niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział IX.

Ana:

Kiedy Carles się obudził od razu przeniosłam go do innego szpitala. Nie ufałam już poprzedniemu lekarzowi, przez którego mój brat mógł umrzeć. Kiedy byłam już spokojna o Carlito, mogłam pomóc Jose i jego rodzinie. Postanowiłam się przebadać i sprawdzić czy mogę być dawcą szpiku dla Jasona. Siedziałam właśnie w gabinecie zabiegowym, w szpitalu miejskim, w którym przebywał syn Jose. Pielęgniarka kończyła pobierać mi krew. Na łóżku obok siedział Vic. Od kiedy mnie pocałował nie puszcza mojej dłoni. Zachowuje się jakby się bał, że gdy mnie puści, to zniknę lub ucieknę. Nie mieliśmy sposobności porozmawiać o tym co dzieje się między nami. W końcu tyle się teraz dzieje. Spojrzałam na bramkarza, któremu, druga pielęgniarka, wyciągała igłę i przyciskała wacikiem rankę. Valdes także postanowił się przebadać. To bardzo miłe z jego strony, że chce pomóc małemu.
Gdy wyszliśmy na korytarz, zobaczyliśmy siedzących tam Tello, Fabregasa, Messiego, Inieste, Pique, Albe, Thiago, Sancheza i Agnieszkę. Wszyscy trzymali rękę zgiętą.

- Co wy tu robicie? – zapytałam lekko zaskoczona. – Ktoś w ogóle został przy Carlito?

- Przyszliśmy zbadać czy możemy oddać szpik dla synka twojego przyjaciela. – powiedział Alexis uśmiechając się do mnie.

- Co do naszego kapitana to nie bój nic, są z nim David i Xavi. – dodał Jordi.

- Skąd wiecie o szpiku? – zadałam to pytanie, choć zaczęłam domyślać się odpowiedzi. Victor musiał im powiedzieć. Rozmawiałam z nim po tym jak mnie pocałował. – Victor wam powiedział? – blondyn się wyszczerzył, a chłopaki przytaknęli.

- Villa i Xavi byli już wcześniej. David o mało nie zemdlał. – zaśmiał się Cristian, a reszta mu zawtórowała.

- Ana, a jak ten chłopiec się czuje? – zapytała Aga. Widać, że przejęła się sytuacją małego Jasona.

- Jest stabilny, ale bardzo osłabiony i obolały. Głównie śpi. – odparłam, a dziewczyna westchnęła.

Poczułam jak Vic obejmuje mnie w talii. Nie przeszkadzało mi to, a wręcz przeciwnie, dodawało mi otuchy. Oparłam się o niego. Nadal trzymał mnie za dłoń. Wiem, że będziemy musieli porozmawiać, ale teraz wszyscy byliśmy skupieni na Jasonie.

- Kiedy będą wyniki? – zapytał Gerard.

- Za jakieś dwie godziny. – odpowiedziałam. Dochodziła osiemnasta i byłam kompletnie wyczerpana. Głównie psychicznie, choć fizycznie także. Ostatnie dni ostro dały mi się we znaki. Przydałoby mi się poćwiczyć i pozbyć się tej negatywnej energii.

- Wiecie co, ja nie będę tu siedzieć i czekać. Idę pobiegać. Do zobaczenia za dwie godziny. – to mówiąc pomachałam im i całując Victora w policzek wyszłam z budynku.

Parę minut później byłam już w domu. Przebrałam się w krótkie spodenki i bluzkę na ramiączkach. Do tego addidasy, iPod plus słuchawki, włosy spięte w kucyka i mogę biegać. Zrobiłam parę kółek na około Camp Nou i przystanęłam, żeby odpocząć. Akurat swoim kojącym głosem śpiewał James Blunt. Odetchnęłam i biegłam dalej. Nie wzięłam telefonu, a na iPodzie nie miałam zegarka, więc nie wiedziałam jak bardzo straciłam poczucie czasu. Uświadomił mnie dopiero Valdes, który podjechał autem pod stadion. Nie zauważyłam go, ale poczułam. Objął mnie w talii i pocałował w kark. Całe moje ciało przeszyły przyjemne dreszcze. Wyjęłam słuchawki i przystanęłam. Nadal jednak nie odwróciłam się do chłopaka.

- Co ty tutaj robisz? – zapytałam ze śmiechem. Musnął ustami moje ucho.

- Przyjechałem po ciebie, wszyscy czekają. - odparł wesoło.

– No tak, wyniki! Przez to bieganie, całkiem zapomniałam. Chyba muszę sobie sprawić jakieś tabletki na pamięć. – zaczął się śmiać. Odwrócił mnie przodem do siebie. Uśmiechał się.

- Kupię ci takie na urodziny. – dałam mu kuksańca w bok i pokręciłam głową.

- Zanim tam pojadę to muszę wziąć prysznic.

- A po co? Teraz jest bardzo dobrze. – znowu ten szelmowski uśmiech i iskierki w oczach. – Bardziej seksownie. – zamruczał. Uśmiechnęłam się kokieteryjnie i musnęłam jego usta.

- Niestety, to nie czas i miejsce. Poza tym, musimy porozmawiać. Teraz idę do domu pod prysznic. – zrobił zrezygnowaną minę i po chwili niósł mnie przewieszoną przez jego ramię.

- Nie, nie. Teraz jedziesz ze mną do szpitala po wyniki. – zaczęłam mu się wyrywać i drapać go po plecach. Nic jednak go to nie ruszało, a tylko śmiał się jeszcze bardziej. Jego śmiech był zaraźliwy, więc dołączyłam do niego. Wsadził mnie do auta i zapiął pasem, po czym usiadł za kierownicą i ruszył do szpitala. Byliśmy tam dziesięć minut później. Bramkarz ponownie przewiesił mnie przez ramię i wniósł do budynku. Na korytarzu, oprócz całej drużyny Barcelony byli także inni pacjenci, którzy dziwnie nam się przyglądali. Zrezygnowana przestałam protestować i westchnęłam. Chłopaki się śmiali, Aga patrzyła na nas z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Jedynie Cesc siedział cicho. Patrzył w sufit. Był tutaj także Jose. Dziękował każdemu po kolei za te badania. Wreszcie Vic mnie puścił i mogłam usiąść. W tym samym momencie pojawił się lekarz Jasona z wynikami.

- Mam dla państwa dobrą informację. Szczególnie dla pana, panie Martinez. Dwie osoby spośród przebadanych jest zgodne z Jasonem i mogą one oddać mu szpik. – wszyscy spojrzeli po sobie. Każdy zastanawiał się, kim jest ten, który może pomóc temu biednemu chłopcu. – Zgodni są pani Ana Puyol i pan Cristian Tello. – powiedział lekarz, a ja zamarłam. Zauważyłam, że Tello też zatkało.

– Mogę prosić państwa ze mną? Pana Martineza również. – wstałam i wraz z Cristianem i Jose poszliśmy za lekarzem do gabinetu.

- Kiedy można wykonać zabieg? – zapytałam bez ogródek. Owszem, bałam się jak cholera, ale czułam, że muszę to zrobić. Obiecałam przyjacielowi, że mu pomogę.

- Możemy to zrobić jeszcze dziś, jeśli jest pani gotowa i pewna swojej decyzji.

- Owszem, jestem pewna. Mogę to zrobić nawet teraz. – Jose podniósł mnie z krzesła i mocno przytulił. W oczach miał łzy szczęścia.

- Dziękuje Ana! Nawet nie wiem jak spłacę ten dług. - był wzruszony i biła od niego wielka radość i ulga.

- Niczego nie musisz spłacać. Obiecałam, że pomogę. Od tego są przyjaciele. – uśmiechnęłam się, a brunet wreszcie mnie puścił.

- Czy ja też mogę oddać szpik? – zapytał, do tej pory milczący, Tello.

- Oczywiście. Może być potrzebny, jeśli ten od pani Puyol się nie przyjmie. - odparł doktor i uśmiechnął się.

- W takim razie też się zgadzam. – Cristian również został wyściskany przez szczęśliwego Martineza.  Lekarz podał mi i piłkarzowi formularze do wypełnienia.

- Formularze wypisane, więc teraz proszę udać się ze mną do sali. Kto pierwszy? - spojrzał na mnie i piłkarza.

- Ja. – odpowiedziałam tylko, a Tello ścisnął mi dłoń, lekko się uśmiechnął i wyszedł. Jose też gdzieś zniknął. Pewnie poszedł przekazać dobre wieści Blance. Wyszłam za doktorem i zostałam zatrzymana przez Valdesa, który zastąpił mi drogę.

- Idziesz teraz na zabieg? – martwił się. Nie zważając na to, że przyglądają nam się piłkarze i Aga, pocałowałam go czule.

- Tak i nie martw się. Za jakieś półtorej godziny będzie po wszystkim. Zastanów się, co zjemy, bo umieram z głodu. – zaskoczyłam go tym gestem. Nim zdążył wrócić do siebie minęłam go i weszłam za lekarzem do gabinetu zabiegowego.

***

Ból był nie do zniesienia. Nie ten w trakcie zabiegu, lecz ten po.  Jest już po wszystkim, a lekarz użył znieczulenia  zewnątrz oponowego, więc nie było problemu z nie obudzeniem się po zabiegu. Nie byłam w stanie sama się ubrać, więc pomogła mi pielęgniarka. Z jej pomocą usiadłam na wózku, a ona wyprowadziła mnie do poczekalni. Cristian już tam czekał trzymając Agnieszkę za rękę. Widać było, że się stresował. Pielęgniarka nas zostawiła, a sekundę później był przy mnie Victor. Kucnął i pogłaskał mnie po policzku.

- Bardzo cie boli? – zapytał, a ja tylko kiwnęłam głową.

- Nie martw się Cristian, to da się przeżyć. – uśmiechnęłam się do Tello. Ten odwzajemnił gest i puszczając rudą wszedł do zabiegówki. Bramkarz wziął mnie na ręce, uważając na miejsce skąd został pobrany szpik.

- Jesteśmy z ciebie dumni Ana – powiedział Villa dając mi buziaka w policzek.

- Jesteś dzielna i cieszymy się, że należysz do naszej wielkiej, piłkarskiej rodziny. – dodał Gerard. Reszta im przytaknęła.

- Dziękuje wam. Teraz myślcie o Cristianie i wspierajcie go. – Valdes wyniósł mnie i posadził w samochodzie. Syknęłam z bólu.

- Wybacz, nie chciałem. – zmieszał się zapinając mi pas.

- Nic się nie stało. – odparłam cicho, a on usiadł za kierownicą.

- Nadal jesteś głodna? – zapytał, a ja kiwnęłam głową. – To jedziemy na Paellę z krewetkami. Co ty na to?

- Jeszcze pytasz! To moje ulubione danie. Pamiętałeś. – aż zrobiło mi się ciepło na sercu. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się czarująco. Nachylił się i pocałował mnie z taką czułością, z jaką chyba nikt mnie nigdy nie całował. Odwzajemniłam pocałunek i choć na chwilę przestałam myśleć o bólu, zmęczeniu i głodzie.

2 komentarze:

  1. Robi się coraz pikantniej :D Moja zdolniacha :)
    Biedny Tello i Ana :( Ale Vic dobrze się zaopiekuje Aną, jestem pewna :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę przyznać, że Ana jest bardzo dzielną osobą! Trzymam kciuki, żeby przeszczep się udał! Choć w sumie wszystko zależy od Twojej wyobraźni ;P Dobrze, że jest Victor, który ją wspiera... Pozdrawiam: Wierna Fanka Snicki :D

    OdpowiedzUsuń