimy, bo mamy siebie. Jesteśmy razem na dobre i na złe. Oby to trwało jak najdłużej. Obyśmy przetrwali najgorszą burzę i razem obejrzeli tęczę.


6 komentarzy:

  1. Rozdział super! Jak zawsze. Oby wszystko sie ułozyło. Trzymam kciuki. Czekam na następny. Dużo weny życzę. Pisz szybko :*

    OdpowiedzUsuń
  2. A tam, rozdział jak zawsze świetny. Oby szybko mały wrócił do nich, pisz szybko kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czemu taki krótki? Tak u nich jest dobrze, słodko i wgl więc czemu tak krótko? :C
    Rozdział mi umilił ten straszny dzień, można siedzieć i marzyć, a VV z dzieckiem, omg *o*
    Czekam na kolejny! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ana ma wielkie szczęście, mieć takiego Valdesa przy boku, przyjaciół i rodzinę :)
    Czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  5. omnomnom <3 w końcu mogli spędzić kilka chwil na osobności i wiedziałam, że to wykorzystasz xD
    ale króciutki o.O
    weny :*****

    OdpowiedzUsuń
  6. Awwwww! ''Teraz wiem, że ze wszystkim sobie
    poradzimy, bo mamy siebie. Jesteśmy razem na
    dobre i na złe.'' *-* No słodko normalnie! <3
    Weny! :*

    OdpowiedzUsuń