sobota, 31 sierpnia 2013

Rozdział XXV.

Ana:

Był piękny lipcowy poranek, a ja właśnie wyszłam do ogrodu i usadowiłam się na jednym z leżaków. To już połowa piątego miesiąca ciąży. Mały daje się we znaki. Kopie jakby już chciał zagrać z wujkami jakiś mecz. Na szczęście minęły już nieprzyjemne aspekty takie jak nudności. Niestety doszły inne. Musiałam meldować się u Angelo, co dwa tygodnie, aby sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Stresował się ta ciążą bardziej niż ja. Nie można jednak powiedzieć, że byłam spokojna i opanowana. Mój synek jest zagrożony, dlatego całymi dniami przesiaduje w domu i zanudzam się na śmierć. Dla niego jestem w stanie zrobić wszystko. Właśnie dopijałam resztę soku, który miałam w szklance, gdy poczułam usta na moich policzku.
- Witaj kochanie. – powiedział Victor i kucnął obok mnie. – Jak się dzisiaj czujecie? – pogładził dłonią mój, już coraz większy, brzuch.
- Dzisiaj jakoś tak słabo. Choć mały kopie równie mocno, co zwykle. – uśmiechnęłam się, a bramkarz się zaśmiał.
- Coś cie boli? Wezwać Lucę? – zmartwił się.
- Nie, wszystko w porządku. Po prostu gorszy dzień. Jak tam na budowie? – robotnicy, którzy zajmowali się budową naszego domu, co chwilę dzwonili do Vica. Zazwyczaj z pytaniami lub wątpliwościami.
- Na szczęście bez problemów. Może miałabyś ochotę wyjść z domu? Shakira dzwoniła i razem z Pique zapraszają na urodziny Milana. Pomyślałem, że trochę rozrywki się wam przyda. – jakiego ja mam kochanego narzeczonego.
- Jesteś kochany. Już nie mogę patrzeć na ten dom. Ale nic się nie stanie dziecku?
- Rozmawiałem z Angelo i zgodził się bez problemu. Zaopiekuje się tobą i małym, obiecuje. – pocałował mnie, a potem wstał. – Idziesz? Pomogę ci się przygotować. – na jego ustach pojawił się huncwocki uśmiech.

***

Jak na złość nie miałam żadnej sukienki, w którą bym się zmieściła. Siedziałam zdołowana na łóżku, w sypialni. Odechciało mi się gdziekolwiek wychodzić. Muszę pogadać z Victorem o przełożeniu ślubu na po porodzie. Bo z moim ciałem nie znajdę sukienki ślubnej, która by na mnie pasowała. Przez natłok hormonów zachciało mi się płakać.
- Ana, co się stało? – zatroskany Vic pojawił się przy mnie.
- Nie mam, w co się ubrać. Wszystko jest na mnie za ciasne. – westchnęłam.
- Kochanie, jesteś piękna cokolwiek założysz lub i nie założysz. Ubierzesz jedną z moich koszulek i spodenki. – chciałam zaprotestować, ale czule mnie pocałował i tym uciszył mnie na dobre.

***

Na pierwszych urodzinach Milana nie zabrakło nikogo. Dom moich przyjaciół pękał w szwach od rodziny i przyjaciół. Pojawili się rodzice Gerarda i Shaki oraz cała drużyna Barcy. Zabrakło jedynie Tito Vilanowy. Mój narzeczony wspominał coś o pogorszeniu się stanu zdrowia trenera. Niedobrze. Gdy weszliśmy od razu dopadła do mnie moja przyjaciółka.
- Kochanie, wyglądasz kwitnąco! – uściskała mnie i pocałowała w oba policzki. – Victor! – tak samo przywitała mojego ukochanego. – Jak się czujesz Ana? Z małym w porządku?
- Witaj Shak. – uśmiechnęłam się. – Wszystko okej, mały zdrowy. Tylko hormony szaleją. – pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Znam ten ból. Ale najlepsze będzie, kiedy urodzisz. Te uczucie, kiedy trzymasz swoje dziecko w ramionach. Ahh.. – podszedł do nas mąż piosenkarki z ich synkiem na rękach.
- Ale ty urosłeś maluchu mój. – powiedziałam biorąc mojego chrześniaka na ręce. – Pamiętasz jeszcze ciocię? – ten zaśmiał się i przytulił do mnie.
- Ciocia Ana! – powiedział, a ja się rozpromieniłam.
- Wszystkiego Najlepszego Milanku mój kochany. – pocałowałam go w czoło i oddałam w ramiona Vica, który przytulił go mocno, a potem zaczął delikatnie go podrzucać. Mały śmiał się rozkosznie. Tak dobrze wyglądał z dzieckiem. Oczami wyobraźni widziałam go z naszym synkiem na rękach. Koło nas przeszedł Tello i Merche. Trzymali się za ręce. Lekko zaskoczona spojrzałam na przyjaciela, a potem koleżankę. A co z Agą? Postanowiłam jej poszukać. Po drodze witałam się z każdym i odpowiadałam na pytania o ciążę i moje samopoczucie oraz dziękowałam za gratulacje. Wreszcie ją wypatrzyłam. Siedziała sama na bujanej, drewnianej ławce na obrzeżach ogrodu. Wyglądała na zagubioną i przybitą.
- Hej Aga. – uniosła głowę. – Mogę do ciebie dołączyć? – kiwnęła tylko głową, więc usiadłam. Poczułam kopnięcie. – Domyślam się, że twój stan spowodowany jest kłótnią z Cristianem.
- Tak. Przed chwilą rozmawialiśmy o ile można nazwać to rozmową. Pokłóciliśmy się, a potem odszedł ze swoją nową dziewczyną. – w jej głosie wyczułam sarkazm. – A Ramos wyjechał, bo ja nie potrafiłam przetrawić informacji, które mi podał. A wiesz, przez co to wszystko? Przez ciebie. – wstała i spojrzała na mnie oskarżycielsko. Była zła. Źle mi się z nią rozmawiało na siedząco, więc też podniosłam się z ławki.
- Przeze mnie? Dlaczego? – starałam się mówić spokojnym tonem.
- Wtrącasz się we wszystko! Przez twój wypadek zjawiła się Merche i odebrała mi Tello. Do tego byłaś z Ramosem i go w sobie rozkochałaś! Kto wie, może to dziecko, które nosisz wcale nie jest Victora tylko na przykład Cesca! Pilnuj swoich spraw i daj mi święty spokój! – była wściekła, a mnie zabolały jej słowa. Do tego między wierszami nazwała mnie dziwką. – Domyślam się, że to ty kazałaś mu ze mną zerwać, prawda? Dziękuje ci bardzo! – z jej oczu ciekły łzy, a ona cała trzęsła się ze złości.
- Dlaczego nie spojrzysz na to, co sama zrobiłaś tylko obwiniasz mnie? To ty chciałaś, żebym przedstawiła cie Sergio. Poza tym, gdyby nie ja to nie wróciłabyś do Cristiana, bo wyjeżdżając do Polski zachowałaś się okropnie. Nie możesz obwiniać mnie o całe zło tego świata. – nie krzyczałam. Mówiłam już nie tak spokojnie jak na początku, ale starałam się nie podnosić głosu.
- No pewnie, przecież ty jesteś święta i nic nie zrobiłaś! Wiesz co?! Pieprz się Ana! – wrzasnęła i uciekła. Wbiegła do domu przepychając się między ludźmi. Poczułam ból i syknęłam zginając się wpół. Nie maleństwo, tylko nie to. Kolejny skurcz.
- Ana! Co jest? – koło mnie znalazł się zdenerwowany Carles. – Zawołajcie Victora! – krzyknął do stojących w pobliżu Villi i Daniego. Zaczęłam szybciej oddychać, a skurcze były coraz częstsze. Nie wiem, kiedy zjawił się Victor. Wziął mnie na ręce i szybko zaniósł do auta. Jeśli to jest to, co myślę to zaraz się rozpłaczę. Przecież nie mogę urodzić, nie teraz.

4 komentarze:

  1. Zła ( no dobra - wkurwiona) Aga ;D Ulalalala.. No nieźle. Teksty rodem z Serafinowskich ust :D hahahahah, sory musiałam :D
    Czyżby poroniła ? o.O Tego się nie spodziewałam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Age to tylko zabić!! Jak onna mogła?! Przecież kobiet w ciąży się nie denerwuje! Niech teraz mysz ją zjedzą! Biedna Ana.. Mam nadzieję,że nie poroni!

    OdpowiedzUsuń
  3. łał biedna Ana, przez tą kłótnie jest jeszcze gorzej mam nadzieje, że nie poroni i wszystko będzie dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurde Aga normalnie brak mi słów na jej glupotę. Egoistka pieprzona. Mam nadzieję, że synek Any i VV urodzi się cały i zdrowy bo jak nie to będzie kurde wojna!

    OdpowiedzUsuń